piątek, 12 czerwca 2009

Prasówka prosto z Włoch
























LA GAZZETTA

Mont Ventoux – „Valverde show” i radość Szmyda

Hiszpan odbiera koszulkę lidera Evansowi i ofiaruje sukces Polakowi z drużyny Liquigas. Basso ma gorączkę: wycofuje się.

Mont Ventoux – Doszło tu do powtórki. 13 lipca 2000 r. Lance Armstrong, jadący w żółtej koszulce lidera, zostawił zwycięstwo Marco Pantaniemu. Wczoraj Valverde, który ma na swoim koncie 57 zwycięstw, wywalczył koszulkę lidera Dauphine Libere, pozostawiając etapowy sukces Sylwestrowi Szmydowi- walecznemu „piechurowi”, dla którego była to pierwsza wygrana od dziewięciu lat.

Wspaniały – Szmyd znalazł w ten sposób bajeczny diament zwycięstwa, na tej mitycznej górze, u kresu etapu, rozegranego przez Liquigas we wspaniały sposób. Polak był przewodnikiem dla Basso na podjazdach Giro, tak samo jak był nim wczoraj. Atakował razem z Basso. Oddany aż do końca. Aż do momentu, w którym cierpiący Basso dał mu wolną rękę. W ten sposób, w jednej chwili, jego trud i wysiłek przekształciły się bajkę.

Atak – Szmyd skoczył 13 km przed szczytem, aby być „punktem podpory” dla swojego kapitana. I rzeczywiście- na 12. km przed metą, kiedy skoczył Zubeldia, Basso ruszył do przodu. Grupa pękła. Z liderem, Evansem, zostali: Contador, Nibali, i innych dziesięciu kolarzy- wśród nich też Valverde. Podczas gdy z przodu Szmyd czekał na Basso, Valverde zbliżył się do Contadora: „Co robisz?”. „Nie atakuję”, zapewnił go Contador. Wtedy, na 9,4 km przed metą, Valverde skoczył.

Po 1,5 km dopędził grupkę Basso. Szmyd odparł jego pierwszy atak. Przy drugim, na 7 km przed metą, już przy wyjeździe z lasu, Basso powiedział swojemu „gregario”: „Jedź! Jedź swój wyścig”. Po wyścigu Basso wyjaśni: „Zaplanowaliśmy atak. Podjąłem go mimo, że nie czułem się dobrze. Zaczynała się u mnie jakaś choroba. Złe samopoczucie, mdłości, osłabienie, gorączka. Już przed Ventoux musiałem zwrócić się do lekarza. Mieliśmy zamiar razem (z Sylwkiem, nie z lekarzem ;)) jechać na metę, ale poczułem się „pusty” i powiedziałem mu, żeby jechał sam. Cieszę się z jego zwycięstwa”.

Wiatr – Szmyd znalazł się na czele z Valverde. Wiał silny mistral. Między białymi kamieniami byli tylko oni- żadnego drzewa, żadnej osłony. Krajobraz księżycowy. To on nadał górze nazwę Mont Chauve- Łysa Góra. Szmyd poświęcił się całkowicie. Natomiast Valverde znalazł w nim nadzwyczajnego „przecinacza wiatru”.

Dzielny Vincenzo – Dwa lata temu Szmyd przyjechał na Ventoux drugi- za Moreau. W tym roku jechał pod górę popychany przez wspomnienia. Dzięki niemu Valverde przybliżył się do żółtej koszulki. Na próżno Evans prowadził za nimi pościg. Contador pozwolił mu wypalić się na gorącym wietrze. Evans znakomicie odparł dwa ataki Nibaliego, ale nie ten Gesinka.

Finał był z dreszczykiem. 500 m przed metą Szmyd, który jechał na kole Valverde, zatrzymał się, prawie by mu spadł łańcuch. „To była blokada w żołądku”, powie później. Był to syndrom Stendhala. Zapaść przed czymś pięknym. „Odcięcie prądu”, które wydawało się nieuchronne. Valverde miał wygrany wyścig.

Jednak na ostatnim zakręcie, 100 m przed metą, pojechał szerokim łukiem i zwolnił. Szmyd przyspieszył niedowierzając. Wyprzedził go z prawej strony i pojechał na swoje pierwsze spotkanie ze zwycięstwem. „To nie był prezent. Szmyd miał nogi, żeby wygrać”, powiedział Valverde z „rycerskością”, której dawniej zabrakło Armstrongowi w stosunku do Pantaniego.

Cytat Sylwka (z prawego górnego rogu artykułu)

„Nie było między mną a Valverde żadnych ustaleń, ale nigdy nie przestanę dziękować mu za ten jego gest”.

TUTTO SPORT

Na Dauphine Libere próbuje swoich sił Basso, jednak źle się czuje i posyła na Ventoux swojego polskiego sprzymierzeńca.

Zwycięstwo z książki „Serce”

Szmyd tuż przed metą wpada w tarapaty, Valverde zwalnia i daje się wyprzedzić. Ivan wycofuje się.

