sobota, 5 lipca 2008

Gdybym wygrał etap

Wiem, że to jest wyścig, w którym jeden dzień może zmienić życie. Gdybym wygrał etap... Byłem kilka dni temu w Polsce i znajomy mówi mi: "musisz być jak Kubica". Wiem, że nie będę jak Małysz czy Otylia, ale mogę zwiększyć zainteresowanie kolarstwem. Jestem gotowy na zwycięstwo etapowe w takim wyścigu. Podczas Dauphine Libere jechałem z głową do góry i cały czas czułem, że mogę wygrać i to nie dlatego, że ktoś osłabnie. To ja byłem mocny - powiedział Szmyd na łamach "Przeglądu Sportowego.

piątek, 4 lipca 2008

Mój wybór był stricte taktyczny

Wielu kibiców i znajomych pytało się mnie ostatnio czy nie mogłem jednak wystartować na Mistrzostwach Polski. Właściwie mogłem i do paru dni przed zawodami chciałem. Jasne, że większość peletonu TdF startowała w Mistrzostwach Narodowych, ale był to dla nich etap przygotowań po okresie odpoczynku jak np. u moich kolegów Cunego, Ballan, Tiralongo, Marzano (owszem jechali Tour de Suisse, ale nie Giro). Myślę, że nie znajdzie się wielu ludzi którzy jechali najpierw Giro d'Italia, a potem Dauphine Libere lub Tour de Suisse, a teraz staną na starcie Tour de France. Nawet Marzio, który będzie reprezentować Italię na Igrzyskach Olimpijskich w dwóch wyścigach nie startował w ogóle od zakończenia Giro, a tym bardziej nie jechał w Mistrzostwach Krajowych, ani na czas ani ze startu wspólnego. Tak jak pozostali AZZURRI dostał wolną rękę co do przygotowań wiedząc o starcie dużo szybciej. Patrzmy na najlepszych.

Mój wybór był stricte taktyczny. Nie jestem motocyklem, nie ścigam się w Formule 1. Nie wybieram startów zależnie od humoru. Musiałem odpocząć po Dauphine Libere, a wcześniej jechałem przecież Trentino, Romanię i Giro mając maksymalnie 5dni odpoczynku między tymi wyścigami. Później postanowiłem spokojnie realizować prace według zadanego planu. Trzy dni w górach nie byłyby możliwe ze startem na MP, a w moim odczuciu były konieczne. Nie zostawiam nigdy nic przypadkowi. Nie szukam przez to wymówek. Jak jestem mocny to dlatego, że pracuje dobrze. Jak slaby mówię, że mi nie szło lub analizuje gdzie popełniłem błąd. Nie byłbym spokojny na starcie Touru gdybym od Dauphine nie pojeździł trochę w górach. Zrobiłem w sumie 9.000 metrów przewyższenia w trzy dni. Wykonałem dobrą pracę, jednego dnia dochodząc do blisko 60 powtórzeń zmiany rytmu i intensywności jak zwykłem pracować z Leo przed ważnymi startami. To ważna praca której kolejny start na trasie w Złotoryi by mi nie zapewnił.

Słowo do kibiców. Nie ignoruje ich i obiecuję co postawiłem sobie za punkt honoru, iż postaram się kiedyś wygrać wyścig o MP, ale tylko wtedy jak trasa i warunki przygotowań na to pozwolą. Zbyt ważnym dla mnie wyścigiem jest Tour de France żebym sobie odpuścił chociaż jeden dzień pracy po to żeby stanąć na starcie wyścigu o MP. Bez domysłów proszę. W rozmowie ani Prezes ani "Wadek" nie powiedzieli mi że jak nie przyjadę na MP to nie pojadę na Igrzyska Olimpijskie czy Mistrzostwa Świata. Raczej nawet wykazali zrozumienie dla podjętej przeze mnie decyzji, a sam Piotr też przyznał że podobnie zrobił parę lat temu sam szykując się do Touru. Basta o tym .. jutro jest TdF i na tym starcie chcę się teraz skupić. Pierwsze etapy nie dla mnie. Chcę je spokojnie przejechać. Nic na siłę. Dyrektor powiedział Damiano, że o Marzio i o mnie może zapomnieć do pierwszej mety pod gorę. W dwójkę wychodząc z Giro musimy odnaleźć dobrą kondycję, a na to potrzeba kilku dni.

sobota, 14 czerwca 2008

Gonitwa psów

Dłuuuugi i ciężki etap, wszyscy w odjazd chcą pójść i mamy gonitwę psów przez pierwsze prawie 2 godziny wyścigu. Czapka z głowy dziś dla Sorensena, po tym co się z tyłu działo musiał mieć super nogę, że odjechał. No właśnie, z tyłu znów byłem wśród najlepszych. Ciężej mi szło niż wczoraj, ale rozglądając się wkoło nie widziałem nikogo swobodnie kręcącego. Zaczynam przyzwyczajać się do kręcenia wśród ludzi, którzy cały rok szykują się do wyścigu, który wystartuje już za 3 tygodnie. Niemała satysfakcja osobista, bardzo ważne dla mnie jakby nie było po tylu latach wśród pro. 

