niedziela, 3 sierpnia 2008

Ciężki to był tydzień

Tak jest jak się intensywnie odpoczywa. Po czymś takim jest się zawsze zmęczonym. Dziwne, ale prawdziwe, Tak jest po Wielkim Tourze. W poniedziałek szczególnie. Człowiek cieszy się, że nie ma etapu. Bowiem jest tak zmęczony, że wydaje się że nie byłby w stanie przejechać nawet 10 kilometrów w tempie wyścigowym. To znaczy przynajmniej ja tak mam, ale to cieszy, bo oznacza że potrafię skoncentrować się dobrze na wyścigu, ale i dobrze odpocząć.

Jak tu nie wrócić do pewnego tematu. Czapki z głów dla znawców. Wadek mówił, że po Tour de France kolarze nie nadają się na klasyki, bo są zbyt zmęczeni aby walczyć. Wystarczy zaś spojrzeć na San Sebastian - tam czternastu ludzi z TdF było w pierwszej dwudziestce czy też na moją jazdę w Appenino. Chociaż istotnie szło mi ciężko.

Tydzień po zakończeniu Tour de France żałuje tylko, że nie dostałem szansy spróbowania, Otrzymania możliwości walki o swoje gdy czułem się naprawdę jak nigdy w życiu. Tylko tyle. Żałuje że nie udało mi się walczyć i może wygrać mimo, iż noga była. Zwycięstwo dla kibiców, rodziny, najbliższych ludzi, którzy szczerze i oddanie mi kibicują oraz doskonale rozumieją że poświęciłem cale życie kolarstwu i jak ciężka jest to praca. Miałem nadzieje, że wraz z takim zwycięstwem "polecą głowy" za prywatę i głupie gadanie, że ktoś osiwieje prędzej niż powinien, a ktoś inny bez diety cud straci parę kilogramów. Dobrze i tak. Żyję tym co mam. Cieszę się tym co życie przynosi. Lubię swoje kolarstwo i to ze będąc z najlepszymi w najwyższych górach czułem się wynagrodzony za ciężką prace z ostatnich lat.

foto: www.corvospro.com

sobota, 26 lipca 2008

Bardzo ciężka czasówka jeśli chciało się ją pojechać mocno

Ileż myśli, zwątpienia, walki z sobą to może wiedzieć tylko ten kto nie jest specjalistą w tym fachu, a tak jak ja chciał pojechać możliwie jak najlepiej.

Już po Alpe d'Huez stawiałem na końcowe zwycięstwo Sastre i to wbrew osobistej sympatii do Cadela, z którym akurat się znam. Natomiast z Sastre zamieniłem raptem dwa słowa w dniu gdy się wywrócił Damiano. Wtedy to Carlos podjechał i się mnie zapytał jak się czuje Damiano mówiąc, że oni nie będę ciągnąć. Wygrał w sumie zasłużenie, to na pewno. Miał najsilniejszą drużynę. Jest jednym z lepszych górali na świecie, zwycięzcą królewskiego etapu a nie kimś kto się w górach broni a super na czas jedzie. Myślę, że taki triumfator jest lepszy tak dla Touru jak i kolarstwa.

Wracając do Damiano to czytałem dziś że ze startu w Igrzyskach Olimpijskich nie zrezygnuje. Ponadto, że Ballerini ma do niego pełne zaufanie i wie doskonale, że praca wykonana na TdF przyniesie znakomity owoc na jednodniowym wyścigu olimpijskim. Tak mi utkwiła w głowie ta wypowiedź mając w pamięci usprawiedliwienia innego znawcy kolarstwa dotyczące konsekwencji startu w Tourze. No ale "Ballero" jako selekcjoner poza trzema Mistrzostwami Świata i Igrzyskami Olimpijskimi w Atenach nic więcej w tej roli nie osiągnął.

Koniec Touru i nie czuje się źle. Pojadę w przyszłą niedzielę Giro dell'Appennino, rezygnując ze startu w San Sebastian. Chce trochę odpocząć, myślę o koncówce sezonu czyli klasyki: Emilia i Lombardia. W międzyczasie będę chyba musiał wystartować w Eneco Tour bo brakuje nam zawodników. Poza tym jeśli nie pojadę Vuelty to oczywiście pojawię się na starcie Tour de Pologne wiedząc jednak, że i ten wyścig słabo pasuje do mojej charakterystyki.

fot: www.corvospro.com

czwartek, 24 lipca 2008

Z TdF wycofał się po upadku Damiano

27-letni Włoch upadł już na pierwszych kilometrach, doznając kontuzji podbródka i obrażeń górnej części ciała.

