czwartek, 17 maja 2007

Dziś jak przewidywaliśmy etap był spokojny

Nie dojechał żaden odjazd i był finisz z dużej grupy. Ale myślę, że jutro jakiś odjazd już się powiedzie. My wszyscy jechaliśmy dziś spokojnie w grupie ładując akumulatory. Mam małe zapalenie ścięgna. Boli mnie wewnętrzna część uda. Wierzę jednak że to nic poważnego i w ciągu najbliższych dni wszystkie minie.

Jutro Terminillo czyli jak pamiętam pierwsza meta pod górę w 2003 roku. Teraz jednak od szczytu do mety brakuje 100 kilometrów tak więc myślę, że nie będzie zmian w generalce. Rozmawiałem dziś na etapie z Forsterem i pytałem się go czy lubi finisze lekko pod górkę. Odpowiedział mi "I'm too heavy ...". Powtórzyłem mu to po mecie gratulując wygranej.

foto: www.corvospro.com

środa, 16 maja 2007

Czułem się dobrze

Co może zrobić trochę deszczu na drogach gdzie od tygodni nie padało widzieliśmy. Ale dobrze że nie padało od startu gdzie droga była dużo gorsza. Ja swoją drogą upadku nie uniknąłem, ale bez większych konsekwencji. Pozdzierany lewy bok i trochę plecy. Muszę dodać, że była duża nerwówka na dzisiejszym etapie, a w końcówce wszyscy chcieli być z przodu i cały czas trzeba było walczyć o pozycje.

Czułem się dobrze. Bez większych wysiłków przejechałem praktycznie cały końcowy podjazd. Damiano trzeci. Przegrał właściwie tylko z faworytami dzisiejszego etapu. Cieszę się, że Martino nie stracil dziś cierpliwości i nie musieliśmy ciągnąć grupy na tym etapie, zamiast tego wyręczyliśmy się Saunier Duval i Liquigasem.

Nie brałbym pod uwagę chwilowej słabości Simoniego czy Savoldelliego. Oni wiedzą, że wyścig wygrywa się w trzecim tygodniu i często tak bywa, że główni faworyci są trochę do tyłu z formą na początku wyścigu. Jutro jak sądzę pójdzie odjazd na metę, bo nie wydaje mi się by jakaś grupa chciała kontrolować cały etap.

foto: www.corvospro.com

poniedziałek, 14 maja 2007

Jutro dzień odpoczynku

Dla mnie to jednak przesada tak ustawiać trasę Giro żeby juz po 3 dniach przerwę nam robić. Ale cóż - jak mówi Martino jeden dzień odpoczynku w zupełności powinien nam wystarczyć. I w takiej sytuacji trzeba powiedzieć, że będzie w tym roku będzie w zasadzie jeden, bo chyba nikt jeszcze nie odczuł ciężaru tegorocznego Giro d'Italia.

Jutro rano mamy przelot samolotem do Neapolu. Potem przejażdżka i w środę pierwsza meta pod górę. Myślę, że przyjedzie razem około 20 ludzi na metę. Spodziewam się Di Luki walczącego na finiszu z Damiano o zwycięstwo. Tak to widzę. Dziś było gorąco i ciężko w końcówce. Już myślałem że dwójka z przodu czyli Ignatiew i Visconti dojedzie do mety. A tak mieliśmy powrót Ale Jet-Pety. Do tego upadek Damiano, ale bez większych problemów. A teraz czekajmy środy.

sobota, 12 maja 2007

Kolejne Giro d'Italia

Nareszcie się zaczęło. Kolejne Giro d'Italia. Przyznam, że w ekipie było dziś mniej stresu niż zazwyczaj przed druzynówką. "Martino" spokojniejszy, my pewniejsi że dobrze pojedziemy. I tak w sumie chyba bylo. Cała ekipa w miare równo i mocno jechała. Ja miałem małe problemy na ostatnim kłopoty, ale to nie były żadne istotne problemy. Widziałem, że Di Luca był zdenerwowany, że nie przejechał mety jako pierwszy. Zastanawialiśmy się dzisiaj przy stole czy Liquigas świętował wieczorem przy kolacji swoje zwycięstwo szampanem. Jutro będę wiedział więcej.