Wyglądało na to, że zgodność między tą dwójką ostatecznie pryśnie. Wielki był fair-play Alejandro. Mieszkaniec Varese (Basso) na Tour de Pologne (2.08). Dziś na przełęczy Izoard.

Podczas piątego etapu Dauphine Libere, który wznosi się w kierunku mitu- Mont Ventoux, kolarstwo zapewnia liryczne i jednocześnie silne emocje, powierzając koszulkę lidera mistrzowi równie kontrowersyjnemu jak i walecznemu- pochodzącemu z Murcji Alejandro Valverde.

Pozbawia on podium Australijczyka, Cadela Evansa, na którego kole biernie pozostaje Contador, jakby chcąc zachować najwyższą formę na Tour de France- jego prawdziwy cel tego lata.

Polak  – Mówiąc o wyniku etapu, przepięknego dzięki rezultatom, jakie były na nim osiągane, można opowiedzieć tysiące nieskończonych historii. Nad nimi wszystkimi jest historia etapowego zwycięzcy- 31-letniego Polaka, Sylwestra Szmyda, zwyciężającego po raz pierwszy w karierze zawodowej oddanego „gregario” Basso. Pisaliśmy o tym już w trakcie Giro: „Kot Sylwester” jest pewnym, zaufanym człowiekiem z chlubną karierą w służbie Pantaniemu, Frigo, Simoniemu, Cunego, a w tym roku właśnie Ivanovi.

Taktyka  – Na zboczach Ventoux Liquigas posyła Szmyda do przodu w otwartą przestrzeń (przed nim są inni kolarze, następnie dogonieni). Następnie Basso skacze i dojeżdża do drużynowego kolegi- swojego „punktu odniesienia”. Jednak Ivan ma ciężkie nogi, osłabione siły i mdłości (po wyścigu zostanie u niego rozpoznany stan gorączkowy: dziś rano już nie wystartuje). Wycofuje się z wyścigu, ale wcześniej uwalnia Sylwka od obowiązków „gregario”. Tymczasem z plutonu najlepszych wyłania się super-Valverde, który dojeżdża do Szmyda i nie oszczędza nóg.

Zgodność  – Ale Sylwester ma nogi, które mocno kręcą: dojeżdża do Alejandro, mówi mu, żeby równo jechał pod górę, bo w twarz wieje mistral- lepiej zatem jechać we dwoje, zmieniając się regularnie. Hiszpan przystaje na ten pomysł, widząc w nim wspólne cele: etap dla Szmyda, a dla niego koszulka lidera. Oboje zgodni zapalają się do jazdy tam, gdzie Simpson oddał ostatni oddech. Jednocześnie za nimi w tyle tylko Gesink próbuje poruszyć niebo i ziemię- z Evansem, który dwa razy niweczy plany przedsiębiorczego Nibali. W międzyczasie Basso „wylatuje w powietrze”.

Dwójka  – Dwaj kolarze regularnie się zmieniają, ich przewaga rośnie i Valverde zaczyna się czuć liderem. Ale na 500 m do mety ogląda się do tyłu i nie widzi Szmyda, osłabionego przez silne emocje. Polak nie daje zmiany, zębatka kręci się na próżno. Czas pożegnać marzenia o sławie, emocje były zbyt silne- on, „gregario”, którego rolą nigdy nie było wygrywać, zamierzał tryumfować na Mont Ventoux!!! Jednak Valverde jest dżentelmenem. Na ostatnim zakręcie jedzie jakby tym razem to on wypadł z rytmu, a Szmyd odzyskuje siły, wyprzedza go i wygrywa. Wszyscy są zadowoleni- z tego „przedruku” książki „Serce”.

Dzisiaj Izoard  – Dauphine Libere prowadzi dziś na kolejny etap, który może przynieść zmiany w klasyfikacji generalnej. W drugiej części dnia kolarze będą się wspinać na mityczną przełęcz Col de l'Izoard z niemal pionowym zjazdem w stronę Briancon i metą kończącą sprint na 1500 m o nachyleniu 6%, teoretycznie etap świetnie nadający się dla Valverde. Jednego jesteśmy pewni: Liquigas nie będzie już atakować Valverde. Jeżeli zdecyduje się na atak, to skupi się na swoich bezpośrednich przeciwnikach, na czele z Evansem (nazbyt aktywnym w pościgu za Nibalim podczas wjazdu na Łysą Górę). Jak zostało powiedziane, Basso nie będzie już częścią grupy (prawdopodobnie powróci do niej na Tour de Pologne, między 2 a 8 sierpniem). Relacja bezpośrednia na Eurosporcie od godziny 15:15.

Sytuacja – kolejność przyjazdu na metę: 1. Sylwester Szmyd (Polska, Liquigas); 2. Valverde (Hiszpania); 3. H. Zubeldia (Hiszpania) (...)

Podpis pod zdjęciem:

Sylwester Szmyd, 31 lat, w najpiękniejszym dniu swojej kariery: pierwszy na Mont Ventoux, przed Valverde”

tłumaczenie: Kasia Szmyd

Brak komentarzy: