
piątek, 25 lipca 2008
czwartek, 24 lipca 2008
Z TdF wycofał się po upadku Damiano
środa, 23 lipca 2008
W ten sposób "skończyłem" Tour de France

Mam teraz małego kaca moralnego. Cały Tour de France czułem się super, wciąż byłem w górach obecny, a dziś wierzyłem że w 10-tkę na etapie wejdę, że stać mnie na to a tu nitki z tego. Tak bywa. Nie jestem motorem, za talent wielki też się nie uważam. Tak po prostu się zdarza. Szkoda i tyle. Ciężko dziś powiedzieć kto wygra. Sastre, Frank Schleck, Evans? Ciekawa sprawa i tylko szkoda że znów prawdopodobnie się wszystko rozstrzygnie na długiej czasówce.
Myślę i wierzę w to, że swym występem wielu kibicom sprawiłem sporo radości. Sam dobrze pamiętam jak szukałem kiedyś na etapach górskich "Rybę" gdzieś z przodu. Dziękuje wszystkim bardzo mocno za wsparcie i kibicowanie. Dziękuje kibicom których znalazłem na trasie, a dziś w szczególnie było ich wielu wzdłuż finałowego podjazdu z flagami biało-czerwonymi.
foto: www.corvospro.com
wtorek, 22 lipca 2008
Na odprawie dostaliśmy proste i zwykłe zadania

Przyznam od razu, że sprawia mi to ogromną satysfakcję być znowu po górach z przodu. Także te sms-y od ludzi, którzy piszą: że są ze mnie dumni, że moja narzeczona powinna być dumna i nasz kraj również. Po etapie dzwonili do mnie z jednej z najsilniejszych drużyn świata z propozycją kontraktu. Proszę na razie bez spekulacji, bo różne glosy chodzą. Jak będzie czarne na białym i odpowiedni moment to powiem gdzie będę jeździć. Chcę lidera! Widzę, że na Tour de France naprawdę jest super okazja na pokazanie ile się jest wartym.
foto: www.corvospro.com
poniedziałek, 21 lipca 2008
Sylwester Szmyd zapowiada atak w Tour de France!

Sylwester Szmyd to świetny specjalista od jazdy w górach. Na etapie o podobnym profilu podczas czerwcowego wyścigu Dauphiné Libéré zajął czwartą pozycję, wyprzedzając trzeciego obecnie w Tour de France Cadela Evansa. Polak po 15 etapach zajmuje 33. miejsce, z 32 minutami straty do prowadzącego Luksemburczyka Franka Schlecka. Nie musi już jednak pomagać liderowi grupy Lampre - Damiano Cunego. To wymarzona sytuacja, by podjąć walkę o dobrą pozycję na etapie, być może nawet o zwycięstwo.
Olgierd Kwiatkowski: W niedzielę przyjechał pan tuż za niedawnym liderem Tour de France Cadelem Evansem, na 16., najlepszej dla siebie pozycji w tym wyścigu. Co by było, gdyby nie musiał pan pomagać liderowi swojej grupy?
Sylwester Szmyd: Może straciłbym do najlepszych tylko kilka sekund, zyskałbym jednak najwyżej dwie, trzy pozycje. Nie ma więc aż tak bardzo czego żałować. Tempo było strasznie mocne. Do tego zagubiłem się na samym początku, kiedy Damiano odpadł od czołówki. Cały czas oglądałem się za nim. Zupełnie nie wiedziałem, co robić, jak rozegrać ten etap, choć dyrektor grupy powiedział mi wyraźnie, że jak Damiano nie będzie miał sił, to mogę ruszyć do przodu. Kiedy na dobre ruszyłem, przerwa między mną a czołową grupą była już wyraźna. Trudno było gonić.
We wtorek i środę dwa ostatnie górskie etapy. Kiedy już wiadomo, że Damiano Cunego nie ma szans na dobrą pozycję w klasyfikacji generalnej, powalczy pan o zwycięstwo etapowe?
- W Lampre już nikt nie będzie mnie trzymał przy liderze. Mogę jechać swoje, a "noga" jest dobra. W górach stać mnie na jazdę z najlepszymi, co pokazałem w niedzielę. Dla mnie Tour de France kończy się w środę, kiedy kończą się góry. Teraz jest więc ostatnia szansa.
Zaatakuje pan we wtorek, czy może w środę pod l'Alpe-d'Huez?
- Wiele zależy od tego, jak się będę czuł rano, ale spróbuję zaatakować na wtorkowym etapie, w drugiej części końcowego podjazdu. Mam świadomość, że stratę w "generalce" mam dosyć sporą. Jeślibym odjechał, Evans albo Schleckowie nie będą mnie chyba ścigać. W środę czeka nas najbardziej morderczy etap. Uważam, że na przedostatnim podjeździe pod Croix-de-Fer w czubie zostanie nie więcej niż 20 zawodników. Jechałem tam w tym roku na wyścigu Dauphiné-Libéré, wtedy właśnie przetrzebił się peleton. Było strasznie ciężko, a teraz na dokładkę jest jeszcze l'Alpe-d'Huez.
Liczy pan jeszcze na znaczny awans w klasyfikacji generalnej?
- Już w Pirenejach sobie odpuściłem. Pod Tourmalet dobrze się czułem i jechałem szybko, ale potem pod Hautacam - najwolniej, jak się dało. Straciłem 18 minut do Piepolego, gdybym chciał, mogłem o połowę mniej. Ale chciałem oszczędzić siły na pozostałe dni. Dziś widzę, że dobrze zrobiłem.
Kto wygra Tour de France? Różnice między pierwszą trójką są sekundowe.
- Cały czas uważam, że faworytem jest Evans. Najlepiej jeździ czasówkę, a przedostatni etap to właśnie jazda indywidualna. Wiele zależy od tego, jak rozegrają się dwa kolejne etapy. Ktoś z jego rywali musi zaatakować, i to najlepiej już we wtorek. Chodzi o to, że po zjechaniu z gór nawet kilkadziesiąt sekund przewagi nad Australijczykiem nic nie da. Bracia Schleckowie czy Carlos Sastre muszą go wyprzedzać o dobrą minutę. Ale w górach ciężko zgubić Evansa. W niedzielę pękł dopiero na ostatnich metrach.
Startuje pan pierwszy raz w Tour de France, oczarował pana czy rozczarował ?
- To normalny wyścig, uważam, że Giro jest znacznie cięższe. Tour de France potrafi się jednak dużo lepiej sprzedać i na tym polega jego fenomen.
Ma pan już plany na drugą połowę sezonu?
- Trochę odpocznę i na 99 procent przyjadę na Tour de Pologne. Nie mam wielkich nadziei na dobry wynik, bo nie odpowiada mi jazda na rantach [specjalna technika jazdy przy silnym wietrze]. Mogę wtedy dużo stracić, ale myślę o kibicach. Mimo że dawno nie ścigałem się w Polsce, mam ich naprawdę wielu.
żródło: Gazeta Wyborcza
foto: www.corvospro.com
niedziela, 20 lipca 2008
No i wróciły góry