Były i błędy. Dziś się nie podobałem Leo, który mówi, że nie miałem ciągnąć z Alehandro, a ja mu mówię, że chciałem być drugi, a z Cadelem i Levim przed nami bym już nie był. No i dalej, że nie pogoniłem za Fedrigo; zgadza się, chwila słabości, może nieuwagi. 

Jutro będzie ciężko, mam nadzieję, że będę czuć się lepiej niż dzisiaj, bo do połowy Croix de Fer ledwo kręciłem, ale jutro tylko 130 km.

piątek, 13 czerwca 2008

Noga jest niesamowita

Od dwóch dni czuję, że noga jest niesamowita..., mamma mia, nie wiem co trzeba zrobić, żeby tak zasuwać. Aż sam sobie się spodobałem, pełna koncentracja i najmniejszych oznak zmęczenia, czy trudności przez cały etap. Oby tak i jutro, czekam do ostatniego podjazdu, bo wiem, że jest o co walczyć. 

Dziękuję wszystkim za smsy, kibicowanie, maile. Cieszę się, że niektórym dostarczyłem nawet więcej emocji niż nas piłkarze dzień wcześniej.

czwartek, 12 czerwca 2008

Być wśród najlepszych

Zacznę od dziś..., rano dzwonił Saronni i prosił żebym za wszelką cenę się nie zaginał aby pod góre być wśród najlepszych. Pod górę, ostatni ciężki podjazd przy równym tempie leciałem spokojnie, a jak zaczęli skakać, to odpuściłem, żeby nogi nie wykończyć. Na premii górskiej 100 m i na mecie też praktycznie 100 m. Gdyby była możliwość walki o zwyciestwo to bym się zagiął, bo wtedy jest zawsze szansa na skok na ostatnich kilometrach, a dziś widząc, że był odjazd, nie było już o co walczyć. Podobna taktyka na jutro, póki bedę w miarę spokojnie jechać, jadę. Jakbym musiał zbyt dużo wysiłku w to wlożyć, odpuszczam. TdF najważniejsze. 

Wczoraj czasówka, 9-ty międzyczas pod górę, resztę straciłem na trudnym zjeździe, w ulewie. Tak bywa, ale ogólnie bardzo jestem zadowolony z mojej czasowki, no i dyspozycji. Teraz najtrudniejsze utrzymać formę, ale się nie wypalić. Nie żebym był mało ambitny, ale zdaję sobie sprawę, że po przejechaniu Giro, chcąc utrzymać dobrą formę, muszę być bardzo inteligentny w tym co robię.

niedziela, 8 czerwca 2008

Czas na Dauphine Libere

Czas na Dauphine Libere - zabrali mi Mont Ventoux! A tak na poważnie to startuje bez żadnych założeń czyli nie tak jak ładnie jak napisano na naszej stronie chcąc mnie zrobić liderem. Właściwie to mnie nie chcą w tej roli, ale muszą coś napisać. Po rozmowie z Saronnim i z dyrektorem sportowym uzgodniliśmy, że wystartuje żeby dobrze potrenować przez ten tydzień na wyścigu, a nie w domu. a Jeśli samopoczucie i kondycja będzie to i na którymś etapie spróbuje zawalczyć.

Przez ostatnie sześć dni robiłem same przejażdżki, więc będzie mi ciężko pierwsze dwa-trzy dni. Później się zobaczy, gór jest dużo. Pojadę jednak bez specjalnego podcinania sobie nóg, bo najważniejsze by stanąć na starcie TdF w jak najlepszej formie. Lepiej być na starcie "Wielkiej Pętli" wypoczętym i świeżym niż już podmęczony czy nawet już w 100% kondycji. Nie też mogę zapominać że jadę na Dauphine praktycznie czwarty wyścig z rzędu nie mając miedzy nimi nigdy więcej sześć dni odpoczynku.