środa, 23 lipca 2008

W ten sposób "skończyłem" Tour de France

Ale ten mój górski, bo po prawdzie trzeba jeszcze do Paryża dojechać. Dziś królewski etap, przez wszystkich, w tym przeze mnie mocno oczekiwany. Ze mną wszystko było o'k, nawet jeszcze na szczycie Croix de Fer. Na zjeździe z tej góry spokój i pełna regeneracja i uśmiech na twarzy, że będzie dobrze. A jednak nie, bo od samego dołu poszedł gaz, było stromo i nogi jak i cały mój organizm powiedziały na dziś basta! Nie jechałem, ledwo kręciłem, trochę z głodu. Nie popełniłem żadnego szkoleniowego błędu, po prostu widać że organizm miał większe potrzeby, których samym jedzeniem nie dałem rady już uzupełnić.

Mam teraz małego kaca moralnego. Cały Tour de France czułem się super, wciąż byłem w górach obecny, a dziś wierzyłem że w 10-tkę na etapie wejdę, że stać mnie na to a tu nitki z tego. Tak bywa. Nie jestem motorem, za talent wielki też się nie uważam. Tak po prostu się zdarza. Szkoda i tyle. Ciężko dziś powiedzieć kto wygra. Sastre, Frank Schleck, Evans? Ciekawa sprawa i tylko szkoda że znów prawdopodobnie się wszystko rozstrzygnie na długiej czasówce.

Myślę i wierzę w to, że swym występem wielu kibicom sprawiłem sporo radości. Sam dobrze pamiętam jak szukałem kiedyś na etapach górskich "Rybę" gdzieś z przodu. Dziękuje wszystkim bardzo mocno za wsparcie i kibicowanie. Dziękuje kibicom których znalazłem na trasie, a dziś w szczególnie było ich wielu wzdłuż finałowego podjazdu z flagami biało-czerwonymi.

foto: www.corvospro.com

wtorek, 22 lipca 2008

Na odprawie dostaliśmy proste i zwykłe zadania

Ktoś idzie w odjazd od startu, więc pod Lombardę tak się stało: Damiano i ja odjeżdżamy. Tak też było tyle, że już tam Damiano tracił koła i ciężko mu było nasze tempo wytrzymać. Jednak doszliśmy odjazd i zaczęliśmy Bonette z przodu. Równe i mocne tempo, a potem pierwszy skok, który niestety wprawił w "zakłopotanie" mojego lidera No i ja jak na gregario przystało, zresztą zgodnie z prośbą dyrektora z samochodu zostałem razem z nim. Na szczycie doszli nas najlepsi i powiem, że jestem z siebie dumny. Z tego, że praktycznie z góry im nie strzeliłem. Owszem powstała mała dziura, którą zrobił Mienszow to wszystko.

Przyznam od razu, że sprawia mi to ogromną satysfakcję być znowu po górach z przodu. Także te sms-y od ludzi, którzy piszą: że są ze mnie dumni, że moja narzeczona powinna być dumna i nasz kraj również. Po etapie dzwonili do mnie z jednej z najsilniejszych drużyn świata z propozycją kontraktu. Proszę na razie bez spekulacji, bo różne glosy chodzą. Jak będzie czarne na białym i odpowiedni moment to powiem gdzie będę jeździć. Chcę lidera! Widzę, że na Tour de France naprawdę jest super okazja na pokazanie ile się jest wartym.

foto: www.corvospro.com

Troszkę zdjęć Daniela Marszałka z trasy TdF

Wielkie dzieki Danielu.
Daniel Marszałek

Sylwester Szmyd na 16 etapie Tour de France - film

poniedziałek, 21 lipca 2008

Sylwester Szmyd zapowiada atak w Tour de France!

Spróbuję zaatakować w drugiej części końcowego podjazdu. Stratę w klasyfikacji generalnej mam taką, że Evans albo Schleckowie nie będą mnie chyba ścigać. Tym bardziej że w środę czeka nas najbardziej morderczy etap - zapowiada w rozmowie ze Sport.pl Sylwester Szmyd, jedyny Polak w Tour de France. 