Jak niektórzy bardziej uważni kibice spostrzegli zacząłem podjazd z dalszej pozycji i zaraz od dołu jak pękło zostałem w drugiej grupce. Marzio się zebrał żeby zespawać, a tu Damiano przez radio krzyknął "piano", no i się wszystko rozjechało, a ja sam juz nie wiedziałem co zrobić i zostałem może jeszcze kilometr z nimi po czym pojechałem sobie, ale pierwszych już nigdy nie doszedłem. Mam potwierdzenie dobrej nogi. Cały podjazd na solo i mała strata do najlepszych, ale i trochę zaskoczenie. Właściwie niepotrzebnie zagubiłem się na początku podjazdu. Damiano? Nie ma go - nie ukrywajmy. Marzio też przy kolacji był podenerwowany, bo czul się znakomicie na tym etapie. Obaj mieliśmy świadomość, że można było z najlepszymi przyjechać.
fot: www.corvospro.com
sobota, 19 lipca 2008
Kolejny bardzo szybki etap
piątek, 18 lipca 2008
To był jeden z gorszych, cięższych dni w całym moim życiu kolarskim

Etapy "międzygórza" szybkie. Dziś bardzo nerwowo przez silny boczny wiatr od początku etapu, który na szczęście ucichł pod koniec. Ja wczoraj jechałem lepiej, dziś gorzej ale to pewnie głównie przez głowę. Do niedzieli będzie dobrze.
czwartek, 17 lipca 2008
środa, 16 lipca 2008
No i zaczęły się etapy na odjazdy
Mi dzisiaj ciężko szło, jak przeważnie po pierwszym dniu odpoczynku. Rozmawiałem z Leo o taktyce na najbliższe etapy górskie. Jakiś pomysł mamy, ale o tym powiem jak będzie czas. Wciąż mam dobre odczucia. W "La Gazzetta" przy faworytach typu Vandevelde, Ricco, Nibali podsumowując ich jazdę i szanse na dobry wynik końcowy wśród argumentów na minus napisali "jechał Giro, spodziewany spadek formy". Ja jednak się tego nie spodziewam.
wtorek, 15 lipca 2008
Pielgrzymka do Lourdes