Fizycznie czuje się okej, ale psychicznie zaczyna mi ciążyć. No i głowa. Wrócił mi ból w miejscu uderzenia, ale odzywa się tylko przy wysiłku. Lekarz powiedział po takim czasie to nie może być nic poważnego. Prawdopodobnie membrana otaczająca mózg jest w stanie zapalnym czy opuchnięta. Nic strasznego, ale dokuczliwe bardzo. Jak dalej tak będzie to chyba będę musiał jechać zrobić prześwietlenie.

foto: www.corvospro.com

Długo nie pisałem

Trenowałem spokojnie w górach do startu Tour de France.. Nawiązując do ostatnich wydarzeń to w moim odczuciu - tak jak mi zależy na starcie w reprezentacji Polski tak samo mocno i PZKol-owi powinno zależeć na tym abym w Pekinie startował. Wadek mówi, że to jego decyzja. Prezes mówi, że się nie miesza. Ja oczywiście w to nie wierze bo historia pokazała, że za każdym razem było inaczej. Ale jeśli tak by miało być to gorzej przecież dla Piotra ... no i zastanawiam się jak pozbawieni pasji i ambicji muszą być zatem ludzie stojący za sterami PZKolu, że tak wielką odpowiedzialność dają jednemu człowiekowi i nie chcą się mieszać do najważniejszych dla Związku i jego dobrej twarzy decyzji. Dla mnie to jest tak jakby ktoś mnie jutro uczynił Prezesem Polskiego Związku Zbieraczy Motyli i miałbym nagle kierować jakąś organizacją nie rozumiejąc wcale pasji i zamiłowania owych zbieraczy. Pewnie bym zrezygnował ... a może nie, może lepiej mieć stołek pod tyłkiem bo to zawsze fajna sprawa.

Od kilku miesięcy zresztą słyszałem dobre rady od ludzi mniej lub bardziej z PZKol-em związanych, że nie mam więcej już nic pisać na temat polskiego kolarstwa i układu w nim panującego bo tu cytuje "nigdy już nigdzie nie pojadę" No cóż. Majka i tak mi wyśle kartkę z Pekinu! I na zakończenie żeby nikt nie miał wątpliwości ani problemów z interpretacja mojego tekstu. Chciałbym podziękować imiennie Prezesowi PZKol Wojciechowi Walkiewiczowi oraz Selekcjonerowi Kadry Narodowej i Olimpijskiej Piotowi Wadeckiemu za uznanie okazane dla moich sportowych osiągnięć w rozmowach telefonicznych jakie z nimi w zeszłym tygodniu przeprowadziłem. Na kilka dni przed MP. Za to że w ich oczach jestem najlepszym polskim kolarzem odbiegającym od poziomu w Polsce. Jednym z głównych faworytów (prezesa) do startu na IO, a także za to że Piotrek bardzo mocno o mnie walczył i "stal murem za mną" cały czas .... Znaczy to dla mnie wiele, bo nie często od ważnych głów słyszy się takie słowa. To jak "good job" rzucone mi przez Contadora po Mont Ventoux rok temu czy gratulacje od Leo za jazdę przez cały wyścig jak sam powiedział z najlepszymi ludźmi na świecie pod górę. Ja naprawdę nie lubię jak się o mnie dobrze mówi ... za dużo tego.

niedziela, 1 czerwca 2008

Moje Giro mogę uznać za zakończone

Jeszcze tylko samotna przejażdżka do Mediolanu i koniec. To Giro na myśl o którym w grudniu zeszłego roku cieszyłem się, że będę je oglądać w TV. Okazało się najcięższe i najsilniej obsadzone ze wszystkich, które dotąd jechałem. No i nie było złe w moim wykonaniu, no może poza ostatnim dwoma górskimi etapami.

Kraksa na pewno nie była potrzebna. Wczoraj jeszcze jadąc pod Gavię tak mnie bolała głowa, że chciałem się wycofać, ale po zjeździe wszystko minęło. Znowu deszcz i zimno, jak dzień wcześniej. Z 25 stopni zrobiło się 6-8 na górze do tego na mokro. Właśnie, jedyne co mi się nie podobało to brzydka pogoda, która nas prześladowała od samego Palermo.

Pod Mortirolo chciałem być z przodu, próbowałem, ale noga "nie odpowiadała". Siły nie było, nie potrafiłem dać z siebie wszystkiego. Najważniejsze że Marzio się wybronił. Raz jeszcze potwierdziło się to co wcześniej mówiłem. "Nigdy nie wiadomo kiedy komuś korby odbiją". Rewelacyjny dzień wcześniej Di Luca tu akurat nie dał rady i tym samym ustąpił miejsca na podium naszemu Marzio.

piątek, 30 maja 2008

A Giro wciąż otwarte

Nawet podium dla Marzio jest jeszcze możliwe. Swoją drogą kto by się spodziewał, że tak korby odbiją "Gibo"? Jutro wszystko się jeszcze może zdarzyć. Pod Vivione byłem z najlepszymi, ale pod koniec zjazdu na jednym z zakrętów czując, że uchodzi mi przednie koło, skontrowałem i tym samym prosto w stojący przy drodze dom centralnie uderzyłem.

