niedziela, 16 maja 2010

Konieczność ciągłego wyboru

Upadki, kraksy i długo gojące się rany pokazują mi jeszcze jeden aspekt kolarstwa – konieczność ciągłego wyboru, a raczej jeden wciąż potwierdzany wybór – by wykonać swoją pracę w stu procentach… A jeśli to w danej chwili niemożliwe, to chociaż wytrwać do końca. 

Kiedy widziałam Sylwka bezpośrednio po kraksie, moja pierwsza myśl była taka, że dalej nawet nie ma już możliwości jechać – bez pełnej władzy w dłoniach, z ograniczonymi ruchami palców… Pomijając już nawet sam ból, do tej pory mnie zastanawia, jak można przez ponad 200 km trzymać kierownicę, nie zaciskając w pełni jednej dłoni.

Coś chyba jest w tym stwierdzeniu z „La Gazzetta”, że zawodnicy są jak Spartanie. Kiedy tłumaczyłam ten tekst, pojawił mi się mały uśmiech, ale chyba jednak jest w tym odrobinę prawdy… Typowe ludzkie reakcje nie mają tu racji bytu, bo pojawiające się ograniczenia i trudności są tylko kolejną okazją do ich pokonywania. Dopóki to możliwe trzeba walczyć i być wiernym tej raz podjętej decyzji, by dać z siebie wszystko.

Takiego podejścia do cierpienia i pojawiających się ograniczeń jako żona kolarza muszę się cały czas uczyć, ale już teraz szanuję je i doceniam. Jest to na pewno kolejna szansa na kształtowanie twardego i silnego charakteru… Bo piękno kolarstwa polega nie tylko na wygrywaniu wyścigów, ale i na zwyciężaniu z samym sobą.

1 komentarz:

quis ut deus pisze...

Jednak żony są najwspanialsze na świecie. Widzę, że nie tylko ja tak dobrze trafiłem. Gratuluję i proszę pamiętać Panie Sylwestrze o pielęgnowaniu tak wspaniałej towarzyszki życia.