Sylwester Szmyd to świetny specjalista od jazdy w górach. Na etapie o podobnym profilu podczas czerwcowego wyścigu Dauphiné Libéré zajął czwartą pozycję, wyprzedzając trzeciego obecnie w Tour de France Cadela Evansa. Polak po 15 etapach zajmuje 33. miejsce, z 32 minutami straty do prowadzącego Luksemburczyka Franka Schlecka. Nie musi już jednak pomagać liderowi grupy Lampre - Damiano Cunego. To wymarzona sytuacja, by podjąć walkę o dobrą pozycję na etapie, być może nawet o zwycięstwo.

Olgierd Kwiatkowski: W niedzielę przyjechał pan tuż za niedawnym liderem Tour de France Cadelem Evansem, na 16., najlepszej dla siebie pozycji w tym wyścigu. Co by było, gdyby nie musiał pan pomagać liderowi swojej grupy?

Sylwester Szmyd: Może straciłbym do najlepszych tylko kilka sekund, zyskałbym jednak najwyżej dwie, trzy pozycje. Nie ma więc aż tak bardzo czego żałować. Tempo było strasznie mocne. Do tego zagubiłem się na samym początku, kiedy Damiano odpadł od czołówki. Cały czas oglądałem się za nim. Zupełnie nie wiedziałem, co robić, jak rozegrać ten etap, choć dyrektor grupy powiedział mi wyraźnie, że jak Damiano nie będzie miał sił, to mogę ruszyć do przodu. Kiedy na dobre ruszyłem, przerwa między mną a czołową grupą była już wyraźna. Trudno było gonić.

We wtorek i środę dwa ostatnie górskie etapy. Kiedy już wiadomo, że Damiano Cunego nie ma szans na dobrą pozycję w klasyfikacji generalnej, powalczy pan o zwycięstwo etapowe?

- W Lampre już nikt nie będzie mnie trzymał przy liderze. Mogę jechać swoje, a "noga" jest dobra. W górach stać mnie na jazdę z najlepszymi, co pokazałem w niedzielę. Dla mnie Tour de France kończy się w środę, kiedy kończą się góry. Teraz jest więc ostatnia szansa.

Zaatakuje pan we wtorek, czy może w środę pod l'Alpe-d'Huez?

- Wiele zależy od tego, jak się będę czuł rano, ale spróbuję zaatakować na wtorkowym etapie, w drugiej części końcowego podjazdu. Mam świadomość, że stratę w "generalce" mam dosyć sporą. Jeślibym odjechał, Evans albo Schleckowie nie będą mnie chyba ścigać. W środę czeka nas najbardziej morderczy etap. Uważam, że na przedostatnim podjeździe pod Croix-de-Fer w czubie zostanie nie więcej niż 20 zawodników. Jechałem tam w tym roku na wyścigu Dauphiné-Libéré, wtedy właśnie przetrzebił się peleton. Było strasznie ciężko, a teraz na dokładkę jest jeszcze l'Alpe-d'Huez.

Liczy pan jeszcze na znaczny awans w klasyfikacji generalnej?

- Już w Pirenejach sobie odpuściłem. Pod Tourmalet dobrze się czułem i jechałem szybko, ale potem pod Hautacam - najwolniej, jak się dało. Straciłem 18 minut do Piepolego, gdybym chciał, mogłem o połowę mniej. Ale chciałem oszczędzić siły na pozostałe dni. Dziś widzę, że dobrze zrobiłem.

Kto wygra Tour de France? Różnice między pierwszą trójką są sekundowe.

- Cały czas uważam, że faworytem jest Evans. Najlepiej jeździ czasówkę, a przedostatni etap to właśnie jazda indywidualna. Wiele zależy od tego, jak rozegrają się dwa kolejne etapy. Ktoś z jego rywali musi zaatakować, i to najlepiej już we wtorek. Chodzi o to, że po zjechaniu z gór nawet kilkadziesiąt sekund przewagi nad Australijczykiem nic nie da. Bracia Schleckowie czy Carlos Sastre muszą go wyprzedzać o dobrą minutę. Ale w górach ciężko zgubić Evansa. W niedzielę pękł dopiero na ostatnich metrach.

Startuje pan pierwszy raz w Tour de France, oczarował pana czy rozczarował ?