A jutro góra - dół przez cały etap jak to na Sardynii. Podejrzewam że sprinterzy pomogą Liquigas kontrolować etap tym bardziej, że sam lider jest niezlym sprinterem. A my liczymy tym samym na finisz Napolitano chociaż od razu zaznaczam, że obydwa etapy tutaj będą raczej ciężkawe bo płaskiego na tej wyspie jest wyjątkowo mało, a do tego trzeba jeszcze uważać na stale wiejący wiatr.

piątek, 11 maja 2007

Sardynia

Ładne miejsce i myślę, że wymarzone na wakacje. Jak tu się ścigać w takich warunkach. Wczoraj żeby przejechać trasę czasówki musieliśmy przepłynąć promem na Maddalene tj. wyspę na której skończy się ten etap. Wystartuje zaś z Caprery, kolejnej wysepki połączonej z Maddaleną mostem. Na dzisiejszą prezentacje też musieliśmy dostać się statkiem bowiem odbyła się ona na lotniskowcu marynarki wojennej. Trochę to wszystko skomplikowane od początku, ale przynajmniej jakoś te dni tutaj minęły ciekawie.

Trasa jutrzejszego prologu powiedziałbym, że jest wymagająca pod każdym względem. Bez płaskiego terenu czy dłuższych prostych, z dużą ilością krótkich podjazdów i technicznym zjazdem do mety. Nie zapominając o silnym wietrze, który wieje. Drużynówka otwarta, jednym słowem dla wszystkich. Nie ma na ten etap większych faworytów. W ekipie spokój, humory dopisują, stresu większego się nie odczuwa. U mnie też wszystko w jak najlepszym porządku.

poniedziałek, 7 maja 2007

Pierwszy ważny wyścig (sprawdzian) za mną

W sumie się cieszę ze swojego występu, ale jak zawsze bardziej z jazdy niż z wyniku końcowego. W sumie jednak jak już pisałem wolałem powalczyć o etap niż miejsce bliżej w generalce. Na czasówce cudów nie było, chociaż na to nie liczyłem. Pojechałem zgodnie ze swoimi możliwościami tracąc wszystko na płaskim odcinku i potem utrzymując stratę pod górę. Przyznam szczerze że jest cholernie ciężka ta czasówka, wykańcza mnie.

Jutro jadę jeszcze z Leo na długi trening, pod 5.000 metrów przewyższenia i na tym skończymy nasze treningi przed Giro. Jestem spokojny. Moje morale się poprawiło, a raczej głowa uspokoiła. Dziękuje bardzo wszystkim wiernym kibicom, których wsparcie zawsze czuje. Dziękuje za kibicowanie i wiarę we mnie. Coraz częściej stając na starcie myślę właśnie o tym, ze muszę coś dla WAS zrobić. Pozdrawiam i aby do GIRO!

foto: www.corvospro.com

sobota, 5 maja 2007

Po prostu trzeba próbować

Każdy kto oglądał widział jaką dziś mieliśmy pogodę. Bałem się trochę o własną dyspozycję w tych warunkach, bo nie jestem zawodnikiem, który dobrze czuje się w chłodzie i deszczu. Na dobrą sprawę w tym wyścigu dobrze się poczułem tylko dwa dni temu gdy na chwilę wyjrzało słońce. Jestem jednak w dobrej formie, noga prawidłowo pracuje i dziś starałem się pokazać. Zaatakowałem, bo wolę spróbować wygrać etap licząc się z ryzykiem, że ewentualnie zabraknie mi sił na walkę o czołową "10" niż jechać oszczędnie i niewidocznie po to tylko by skończyć cały wyścig na powiedzmy szóstym miejscu. Fakt może dzisiejszy atak był nieco za wczesny, ale przecież nigdy nie wiadomo jak się ułoży sytuacja za plecami atakującego. Po prostu trzeba próbować.