Trochę boli mnie tylko głowa. Na szczęście obyło się bez złamań i innych poważnych problemów. Chociaż przyznam, że o całym świecie nic nie wiedział w chwili gdy dyrektor na rower z powrotem mnie wsadził i kazał dalej jechać przy okazji ubierając w grubą kurtkę. Dobrze, że tak to się skończyło. Zdrowie najważniejsze. Leżąc na asfalcie z boląca szczęka myślałem tylko żeby mi jej drutować nie musieli.

Na jutro mam jedno zadanie. Być z Marzio na podjeździe pod Aprikę, nic więcej. Wcześniej pod Mortirolo. Na pewno będzie się działo, ale dla nas najważniejsze żeby nigdy do zgody nie doszli na przykład Ricco z Di Luką czy Contadorem na dokładkę.

czwartek, 29 maja 2008

Wiadomo kto i kiedy odjedzie

Są etapy takie jak dzisiejszy kiedy wiadomo kto i kiedy odjedzie. W autobusie przed startem widząc, że pada i znając przekrój trasy jednoznacznie przyznaliśmy ten etap Voigtowi! Takie rzeczy się wie. Wiadomo było że odjada też Bettini i "Purito". A ja pomyślałem jadę z nimi. Czyli doppio espresso na starcie, pierwsza linia i koncentracja. Nikt nie skoczył pod pierwszy podjazd. Potem niebezpieczny kręty zjazd w deszczu i ja automatycznie znalazłem się w połowie grupy, Dalej "wyciągąra" pod drugi podjazd na rundzie z Mistrzostw Świata 2009 i od razu grupka z przodu.
Ach można się teraz ugryźć. Może zabrakło determinacji, a może po prostu dwa kolejne etapy jakie nas czekają przekonują mnie do oszczędzania sił. Swoją drogą tak wczoraj jak i dziś cholernie ciężko mi się oddychało. Mam nadzieje, że jutro w górach będzie już łatwiej. Co do tras Mistrzostw na rok 2008 i 2009 to powiem jedno, że będzie ciężko. Ale lepie żeby nie padało bo wtedy będzie się działo. Szczególnie na trasie w Mendrisio.

wtorek, 27 maja 2008

Analizując wczorajszą czasówkę

Analizując wczorajszą czasówkę, widzę że pojechałem zdecydowanie lepiej pierwsze 8 kilometrów, bo po nim byłem trzynasty. Kiepsko za to 5-kilometrowy kawałek szutrowy miałem przejechany dopiero z 26-tym czasem. A po nim właśnie mi się pozornie super jechało. I tu problem. Myślę, że w błąd mnie wprowadziły opowieści o tym jak jest sztywno i niemożliwie przez co założyliśmy małą tarczę z przodu 30 zębów! Marzio i ja używaliśmy bowiem korby z 3 tarczami. Uważam, że zdecydowanie za miękka była moja jazda, kręciłem nogami lecz szybkości przy tym nie było. To tak na przyszłość. Szkoda że jej wcześniej nie mogłem zobaczyć.

Rozmawiałem z Leo. Ma złamany palec i złamanie w nadgarstku. Lekarz uważa, że może Piepoli może mieć też pęknięte któreś z żeber, ale bez przemieszczeń bo tego na zdjęciu nie widać. Z nadgarstkiem musi poczekać co do ostatecznej diagnozy. Jakby były problemy po 10-12 dniach to może będzie trzeba włożyć dłoń śruby żeby nie było powikłań. Na razie dla niego nici z myśli o Tour de Suisse i tym bardziej Tour de France, który też miał w swych planach.

poniedziałek, 26 maja 2008

Też tu byłem

Powiem, że założylem sobie przed startem jako satysfakcjonujące miejsce w 15-tce, no i przyznam, że i tak jestem bardzo zadowolony. Większe straty od najlepszych na tegorocznym Giro, ale już blisko, albo lepiej od wielu dobrych kolarzy, górali. Po dzisiejszym etapie, jak po Col delle Finestre, Zoncolan, mogę powiedzieć, że też tu byłem.

