czwartek, 5 kwietnia 2007

Zdecydowanie nastawiam się na walkę

Deszcz i zimno z Coppi e Bartali przyniosły mi lekkie przeziębienie, ale od wczoraj czuje się już lepiej. Zdecydowanie nastawiam się na walkę - jak zawsze zresztą, jeśli się nad tym mocniej zastanowię. Jutro chciałbym przejechać spokojnie czyli bez strat. Natomiast w sobotę będzie najważniejszy etap z Colle della Maddalena. To jest ciężki 6-kilometrowy podjazd. Dziś tylko 3-kilometrowy prolog, ale pod górę. Dobrze zaczęliśmy, ale na ostatnim kilometrze brakowało już chłopakom sił na przytrzymanie wysokiego rytmu. Górali u nas mało na tym wyścigu co jest tym bardziej zrozumiale, że nie startujemy tu w ośmiu, lecz tylko w sześciu. Tymczasem mimo to czas był mierzony za przejazdem piątego zawodnika. Finiszowałem i przejechałem metę z czasem czas 4:24. Natomiast jako zespół mieliśmy 4:29. Nieważne. Grunt żeby minął mi kaszel i pozostałości przeziębienia.

sobota, 31 marca 2007

Dziś etap był ciężki

To znaczy wymagający nie tylko nóg, ale też koncentracji. Zmęczyłem się, cóż za przyjemność tak się męczyć czyli strzelać pod górę i dochodzić, walczyć o utrzymanie się z najlepszymi. Całkiem inaczej niż rok temu. Tak lepiej, bo to oznacza, że z kondycją jest trochę do tyłu i w sumie nie martwi mnie to ani trochę, a wręcz jest przeciwnie. Od środy, a w zasadzie od czwartku czeka mnie Bergamasca, Będę chciał na niej powalczyć o jak najlepsze miejsce. Na metę dzisiaj przyjechałem w zasadniczej grupce około 30 kolarzy, a właściwie 20 metrów za nią. Swoją wyższość nad resztą na tym etapie pokazali Ricco' i Scarponi.

czwartek, 29 marca 2007

Tak jak przypuszczałem większej selekcji nie było

Odczucia może tyci gorsze niż wczoraj, ale ogólnie dzień pozytywny. Raz tylko zaatakowałem na około 3 km przed metą, ale pogonił za mną Scarponi i tyle z tego było. Myślę, że akurat on mógł sobie darować kasowanie mnie. Jutro etap plaski, a w sobotę wojna. Będzie runda ze sztywnym podjazdem, a generalka jest dość ciasna.

Trochę się wieczorem zdenerwowałem, bo nagle wyskoczyła mi "Bergamasca" (Settimana Lombarda) i muszę ją jechać. Część kolarzy będzie w Belgii, inni w Hiszpanii na Vuelta al Pais Vasco a kto w domu ten na Bergamaskę. Nie lubię takich zmian planów, szczególnie, że dowiaduje się o tym dziś a "Martino" był święcie przekonany że mi to już dawno temu powiedział. Dalej jednak do Tour de Romandie nie powinienem się ścigać. Mam taką nadzieję, bo w przeciwnym razie konkretnej pracy po górach i za motorem nie będę miał kiedy zrobić. Cóż takie życie kolarza: z hotelu do hotelu. Wierzę jednak ze pojadę ładny wyścig, bo jest ciężki.

środa, 28 marca 2007

Settimana Coppi e Bartali

Chyba już piaty raz jadę ten wyścig. Wczoraj obydwa etapy przebiegały w deszczu. Nieporozumienie. Najważniejsze że cali i zdrowi przejechaliśmy drużynę na czas. Czasowców nie mamy w tej ekipie (poza Marzio Bruseghinem) tak więc z osiągniętego wyniku i tak byliśmy zadowoleni.

Dziś już obyło się bez deszczu Powiem że tak jak cały zeszły tydzień nie czułem się najlepiej na pierwszych podjazdach. Jednak na koniec były dwa bardzo dobrze mi znane wzniesienia. Pod pierwszy odjechał Konstantin Siwcow i nasz Morris Possoni. Pod drugi ruszyli za nimi Riccardo Ricco z Michaelem Rogersem, Massimo Giuntim i Michele Scarponim. Od tego momentu ze mną było już lepiej ale jeszcze nie było mnie stać na to żeby z nimi wjechać. Zostałem w kolejnej około 10-osobowej grupce. Ze zjazdu doszło do nas jeszcze kilkunastu zawodników i tak zostało do mety. Nie było źle. W sumie cieszę się, że odnalazłem dobre odczucia pod górę.