Za dużo sił kosztowała mnie jednak ta solowa akcja i później nie mogłem utrzymać tempa kontratakującego Igora Antona oraz nie załapałem się do grupki Chrisa Hornera. Pewnie gdybym wcześniej nie atakował to dałbym radę przyjechać w tej pierwszej grupce, ale nie jestem sprinterem i finiszu tu bym raczej nie wygrał. Zagiąłem się jednak i nie odpuściłem już drugiej grupki z Paolo Savoldellim. W końcówce miałem trochę szczęścia, że na ostatnim wirażu nie przytrzymałem koła Joaquina Rodrigueza, bo najprawdopodobniej leżałbym razem z nim.

Przed jutrzejszym dniem nie chciałbym spekulować na temat swoich szans na czasówce i w generalce. Wiem, że mam kilku mocnych czasowców za swoimi plecami, ale też nie brak ludzi do przeskoczenia. Nie będę analizował komunikatu z wynikami. Jechałem tą czasówkę w Lozannie już trzy razy i wiem jak na niej rozłożyć siły. Na pewno powalczę. Dziękuje wszystkim za kibicowanie. Najważniejsze, że przed Giro mam dobrą nogę.

foto: www.corvospro.com

środa, 2 maja 2007

Noga jeszcze się nie kreci jak powinna

Hmm - jeśli miałbym oceniać cokolwiek po dzisiejszym etapie to lekko by na pewno nie byłoby myśleć o walce w dalszej części wyścigu. Noga jeszcze się nie kreci jak powinna tzn. albo za twardo albo za miękko. Może to przez zimno, a może przez nerwowy od startu etap. Generalnie jednak mam pozytywne odczucia, Myślę, że tak ma być.

Ładny i odważny atak w końcówce Thomasa Fothena i Francisco Pereza zakończony ich sukcesem. Jutro mam nadzieje na spokojniejszy etap niż dzisiejszy i dalsze oszczędzanie sił. Patrząc po ludziach wydaje mi się, że dobrze kręcą panowie z Astany, David Lopez i Joaquin Rodriguez z Caisse d'Epargne, a także Jose Angel Marchante, Bernard Kohl czy Andrea Tonti. A co do prologu to sam siebie zaskoczyłem, ale zjazd przejechałem wcześniej 9 razy żeby się go dobrze nauczyć.

wtorek, 1 maja 2007

Liege-Bastogne-Liege

Emocjonujące są te klasyki z historią, na których starcie prezentuje się cała czołówka światowa. Było dobrze, choć brakowało mi ścigania. Noga nie przyzwyczajona do takiego szybkiego kręcenia. Na 70 km do mety miałem już twarde nogi i kręciły się ociężale. Ciężki to był start po 3 tygodniach samych górskich treningów. Jednak siły mi nie brakowało. Myślę, że od jutra będzie już dużo lepiej. Ja na tym wyścigu w razie potrzeby miałem pracować wraz z Patxi Villą od La Redoute i tak też było. Myślę, że gdyby nie ten atak z zaskoczenia na zjeździe spokojnie wygrałby ponownie Valverde. Ale takie jest kolarstwo. I tak wygrał wielki kolarz. Di Luce pasuje ten wyścig do CV.

niedziela, 29 kwietnia 2007

Od wtorku Romandia

Na razie jest tak jak być powinno. Trentino i Fleche nie pojechałem mogąc się spokojnie przygotowywać do Romandii i przede wszystkim do Giro. Co prawda przez to Trentino powstało trochę zgrzytów z "Martino", ale wierzę że tak będzie lepiej. We wtorek przejechałem ostatni ze swoich maratonów czyli prawie 8 godzin i ponad 5.000 metrów przewyższenia. Dziś ostatni trening w tej części sezonu. Przyznam, że szybko mi minął. Czuje się dobrze. Nastawienie jak najlepsze. Czekam tylko żeby numer przypiąć.

Otóż w niedzielę pojadę bez większych założeń. Zostałem wezwany na ten wyścig mimo innego planu. Również w tym wypadku tylko po to żeby pomóc Damiano. Jakby nie było to taki wyścig, że na ostatnich kilometrach kto ma ten jedzie. Nie ścigałem się 3 tygodnie. Nie jechałem w tym roku takiego długiego wyścigu, ale myślę, ze nie powinienem mieć większych problemów z dystansem.

