niedziela, 19 marca 2006

Długo nie pisałem, bo ciężko trenowałem

Czasem nawet za dużo, ale nie uważam żebym czuł się gorzej niż po Vuelta a Murcia, a wiadomo że chodzi o to żeby wciąż było coraz lepiej. Ale do rzeczy. Zrobiłem kilka treningów ponad 6 godzinnych, w tym długie podjazdy po około 20 kilometrów, lecz z mniejszą intensywnością niż wcześniej. Taki był właśnie ostatni okres moich treningów. Przed San Remo w tygodniu był u mnie Damiano i Paolo Tiralongo. Pojeździłem z nimi dwa dni. Pierwszy trening miał w sumie 6 i pół godziny oraz dystans 220 kilometrów z 3000 metrów przewyższenia. Żaden problem, ale większość za samochodem trenera tj. za Smartem. Powiem szczerze że wróciłem do domu prawie na ostatnich nogach. Dla mnie był to trzeci dzień z rzędu pracy a do tego ponad 4 godziny po górach za tym małym autkiem w trójkę to daje się odczuć.

Bardzo dużo tego treningu. Damiano czuje się dobrze, widziałem że nieźle "kręcił" w sobotę. Mówił, że może trochę mu brakuje ale jest spokojny i zadowolony z tego jak na dzień dzisiejszy sprawy się mają. Dwa dni później, bez samochodu ale z "Leo" Piepolim zrobiłem sobie małą poprawkę konkretnego treningu po górach. Długie podjazdy na lączną sumę 4500 metrów przewyższenia i aż 7 godzin i 25 minut na siodełku! Od wtorku Settimana Coppi-Bartali, a "Martino" jak wcześniej pisałem myśli tylko o zwycięstwie. Zobaczymy. Zastanawiam się tylko z kim biorąc pod uwagę że dla Damiano to ma być ciąg dalszy treningów i przygotowań.

niedziela, 12 marca 2006

A ja trenuje

Jakkolwiek miałoby się nie skończyć Tirreno - Adriatico to mój faworyt młody Dekker jest wśród "protagonistów". Pisałem, że według mnie powinien się pokazać w pierwszej części sezonu. Ale myślę, że ciekawszy był zakończony dziś Paryż - Nicea. Drugie miejsce w generalce zajął "Patxi" Villa. Sądzę, że to jego życiowy sukces. Uważam, że cały czas nasza ekipa dobrze "kręci". Gdzie nie pojedziemy jesteśmy widoczni od początku sezonu.

A ja trenuje i będę długo i dużo w tym roku trenować. Dziś na szczycie jednego z podjazdów (20-kilometrowego) było zero stopni. Tak mi przynajmniej polar pokazywał. Włochy Włochami ale i tu jest ostatnio zimno, nie dalej niż 100 kilometrów ode mnie padał dziś śnieg. Jutro przyjedzie do mnie Damiano na dwa dni. We wtorek i środę trenujemy razem. A on potem startuje Milano - San Remo. Dalej ścigamy się razem od 21 marca w Settimana Coppi e Bartali. "Martino" już nam zapowiedział, że jedziemy tam aby wygrać, żeby wszystkich "zgnieść" jak to ładnie ujął. Hmm, zobaczymy. Czasem mam wrażenie że według niego nikt inny się nie ściga. Faktem jest jednak, że ma zamiar wystawić najsilniejszy skład z możliwych na dzień dzisiejszy. Potem będę miał dłuższą przerwę. Odpuszczę sobie Vuelta al Pais Vasco, mimo iż mam ją w programie. Tak chciałem a i "Martino" uznał, że tak może być lepiej. Dalej to pewnie Giro del Trentino i Tour de Romandie. Ale to jeszcze zobaczymy.