Jutro meta pod górę, ale nie zanosi się na wielką selekcję. Parę lat temu na jej szczycie zaprezentowała się blisko 40-osobowa grupka.

niedziela, 25 marca 2007

San Remo

Przyznam, że dla mnie nie ma drugiego wyścigu tak emocjonującego do oglądania w telewizji jak właśnie Milano - San Remo. Niby całkiem prosty i łatwy w swojej konfiguracji, a jednak do ostatniego kilometra przeważnie ciężko jest zgadnąć kto go wygra. Wczoraj mogłem spokojnie postawić w zakładach na Oscara. Stawiałem zdecydowanie na niego. Ricco znów pokazał, że ma nieprzeciętną klasę, zaś "Peta" że ten rok może być dla niego wyjątkowo trudnym.

Ja trochę potrenowałem, ale nie do końca tak jak chciałem. W ostatnim tygodniu mieliśmy tu powrót zimna, który trochę podciął mi nogi i możliwość jeżdżenia po większych górach. Settimana Coppi e Bartali, w którym startuje od wtorku będzie etapem przygotowawczym. Nie czuje się jeszcze na siłach by nawiązać walkę. Nowością w tym wyścigu będzie meta pod górę i oczywiście o tym etapie myślę najbardziej.

Później zostaną mi trzy tygodnie bardzo ciężkiej i ostrej pracy. Myślę, że będą to dni najbardziej intensywne pod każdym względem. Kolejny start to Giro d'Oro i Giro del Trentino gdzie spotkam również Damiano. Jednak nie będzie go na Tour de Romandie z czego nie pozostaje mi nic innego jak się cieszyć. A potem już wielkie Giro. Niby to długo jeszcze, a jednak nie ma wcale za wiele czasu.

sobota, 10 marca 2007

Na ostatnich 3 kilometrach mieliśmy dość ciężki podjazd

Jak już wcześniej pisałem było płasko, lecz na ostatnich 3 kilometrach mieliśmy dość ciężki podjazd. Pierwsze 10 km zdecydowanie z wiatrem w plecy i jedyne co mogę sobie zarzucić to rezygnacja z pełnego koła, które mogło w znaczny sposób poprawić wynik na tym właśnie odcinku gdzie 60 km/h z licznika nie schodziło. Jednak zdecydowałem inaczej bo podjazd jak się mi wydawało będzie trzeba wjechać cały "w pedałach", a tu praktycznie większość z siodełka wjechałem. Wiadomo, że pojechałem na maksa i jestem zadowolony ze swojego wyniku. Nie może być inaczej. Jak się rozgrzewałem to podjechał "Goły" i o jakimś zakładzie mówił. Z pełnym szacunkiem dla niego, ale założyć się z nim na dzisiejszą czasówkę to byłoby dla mnie jak kraść w kościele pieniądze ze skarbonki. Śmieje się trochę bo on jest młody, ambitny i niech tak trzyma. Jutro będziemy ciągnąć od startu do mety dla "Napo" jak już wspominałem.

piątek, 9 marca 2007

Gór w tym roku nie było

Dzisiaj już nie wiało, a może raczej wiało, ale dużo mniej niż wczoraj. Jak wiecie etap odwołano właśnie z powodu silnego wiatru. Myślę, że to była słuszna decyzja biorąc pod uwagę nasze bezpieczeństwo. Dzisiejszy etap raczej płaski, więc wiedzieliśmy że dojedziemy cala grupą bo taki też był nasz cel i na to pracowaliśmy. Ciągnąłem tylko w końcówce, a resztę dystansu przejechałem raczej "w kołach". Staram się jednak pracować możliwie dużo tzn. nie chować się specjalnie "w kołach" bo tak to żadnego treningu z tego nie będzie, a jestem tu wszak po to by potrenować.