Od wtorku Romandia. Trasa jak zawsze ciężka. Myślę nawet, że cięższa niż przed rokiem. Najcięższy etap wyjątkowo ciekawy bo na stosunkowo krótkim odcinku mamy 4 premie pierwszej kategorii, w tym meta pod ponad 10-kilometrowy podjazd, którego niestety nie znam. Zampieri lub Calcagni czyli byli koledzy klubowi mi o nim opowiedzą. Jednym słowem, zaczęła się gra o wszystko: o udany sezon, podniesienie swego poziomu i kolejny kontrakt.

czwartek, 19 kwietnia 2007

Wymyślił mi Trentino

Sprawdzam sobie właśnie przekroje etapów Tour de Romandie i będę o nich zaraz śnić aż do 1 maja. Obecnie wkurzam się na "Martino" bo wymyślił mi Trentino. Chciał mnie przekonać, że primo najmniej się w grupie ścigałem, że secundo mamy na tą imprezę kapitana, który może ją wygrać i w końcu terzo, że dobrze mi Trentino zrobi i wówczas Romandie będę miał pojechać "piano" czyli odpuszczając walkę w generalce. Wszystko to bzdury bo tak naprawdę chodzi o to, że ma on tylko 6 zawodników na Trentino i mu kolarzy brakuje. Wkurzył się na mnie nieziemsko jak mu powiedziałem że mnie nie przekonał. Tak mi przynajmniej powiedział "Bontempino" (Fabrizio Bontempi).

Ja jednak chce skończyć swój plan przygotowań i potem pojechać super tak Liege jak i Romandię, a po nich i nie być zmęczonym fizycznie czy też psychicznie na Giro. Zostawiłem jemu decyzje do poniedziałku. Może dzwonić jak będzie mnie naprawdę potrzebować. Dziś znowu 2 razy podjechałem pod moje Sanpellegrino. W sumie 7 godzin z łącznym przewyższeniem 4600 metrów. Na szczycie niespodzianka. Spotkałem grupkę kolarzy-turystów z Łodzi.

poniedziałek, 9 kwietnia 2007

Pomyśleć tylko, że niechętnie jechałem na ten wyścig

Obsada nie najsilniejsza, ale to jednak 200 zawodowców dla których ten wyścig był jednym z ważniejszych biorąc pod uwagę, że ich drużyny nie ścigają się w Pro Tourze i nie mają możliwości startowania w Wielkich Tourach. Jednak Bergamasca swoją renomę ma. Ekstra byłoby ją wygrać jako kolejny Polak po: Langu, Serediuku i Jaskule.

Dziś odpuściłem wszelkie myśli o wczesnym ataku i nastawiłem się na ostatni "hopek" (Colle Aperto). Spróbowałem, ale nogi nie było żeby się oderwać, Zaciekła walka trwała również na ostatnich 3 kilometrach etapu ze zjazdu i finiszu na którym dla mnie w tej sytuacji najważniejszym było ukończyć etap przed Domenico Pozzovivo z Panarii.

Pozytywny test, Wynik jest a i morale w czasie ostatniej fazy przygotowań do Giro będzie dobre. Na dzień dzisiejszy nie jadę Strzały, a tylko Liege i Romandie. Dużo pracy mnie czeka, dużo gór do przejechania ale i czasu mam ile trzeba. W Hiszpanii - Vuelta al Pais Vasco. Mówiłem "Gołemu" niech zobaczy i poczuje co znaczy kolarstwo na najwyższym poziomie. Co za wyścig! W ekipie humory dopisują po wielkim zwycięstwie Alessandro Ballana. Wczoraj był niesamowity!

sobota, 7 kwietnia 2007

Guma na 2,5 km przed metą

Jesteśmy w hotelu z Liquigasem. Ostatnie dwa dni oni stawiali szampana, ale wczoraj mówiliśmy że następnym razem ja się przyłożę do tego abyśmy my mogli dziś fundować ... i tak otworzyliśmy za pecha! Etap ciężki z podjazdem pod Muratello. W końcówce odskoczył Aleksander Efimkin, a ja za nim. Cały 6-kilometrowy podjazd przejechaliśmy na 39x23 lub 25. Na szczycie byliśmy już razem. Na 10km przed metą mieliśmy minutę przewagi nad kolejną grupką. Koszulka lidera jego, etap mój - bez większych ustaleń. Tak by prawdopodobnie było a tu nagle guma na 2,5 km przed metą. Sam nie mogłem uwierzyć, a miało być tak cudownie.