Nie wspomniałem nic o ostatnim etapie Vuelta a Murcia. Umknęło mi przez długą podróż jaką miałem do domu. Wiatr, wiatr i jeszcze raz wiatr. Kolarze się wywracali przez te porywy. Gerolsteiner, który ciągnął peleton jechał od 13 do 18 km/h i w końcu kilka razy powiew wiatru zatrzymał całą grupę tak że musieliśmy się podeprzeć nogą o ziemię! Zrobiliśmy więc mały protest dla własnego bezpieczeństwa i anulowano ostatnie około 25 kilometrów. Start wznowiono dopiero na 3 kilometry przed metą. Niezła zabawa, ale sam miałem spore problemy na tym wietrze.


foto: www.corvospro.com

sobota, 4 marca 2006

Płacą mi za pracowanie na lidera

Więc proszę by o tym nie zapominać. Piszę to z myślą o kibicach, którzy jak wiem czekają na moje dobre miejsca na etapach, a już szczególnie takich górskich jak dzisiejszy. Teoretycznie mogłem jechać dziś "swój wyścig". Jak odskoczył Carlos Garcia Quesada to na krótko oderwałem się z Santosem Gonzalezem i było o'k tzn. grupka z tyłu, Quesada zaraz przed nami i jeszcze 10 kilometrów do mety. "Martino" mnie jednak zatrzymał i powiedział żeby nie pracować w odjeździe i siedzieć na kole. Potem byłem już do dyspozycji Damiano, który czuł się dzisiaj bardzo dobrze. Ciągnąłem go aż sam skoczył jakieś 4 kilometry przed metą (zniwelowałem w tym czasie nasza stratę do prowadzącego z minuty do 37 sekund). Damiano nie wygrał, ale dużo nie brakowało, więc w sumie test pozytywny. Mnie na sam koniec gdy jechałem w grupce z Gutierrezem i ciągnącym go Valverde wzięły skurcze ponieważ mało dziś piłem. Ale to już nie takie ważne czy byłem 12. czy 18. Kończę ten wyścig podbudowany psychicznie. Było ekstra, pod gorę jak pewnie nigdy dotąd, no może poza zeszłoroczną Portugalią.

piątek, 3 marca 2006

Moje urodziny

Nie zdążyłem wczoraj napisać bo trochę się nam kolacja przeciągnęła jako, że świętowaliśmy też moje urodziny(gratulacje od redakcji:)). Co tu dużo pisać o wczorajszym etapie poszło mi nieźle. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej nogi. Ciągnąłem cały ostatni podjazd i NIKT nie pomyślał nawet żeby skoczyć. Na kilkaset metrów przed premią górską odłączyło się nas dziesięciu tzn. oprócz mnie cała ta dziewiątka która dojechała do mety na czele. Po 2 kilometrach zjazdu był 500-metrowy "hopek" i tam puściłem, bo nie miałem już sił. Poczekałem na grupkę z Damiano i z nimi dojechałem na metę tracąc około minuty. Jest O'k. W "La Gazzetta dello Sport" napisali dziś, że gdy ciągnąłem to strzelał nawet Damiano, ale to nie tak, a poza tym jak pisałem on w ogóle nie był skoncentrowany na tym etapie. Jutro jak się będzie dobrze czuł to ma próbować walczyć o zwycięstwo etapowe. Przyznam się nieskromnie, że nawet Alexandro Valverde mówił w wywiadzie miejscowej prasie, że wszyscy byli zaskoczeni tempem nadanym przez "kolarzy" Lampre pod ostatnią górę. Miło mi, ale jest jeszcze problem żeby tego nie stracić i pracować w spokoju do Giro d'Italia bo na "miejscówkę" w tym wyścigu trzeba sobie zasłużyć dobrą dyspozycją przed samym Giro.

Dziś miałem spokój. Nieduża strata do najlepszych, mała do Valverde który przecież potrafi pojechać dobrze na czas. Jechałem mocno, ale nie dawałem z siebie wszystkiego myśląc o etapie jutrzejszym. Od Damiano przez Figuerasa po innych wszyscy sugerowali mi żebym się dzisiaj przyoszczędził i raczej jutro spróbował powalczyć. Tak też powiedział Martino i z tą myślą dziś "kręciłem". Tak czy inaczej poziom jest mniej więcej ten co powinien być i mogłem urwać na pewno nie więcej niż 30 sekund, ale to nieważne. Czekamy na jutro, a będzie gorąco. Myślę, że Valverde nie liczy się już w "generalce" i jako, że ściga się w domu (wszak pochodzi z okolic Murcii) będzie chciał jutro wygrać. Santos Gonzalez musi jutro się zerwać i nadrobić sekundy nad Jose Ivanem Gutierrezem, a inni bierni też nie będą.