Spektakl niesamowity, tłumy ludzi i coś więcej. Dzięki Marzio, no i mojej z nim jeździe w górach. Przy Marzio setki jego kibiców dzisiaj i mi kibicowało na trasie - bardzo miło. Zresztą i Polaków też nie zabrakło. Rano Saronni powiedział mi, że na dzień dzisiejszy jestem w składzie na TdF i że to się już nie powinno zmienić. Mała satysfakcja jest!

foto: www.corvospro.com

sobota, 24 maja 2008

Od startu próbowałem się zabrać w odjazd

Dzisiaj czułem się znakomicie, choć wynik ostatecznie nie wyszedł jakiś rewelacyjny. Od startu próbowałem się zabrać w odjazd. Kilka razy skakałem, ale musiałem w pewnym momencie odpuścić by złapać oddech i wtedy uformowała się ucieczka. Niestety nie znałem wcześniej podjazdu pod Cerro Veronese (góry Damiano), na której miały miejsce te wszystkie skoki. Potem jechałem już cały czas obok Marzio. Czułem się świetnie, oddychałem spokojnie. Marzio nawet pół żartem-pół serio na ostatnim wzniesieniu powiedział do mnie, że się chyba czuję się lepiej od niego.

Niestety w samej końcówce sił mi zabrakło. Nie chodzi o brak wytrzymałości czy nawet siły, lecz o fakt iż na takiej stromiźnie musiałem już przepychać najlżejsze przełożenie i wypadłem ze swojego rytmu tzn. właściwej kadencji. Niestety w naszej ekipie na skutek wpadki Campagnolo, kompakt ma tylko Bruseghin, ja zaś jechałem na przełożeniu 39x26 czy potem nawet sztywniej - przyznam, że nie sprawdzałem co mi dali po defekcie na 5 km przed szczytem Manghen. Tymczasem jestem zaś pośród górali chyba jednym z najbardziej miękko kręcących kolarzy.

Jutro mam wolną rękę i od startu spróbuję zabrać się w odjazd. Mam nadzieję, że tym razem będę miał więcej szczęścia. Biorąc pod uwagę stromiznę podjazdów pod Giau i Marmoladę zakładam kasetę z 27 zębami. Z przodu niestety nadal będę skazany na małą tarczę 39. Dwa górskie etapy za nami i przyznam, że chyba nigdy się tak na Giro dobrze nie czułem jak w tym roku..., inaczej, tak dobrze mi się nie jechało. Wczoraj super do 3 km przed metą, a jak się zrobiło ciężej i nie mogłem utrzymać już wysokiej kadencji, to i nie utrzymałem pierwszej grupki. Mój odwieczny problem na wyścigu to, że jak idzie mocno, jak jest sztywno, to mam problemy. Podobnie i dzisiaj, pod Giau wjechałem praktycznie z nimi, później dużo pracy dla Marzio i stąd może i w końcówce trochę zabrakło, ale spokój! Widoczny byłem, wszyscy zadowoleni, a i ja w sumie w 100% wykonuję pracę dla której zostałem na Giro zabrany.

Nie tylko jestem tu pomocnikiem przyklejonym do lidera, bo mam wolną rekę od startu. Wczoraj kilka skoków i zabrakło mi w tym właściwym momencie, dzisiaj, pomijając parę z sella-baliani, pozostali odjechali ze zjazdu, a to już nie jest mój najmocniejszy punkt. Jutro również będzie ciężko ale i ciekawie.

foto: www.corvospro.com

czwartek, 22 maja 2008

Aktywny dzień odpoczynku

Aktywny dzień odpoczynku, dosłownie i do końca dzięki rozsądkowi sędziego głównego i organizatora, którzy zatrzymali czas na 3 km do mety. Coś o czym w grupie od lat się mówi, że powinno być tak zawsze na etapach stricte dla sprinterów; bezpieczniej, a pewnie i ciekawiej, bo sami sprinterzy i ich grupy rozgrywają finisz.

A jak zawsze ścigając się nie zapominam o wielu kibicach, którzy mnie wspierają, niektórzy piszą, i wszystkim bardzo dziekuję. A dziś w szczególności jednemu z nich z Kielc, który po raz kolejny pojawił się na trasie Wielkiego Touru z flaga biało czerwoną zapowiadając, że jak pojadę TdF w tym roku, to też tam będzie! Miło zawsze spotkać rodaków na trasie Giro. Lorenzetto na szczęście tylko poobdzierany, mocno, ale bez złamań. Benna już trzeci jak przeczuwałem, a jak będzie czwarty, to też pewnie nic się nie stanie.

foto: www.corvospro.com