Gór w tym roku nie było, a jedyny długi podjazd miał być wczoraj no ale niestety ... Ponieważ na ostatnim etapie Murcii co roku dojeżdżamy do mety całą grupą, zaś "Napo" jeszcze nie wygrał to właśnie na tym będzie nam zależało w niedzielę. W sumie może dobrze że sobie odpocznę tydzień od gór. Sądzę, że źle mi nie zrobi trochę tu szybciej nogą pokręcić.

środa, 7 marca 2007

Zacząłem zatem sezon 2007

Już praktycznie czwarty rok z rzędu rozpoczynałem ściganie od Vuelta a Murcia, bo nie liczę w tym miejscu GP Costa degli Etruschi czy Clasica Almeria po drodze, bo one służą tylko za dobry trening. Właściwie znalazłem to czego tak bardzo nie lubię i to nawet poza rowerem czyli wiatr. Chociaż tym razem przewracał kolarzy i wyrzucał ich z drogi to i tak nie byliśmy jeszcze na poziomie tego zeszłorocznego z ostatniego etapu Murcii. Etap mnie trochę zmęczył, bo daje się odczuć brak wyścigów przez pięć miesięcy i dużo wykonanej pracy siłowej. Trochę "zmulona noga", która nie wchodzi dobrze na obroty i brak mi przez to tej właściwej dynamiki.

Brawa dla Michała. Nie przespał właściwego momentu i nie zgubił się na rantach. Dla mnie testem miała być tutejsza czasowa, ale słyszałem że podjazdu jest właściwie tylko 3 kilometry w końcówce. Tak więc niestety nie ma to zbyt wiele wspólnego z prawdziwą czasówką pod górę.

poniedziałek, 19 lutego 2007

Miło było trenować z "Rybą"

Przez ostatnie dni po zgrupowaniu trenowałem z Darkiem Baranowskim, którego wraz z rodziną gościłem u siebie w domu. Miło było trenować z "Rybą". Mam nadzieje, że w najbliższym czasie uda mu się rozwiązać problemy kontraktowe i już wkrótce zobaczymy go znów w grupie ... swoją drogą ktoś musi wygrać TdP cztery razy, a Darka widziałem bardzo zmotywowanego i wciąż pozytywnie i ambitnie nastawionego. Chce wierzyć, że w dwójkę będziemy mogli wystartować jeszcze w tej samej koszulce na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie.

Poza tym nic nowego. Trenuje - raz idzie lepiej, innym razem gorzej. Jeździmy z "Leo" jak zawsze dużo po górach. Dziś byłem z "Leo" i "Gibo" zobaczyć drugą metę pod górę tegorocznego Giro czyli Signora della Guardia. Ładny podjazd, a do tego jeszcze o tyle ciekawszy, że praktycznie cały etap - którego połowę przejechaliśmy - prowadzi po hopkach i bez płaskiego terenu wzdłuż morza tzn. wybrzeżem liguryjskim. Sam etap zresztą będzie startować praktycznie z mojego domu. Pierwsze zwycięstwo w ekipie już mamy tak więc morale od razu dobre. Pozdrawiam wszystkich - do usłyszenia.

środa, 7 lutego 2007

Małe uaktualnienie planu startowego

Zacznę jednak od Vuelta a Murcia, ale chyba bez Clasica de Almeria. Potem znowu raczej pojadę Settimana Coppi-Bartali niż Criterium International. Na początku kwietnia na własną prośbę nie pojadę Vuelta al Pais Vasco. Być może w tym czasie wystartuję Bergamasce czyli Settimana Lombarda. Tuż przed Giro d'Italia prawie na 100% pojedziemy Romandię w składzie, który "Martino" chciałby już widzieć na Giro. Takie są przymiarki, ale później zawsze coś się może jeszcze zmienić, jak pokazuje doświadczenie prawie na pewno tak będzie. Na zgrupowaniu wszystko w porządku, jeździmy, trenujemy, a ja staram się jak najwięcej odpocząć, bowiem w domu nie zawsze jest ku temu sposobność.