środa, 1 marca 2006

Zaczęliśmy, pierwszy etap Vuelta a Murcia za nami

Spokojny poza kilkoma atakami na pierwszych podjazdach, ale te skończyły się dziś na 55 kilometrze i dalej był już luz. Czuje się dobrze i jeśli jutro będę czuć się tak dobrze jak dziś to na szczycie zamelduje się w pierwszej grupce. Jutro mamy długi, ale niezbyt ciężki podjazd ze szczytem na 12 km przed metą. Nawet przejechaliśmy go wczoraj. Damiano jeśli nie będzie się czuć dobrze to może sobie go odpuścić i coś stracić. Ja mam się starać wjechać z przodu żeby pomóc Figuerasowi w samej końcówce. "Martino" mówił nawet, że mogę "zrobić dziurę" ze zjazdu, co mi nie przyjdzie z wielką trudnością (wywołując tym śmiech u wszystkich). Atmosfera w ekipie jest ekstra. Przyjechało tez dwóch moich kumpli z Montignoso czym mnie bardzo zaskoczyli, ot prawdziwi pasjonaci.

poniedziałek, 27 lutego 2006

Trzech nowych

To znaczy Paolo Tiralongo, Marzio Bruseghin i Tadej Valjavec już "ochrzczeni", bowiem wszyscy trzej leżeli wczoraj na wyścigu (Clasica Almeria). Nic poważnego, może tylko Tadej zaliczył konkretne zbicie kolana. Proszę mi uwierzyć że wiał taki wiatr że miejscami przestawiał rower. Po prostu przednie koło w powietrzu. "Martino", mechanik i lekarz zakładali się kiedy mnie znajdą gdzieś w rowie. Ktoś nawet 10 euro stracił. Ciągnąłem nawet przez 80 kilometrów, a potem jak Liberty Seguros zaczęło "rantować" wciąż byłem z przodu tj. w grupce około 40 ludzi. Damiano nie nastawiał się na walkę na finiszu, miał spróbować "Figus" (Figueras) ale nie wyszło mu. Ogólnie był to pozytywny sprawdzian, a tym bardziej bardzo dobry trening. Nie rozumiem jeszcze do końca jak pojedziemy Vuelta a Murcia, która od pierwszego etapu jest ciężka, dużo cięższa niż zwykle. Myślę, że za dwa dni będziemy wiedzieć co "Martino" zamierza wobec Damiano.

środa, 22 lutego 2006

Słów kilka o moich wynikach badań

Teoretycznie nie jest źle. Jest lepiej niż w ubiegłym roku tzn. więcej mocy (Watt) na progu tlenowym oraz większy stosunek mocy do wagi. To oznacza, że praca wykonana w ciągu ostatniego miesiąca była dobra. Czasem czuje się podmęczony, ale tak zazwyczaj jest jak się dużo trenuje bez ścigania. Potrzebuje wyścigów: dla lepszej psychiki, dalszej motywacji, wyrobienia rytmu startowego, którego teraz z pewnością mi brakuje. Najbliższy start w niedzielę, a dalej od środy (1 marca) Vuelta a Murcia.

sobota, 18 lutego 2006

Dziś i wczoraj trenowałem z trzema kolegami z ekipy

W tym z Damiano, który przyjechał w moje strony żeby zobaczyć trasę czasówki na tegorocznym Giro d'Italia. Wczoraj przejechaliśmy 200 kilometrów, zaś dzisiaj 175. Od lutego trenowałem z Mateuszem Mrozem, byłym kolarzem Amore i Vita którego gościłem u siebie. Obecnie jest on kolarzem ekipy "widmo" Zbyszka Sprucha. Głupia sprawa bo wielu chłopaków ma przez tą niepewna sytuację stres że ryzykują koniec kariery. Mam nadzieje że nie okaże się to po raz kolejny z niewypałem!