- To normalny wyścig, uważam, że Giro jest znacznie cięższe. Tour de France potrafi się jednak dużo lepiej sprzedać i na tym polega jego fenomen.

Ma pan już plany na drugą połowę sezonu?

- Trochę odpocznę i na 99 procent przyjadę na Tour de Pologne. Nie mam wielkich nadziei na dobry wynik, bo nie odpowiada mi jazda na rantach [specjalna technika jazdy przy silnym wietrze]. Mogę wtedy dużo stracić, ale myślę o kibicach. Mimo że dawno nie ścigałem się w Polsce, mam ich naprawdę wielu.

żródło: Gazeta Wyborcza
foto: www.corvospro.com

Ładna fotka "dobrej nogi"



Za możliwość publikacji zdjęć z TdF bardzo dziękujemy www.corvospro.com thanks awfully Carla

niedziela, 20 lipca 2008

No i wróciły góry

Oczywiście już TYLKO, a może i aż dwa etapy do końca "mojego" Tour de France. Dzisiaj jakoś ciężkawo mi szło od początku. Pod Col d'Agnello również, ale tym się juz nie martwię z reguły. Często tak bywa w moim przypadku od początku tego wyścigu. Później jeszcze ta mała kraksa i mocne uderzenie kością ogonową o asfalt. Ale jest o'k, nic mi nie jest. Jak pomyślę o Pereiro to dociera do mnie ile ryzykujemy na każdym wyścigu. Oscar przeleciał przez barierkę i spadł na asfalt z 6 metrów 20 cm jak podano później w TV. Miał dużo szczęścia, że skończyło się tylko na takich obrażeniach. 

Jak niektórzy bardziej uważni kibice spostrzegli zacząłem podjazd z dalszej pozycji i zaraz od dołu jak pękło zostałem w drugiej grupce. Marzio się zebrał żeby zespawać, a tu Damiano przez radio krzyknął "piano", no i się wszystko rozjechało, a ja sam juz nie wiedziałem co zrobić i zostałem może jeszcze kilometr z nimi po czym pojechałem sobie, ale pierwszych już nigdy nie doszedłem. Mam potwierdzenie dobrej nogi. Cały podjazd na solo i mała strata do najlepszych, ale i trochę zaskoczenie. Właściwie niepotrzebnie zagubiłem się na początku podjazdu. Damiano? Nie ma go - nie ukrywajmy. Marzio też przy kolacji był podenerwowany, bo czul się znakomicie na tym etapie. Obaj mieliśmy świadomość, że można było z najlepszymi przyjechać.

fot: www.corvospro.com

sobota, 19 lipca 2008

Kolejny bardzo szybki etap

Odczucia mam super. Noga spokojnie się kręciła i oby tak też było przez kolejne trzy etapy. Nic więcej nie potrzebuję. Chciałbym się czuć jak w Pirenejach i będzie bardzo dobrze. Mam wolną rękę pod ostatnim podjeździe w przypadku gdyby Damiano nie był w stanie utrzymać tempa najlepszych a ja tak.

piątek, 18 lipca 2008

To był jeden z gorszych, cięższych dni w całym moim życiu kolarskim

Przykra i głupia sprawa. Na razie ciężko mi cokolwiek więcej na ten temat napisać. Rozmawiałem z Leo jeszcze wczoraj. Wiadomo był zdołowany ... i tyle.

Etapy "międzygórza" szybkie. Dziś bardzo nerwowo przez silny boczny wiatr od początku etapu, który na szczęście ucichł pod koniec. Ja wczoraj jechałem lepiej, dziś gorzej ale to pewnie głównie przez głowę. Do niedzieli będzie dobrze.

Udało mi się wcisnąć do Lampre jako stażystę Jarka Dąbrowskiego i z tego co mi mówił on i menadżer Saronni szanse na podpisanie z nim kontraltu są realne o ile dobrze się pokaże. Ja wierzę w niego, a on ma kręcić jak najlepiej. Ciężki wyścig przed nim bo Volta Portugal. Wcześniej pewnie pojedzie Camaiore. Fakt nie zazdroszczę mu debiutu wśród profich akurat w Portugalii. Jakkolwiek się nie skończy jego przygoda z Lampre to zawsze jest super scena żeby się pokazać przed innym drużynami z dobrej strony.