niedziela, 28 stycznia 2007

Odwołano Vuelta a Murcia

Jak wiadomo z powodu problemów finansowych odwołano Vuelta a Murcia. W zamian najprawdopodobniej pojadę Vuelta a Valenciana lub ewentualnie Paryż - Nicea, ale ten drugi wyścig to raczej wątpliwa sprawa. Tak ja jak i "Martino" mamy wątpliwości czy byłbym należycie przygotowany na "Wyścig ku Słońcu". Ten kto jedzie na Niceę musi już mieć jakąś formę. W przeciwnym razie skrzydełka ci tylko podetną i długo po czymś takim nie odżyjesz. Tymczasem w Hiszpanii ciepełko i niższy poziom.

sobota, 27 stycznia 2007

U nas w Italii też znaczne pogorszenie pogody

Temperatura obniżyła się i w nocy mamy przymrozki ale w ciągu dnia dochodzi do 10 stopni. Na szczytach gór widać śnieg, a dwa dni ciągłych deszczów spowodowały, że miałem odpoczynek od kręcenia. Wczoraj trening zacząłem z "Leo" od mojego domu i przed 10.00. Jak mnie zapytał ile jedziemy to powiedziałem, że do zachodu słońca i tak było tzn. o 17.00 do domu wchodziłem.

Generalnie treningi jeszcze spokojne, ostre koło, siłownia. Parę dni temu zrobiłem test z trenerem i jestem 25 wat do tylu w porównaniu z zeszłym rokiem. Ok, nie ma problemu. Tak lepiej i tak ma być, w zeszłym roku było przecież super już na 2 miesiące przed Giro. W tym sezonie możemy się spóźnić z formą o miesiąc żeby na Giro być w 100% formie przez cały wyścig.

Poza tym spokój. Życie w Versilii toczy się swoim biegiem. Ludzi mało - "Lungomare" puste. Od paru dni mamy tu jednak niezłą grupkę profich. Poza tubylcami do których dołączył Michał Gołaś trenują tu teraz Jorg Jaksche (tak jak w grudniu) oraz Thomas Dekker i Tyler Hamilton. Poza nimi jeszcze kilku Rosjan z Team Tinkoff.

poniedziałek, 1 stycznia 2007

Słów kilka o moim planie startów na najbliższy sezon

Powinienem zacząć się ścigać 4 marca na Clasica de Almeria i dalej tak jak w ostatnich trzech latach kontynuować starty poprzez Vuelta a Murcia w dniach 7-11 marca. Być może wcześniej wystartuję GP Costa degli Etruschi (10 lutego) lub/i Trofeo Laiguelia (20 lutego) ale to powiedzmy, że jest na razie poza planem startów. Później po małej Vuelcie miałbym trzy tygodnie przerwy do Criterium Internacional. Tam wiadomo dwa dni ścigania - weekend 31 marca i 1 kwietnia. Tydzień później start w Vuelta al Pais Vasco (9-14 kwietnia). Do tego momentu byłby to plan również Damiano tyle, że on zacznie jednym wyścigiem wcześniej czyli Ruta del Sol lub Vuelta a la Comunitat Valenciana.

Kolejny i zarazem mój ostatni start przed Giro to byłoby Giro del Trentino (24-27 lipca). W Trentino Damiano nie wystartuje i jak mi mówił "Martino" mógłbym swój wyścig jako lider tam pojechać. Ja będę jednak nalegać żeby wystartować również w Tour de Romandie (1-6 maja). Natomiast po Giro tak jak w ubiegłym roku pojadę Criterium du Dauphine Libere (10-17 czerwca). Później myślę by pojawić się na starcie MP ze startu wspólnego.

Następnie chcę od Brixia Tour (26-29 lipca) rozpocząć przygotowania poprzez Volta ao Portugal (4-15 sierpnia) do Vuelta a Espana jako główny cel na drugą część sezonu. Po Vuelcie Mistrzostwa Świata w Stuttgarcie oraz WSZYSTKIE pozostałe wyścigi w jakich moja grupa będzie startować. "Martino" jak rozmawialiśmy o moich startach to dał mi na wstępie plan startów Lampre na cały sezon i powiedział: "To Twój plan!". Śmieje się bo rzeczywiście ścigam się więcej od innych. Tym razem jednak "Martino" chciał abym do Giro przejechał mniej wyścigów niż w zeszłym roku i dzięki temu bardziej świeży wystartował w narodowym Tourze.