Z pierwszych komentarzy dotyczących nie występowania grup zawodowych o licencje Pro Tour słyszę tylko jedną opinię i bardzo dobrze. Fakt, że niewiele dobrego nam przyniosła ta reforma. Zresztą wiemy doskonale, że nie zawsze działacze muszą wiedzieć co jest najlepsze dla środowiska, którym kierują. A swoja drogą, jak już tu jesteśmy przy takim temacie i ktoś chciałby mi zarzucić brak dyplomatycznego podejścia do tych spraw to dodam tylko, że to co inni nazywają dyplomacja ja nazywam fałszem i obłudą. Mówię to co się innym nie podoba, ale robię to mając nadzieję, że nie obrażam nikogo, bo nie chciałbym a by tak było. Zresztą jak ktoś ma czyste sumienie nie powinien czuć się poruszony.
Dzwonił do mnie rano Leo i sam mi przyznał, że jak mnie widział pod Tourmalet to od razu spostrzegł, że kręcę łatwo i czuje się super. Jak powiedział "bo po tych wszystkich latach wiem doskonale kiedy ci idzie lekko, a kiedy nie." Oczywiście Tour się nie kończy. Piepoli mówił tylko żebym teraz jak będę miał nogę i okazję to po prostu atakował pewnie i zdecydowanie. A kiedy on mi to mówi - mi nie pozostaje nic innego jak mieć nadzieje, że forma nie ucieknie.
A to sobie przerwę zrobiłem
W treningach też popuściłem i teraz czuje tego rezultaty. Ciężko idzie, ale wciąż do przodu. Wracając do początku. Po Dauphine jak już nadmieniłem odłożyłem na tydzień rower a potem powoli wznowiłem treningi bez większych obciążeń. W Polsce więcej skupiłem się na lataniu samolotem, taka mała pasja ale do licencji jeszcze trochę mi brakuje!
Przy braku gór jeździłem dużo za motorem żeby chociaż cos robić. Od 10 dni jestem u siebie i powiem że dużo trenuje, nie tyle co "Leo" bo on juz do 7h i 5000 metrów przewyższenia dochodzi, ale ja niewiele mniej. Noga na razie jeszcze słaba, trochę brakuje ale przy cierpliwej i dobrej pracy wierze że na Portugalię będę gotowy. Brixia Tour zgodnie z tym jak chciałem nie jadę. Tak lepiej, bo mam więcej czasu na spokojne i solidne treningi. Pierwszy ważny etap na Portugali to trzeci odcinek, tak więc mam dwa etapy na zrobienie rytmu a wiedząc jak piorą w Portugali bez obawy przeciągną mnie na pewno w te dwa pierwsze dni. A potem Vuelta a Espana.."Leo" mówi żebym się nie wykończył w Portugali to będę mógł powalczyć w Hiszpani. Zobaczymy jest w końcu 10 dni czasu między tymi wyścigami na odpoczynek.
Tour de France. Dla mnie to wszystko jest zaskoczeniem. Przez taką politykę załatwiania spraw (przez dziennikarzy) mamy TdF bez liderów i jakby nie było bardzo sfałszowany. Z pewnością jednak ciekawszy od tych z Lancem. Dwa dni temu na etapie wygranym przez Mienszowa widzieliśmy pierwszy raz od wielu lat czołówkę, która kręci jak ludzie, kolarzy którzy próbują "oddać skoki" ale nie maja juz siły, zdobywają dwa metry i siadają na koła, widzimy na ich twarzach grymas wysiłku i wielką radość ze zwycięstwa.. będzie ciekawiej. Myślę, wierzę, chciałbym aby coś się w kolarstwie zmieniło. Zmieni się - mało ale na pewno coś.
Przy braku gór jeździłem dużo za motorem żeby chociaż cos robić. Od 10 dni jestem u siebie i powiem że dużo trenuje, nie tyle co "Leo" bo on juz do 7h i 5000 metrów przewyższenia dochodzi, ale ja niewiele mniej. Noga na razie jeszcze słaba, trochę brakuje ale przy cierpliwej i dobrej pracy wierze że na Portugalię będę gotowy. Brixia Tour zgodnie z tym jak chciałem nie jadę. Tak lepiej, bo mam więcej czasu na spokojne i solidne treningi. Pierwszy ważny etap na Portugali to trzeci odcinek, tak więc mam dwa etapy na zrobienie rytmu a wiedząc jak piorą w Portugali bez obawy przeciągną mnie na pewno w te dwa pierwsze dni. A potem Vuelta a Espana.."Leo" mówi żebym się nie wykończył w Portugali to będę mógł powalczyć w Hiszpani. Zobaczymy jest w końcu 10 dni czasu między tymi wyścigami na odpoczynek.
Tour de France. Dla mnie to wszystko jest zaskoczeniem. Przez taką politykę załatwiania spraw (przez dziennikarzy) mamy TdF bez liderów i jakby nie było bardzo sfałszowany. Z pewnością jednak ciekawszy od tych z Lancem. Dwa dni temu na etapie wygranym przez Mienszowa widzieliśmy pierwszy raz od wielu lat czołówkę, która kręci jak ludzie, kolarzy którzy próbują "oddać skoki" ale nie maja juz siły, zdobywają dwa metry i siadają na koła, widzimy na ich twarzach grymas wysiłku i wielką radość ze zwycięstwa.. będzie ciekawiej. Myślę, wierzę, chciałbym aby coś się w kolarstwie zmieniło. Zmieni się - mało ale na pewno coś.
Subskrybuj:
Posty (Atom)