Dobrze, że po zmianie roweru udało mi się jeszcze uciec przed grupką z tyłu i dojechać drugim miejscu. Kondycja coraz lepsza. Ważniejsze mety czekają na mnie w niedalekiej przyszłości. Przekomarzałem się dziś z "Martino", że nie chcę jechać na Strzałę. Na Liege - Bastogne - Liege owszem tak, ale nic więcej jeśli mam się dobrze do Giro przygotować. Zobaczymy. Widzę, że w tym roku programy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Wczoraj raz jeszcze mnie zapewnił ze na Giro jadę na 100%, więc po drodze nie muszę się spalać i udowadniać nic nikomu. Tak lepiej. Trochę spokoju w głowie. Jutro płasko, a w poniedziałek jak się będę czuł to muszę wyścig ciężkim zrobić, postarać się, ale sam nie wiem. Niestety jest daleko do mety od gór a i chłopaki z Barloworld mocni.

piątek, 6 kwietnia 2007

Jakoś się wybroniłem

Troche się męcze przez ten kaszel a i noga wciąż nie oddycha jak powinna przez przeziębienie,.ale ogólnie bylo dobrze. Kluczowy podjazd zacząłem z samego końca, a na szczycie zameldowalem się w ścislej czolowce. Zacząłem z samego konca bo to co się tu dzieje to jedno wielkie nieporozumienie. Moim zdaniem jeśli nie ma mozliwości i dróg do zorganizowania bezpiecznego wyscigu to się tego nie powinno robić. Wiadomo bowiem, że wszystkie wyścigi tu w Lombardi, w okolicach Bergamo są bardzo niebezpieczne ze względu na ruch poł-otwarty, samochody stojące po prawej i lewej stronie drogi. Do tego jeszcze 200 kolarzy w peletonie z czego część to pół-amatorzy! Czasem ciężko mi ryzykowac zdrowie i to nie jest tylko moje zdanie.

Myślę, że z tego samego powodu Giro di Lombardia nie kończy się już w Bergamo. Pamiętam jak któregoś roku strzelilem na tym klasyku 25 km przed metą, więc na mecie miałem słabe 7-8 minut straty, a mimo to w Bergamo już musiałem się zatrzymywać na światłach i slalom między samochodami robić ... taki Puchar Swiata! To tyle o zabezpieczeniu trasy. Dzisiaj dużo skoków i prób odjazdu tak na samym podjezdzie jak i później na ostatnich 15 kilometrach. Kreuziger wykorzystal moment zatrzymania grupy na kilometr przed metą i zaatakowal z rozpędu od tyłu. Dojechał! Ładne zwycięstwo. Jutro najcięższy etap.

czwartek, 5 kwietnia 2007

Zdecydowanie nastawiam się na walkę

Deszcz i zimno z Coppi e Bartali przyniosły mi lekkie przeziębienie, ale od wczoraj czuje się już lepiej. Zdecydowanie nastawiam się na walkę - jak zawsze zresztą, jeśli się nad tym mocniej zastanowię. Jutro chciałbym przejechać spokojnie czyli bez strat. Natomiast w sobotę będzie najważniejszy etap z Colle della Maddalena. To jest ciężki 6-kilometrowy podjazd. Dziś tylko 3-kilometrowy prolog, ale pod górę. Dobrze zaczęliśmy, ale na ostatnim kilometrze brakowało już chłopakom sił na przytrzymanie wysokiego rytmu. Górali u nas mało na tym wyścigu co jest tym bardziej zrozumiale, że nie startujemy tu w ośmiu, lecz tylko w sześciu. Tymczasem mimo to czas był mierzony za przejazdem piątego zawodnika. Finiszowałem i przejechałem metę z czasem czas 4:24. Natomiast jako zespół mieliśmy 4:29. Nieważne. Grunt żeby minął mi kaszel i pozostałości przeziębienia.