Pogoda sprzyja, jeżdżę ile się da, jednocześnie chodząc na siłownie. W tygodniu wrócę do Italii, a potem do 1 lutego jadę na trzecie zgrupowanie ekipy, wcześniej odpuszczając to drugie które zacznie się 12 stycznia w Terracinie.

sobota, 23 grudnia 2006

WESOŁYCH ŚWIĄT

Powiedzmy, że pierwsza część treningów za mną. Prawie bo jeszcze do Nowego Roku będzie to tylko jeżdżenie. Od początku stycznia zacznę się już skupiać na konkretnej pracy. Trenuję regularnie od 7 grudnia i w ciągu kolejnych dwóch tygodni przejechałem blisko 1300 kilometrów jeżdżąc praktycznie co dzień z "Petą" i kilkoma jego kolegami z Milramu. "Leo" był kilka razy w Toskanii to też się pojawił na treningu. Oprócz tego są jeszcze Mariusz Wiesiak i Michał Gołaś, którzy również zrobili sobie zgrupowania w Italii. Ja jeździłem raczej bez wychylania się czyli w kołach.

Jeżdżąc zaś któregoś dnia na MTB odkryłem w lesie wąski, asfaltowy i cholernie sztywny podjazd. Zjechałem na dół i znalazłem połączenie z normalnie uczęszczanymi drogami. To najsztywniejszy podjazd z dotychczas mi znanych w tej okolicy. Myślę, że wejdzie na stałe do planu treningowego. Tym bardziej, że nawet Damiano jak z nim ostatnio rozmawiałem mówił żebym co jakiś czas pojechał sztywny podjazd (to akurat zawsze robię) bo Zoncolan jest trudny do opisania i tak sztywny, że Cunego uważa, iż jest tam 8-9 kilometrów takich jak w najcięższym momencie znanego nam obu bardzo dobrze San Pellegrino in Alpe, gdzie momentami jest 16-18%. Zobaczymy jak to z tym Zoncolan będzie.

Cieszę się, że w Polsce mamy ładną pogodę. Brak śniegu i mrozu. Można jeździć. Zaraz po Świętach napiszę o swoim planie startów i przemyśleniach na ten temat. WESOŁYCH ŚWIĄT życzę wszystkim kibicom kolarstwa, osobom które mi kibicują i wspierają w mojej pasji i pracy jaką jest kolarstwo. Ze swojej strony w Nowym Roku dołożę wszelkich starań aby dostarczyć Wam wszystkim jeszcze więcej emocji i powodów do radości.

sobota, 2 grudnia 2006

Giro d'Italia

Nawet jeśli nie znam wszystkich podjazdów to w myślach oglądając etap po etapie, górę po górze, przemierzałem przełęcze. Widziałem się na premiach górskich i poszczególnych szczytach. Nie spodziewałem się, że będzie inaczej. Podoba mi się. Trzeba przejrzeć je kilka razy, przespać się z tym i za parę dni znów wrócić do trasy.

Gór nie za wiele ale i znów nie tak ciężkie te podjazdy. Wbrew mojemu pierwszemu odczuciu, gdzie myślałem że (jak zawsze) jest więcej podjazdów sztywniejszych. Tak przecież pierwsze dwie mety pod górę Montevergine i Santuario della Nostra Signora Guardia nie są podjazdami ciężkimi. Dalej etap we Francji - klasyka, coś pięknego z Izoard w końcowce czy późniejsza czasówka pod gorę do Oropy to też podjazdy które mi świetnie pasują. Problematycznym może być "il tappone" (etap królewski) z Trento do Tre Cime Lavaredo oraz Monte Zoncolan ale to już krótkie sztywne odcinki. Mało czasówek, ale jest jazda druzynowa na czas. Mam po co trenować. Dziś kolejna przejażdżka z "Leo" . Jutro pojadę już z grupą "Pety", ale tylko powiedzieć "cześć" bo on już od blisko miesiąca trenuje i pedałuje w całkiem innym rytmie.

Zapomniałem wspomnieć, że w czasie mojego pobytu w Polsce odwiedziłem serdecznego przyjaciela po fachu Darka Baranowskiego dzieląc poza rowerem również inną pasję hobby. Zrobiliśmy Depeche Party - działo się, oj działo. Impreza skończyła się prawie o świcie jak dobre wesele. Mam szczerą nadzieję, że będę mógł jeszcze pedałować w profesjonalnym peletonie razem z "Rybą".