Wrócę do wykonanej pracy jak obiecałem. Dużo i ciężko. Dużo objętościowo, ale mniej gór i jeszcze więcej koncentracji na ćwiczeniach specjalistycznych. Ale spokojnie, spokojniej niż rok temu, mniej ponad progiem tlenowym, więcej w średnim zakresie tętna. Od grudnia ważę 2 kilogramy więcej a z drugiej strony mam prawie 2% mniej tłuszczu co oczywiście oznacza, że przybyło mi mięśni. W poniedziałek jadę do trenera zrobić test to się okaże również jak mój organizm przyjął wykonaną pracę tj. czy była ona dobra i przyniosła spodziewane owoce ... przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce okaże się na wyścigu.

"Martino" powiedział mi dziś mi że Vuelta a Murcia (1-5 marca) jedziemy spokojnie, a ja mam być przy Damiano czyli żadna nowość! Chcę to widzieć tzn. nie wierzę że Damiano nie będzie "próbować nogi" po górach. Wczoraj byli z nami na treningu młody Dekker i Flecha z Rabobanku i już sobie chłopaki wyścig urządzili pod jeden z cięższych okolicznych podjazdów. Damiano był pierwszy na szczycie. Zaskakuje mnie jednak niezła dyspozycja Thomasa. Myślę że się pokaże w pierwszej części sezonu. Co do naszej ekipy to kto uważnie śledzi wyniki wie że mamy już dwa wygrane wyścigi na koncie. Bardzo dobrze, bo nie będzie nerwówki w ekipie i będziemy mogli spokojnie szykować się do Giro.

Napiszę w poniedziałek po teście. Zobaczymy jak pójdzie. Najważniejsze by zwiększyć watt na progu, to bardzo istotne i dużo właśnie mówi o wykonanej pracy. Istotny jest też stosunek watt / waga.

wtorek, 7 lutego 2006

Zaczęło się

To znaczy pierwszy start w nowym sezonie za mną (GP Costa della Etruschi). Początkowo nie miałem w tym wyścigu startować, ale potem ktoś wypadł i pojechałem. Od początku gaz, cały wyścig mocne tempo, co jest nietypowe dla tego wyścigu. Z reguły jechało się w nim spokojnie przez cały dystans. Ale tak nawet lepiej, bo potrenowałem, tym bardziej że wraz z dwoma zawodnikami z Milram ciągnąłem przez blisko 100 kilometrów na naszych sprinterów. O formie wspomnę tylko że taka może być o tej porze roku, ale jest jeszcze dużo do zrobienia.

Cofnę się trochę do zimy. W Polsce tzn. w grudniu udało mi się dobrze popracować tzn. zrobić to co chciałem. Siłownia trzy razy w tygodniu, ostre koło przez miesiąc i rower. Nie straciłem ani jednego dnia pracy. W styczniu już tutaj jeździłem w towarzystwie "Białego" i "Ignaca" z Legii. Na pierwsze zgrupowanie klubowe nie pojechałem. Zresztą było tam tylko pół ekipy tzn. 16 ludzi, przede wszystkim ci którzy muszą ruszyć mocniej w początku sezonu oraz ci którzy nie mogą w domu trenować z powodu złej pogody. Byłem tylko teraz na tygodniowym zgrupowaniu przed wyścigiem. Pozowaliśmy do zdjęć. Atmosfera jest ekstra, skład raczej młody, wyglądamy na zgraną ekipę. Czuję że jeżdżę w Lampre. Jeszcze jako młodzieżowiec marzyłem żeby się w tej ekipie ścigać i właśnie tu jestem. W zeszłym roku to było inaczej bo ekipa mimo nazwy to było bardziej Saeco niż Lampre. Teraz się trochę pozmieniało. Został sam Saronni, wrócili niektórzy dawniejsi sponsorzy. Myślę że będzie o'k. Byle nie dać się ponieść i pracować wytrwale i spokojnie. Za parę dni napiszę o treningach, pracy wykonywanej i najbliższych startach.

wtorek, 31 maja 2005

Powoli muszę dojść do siebie

...  zebrać myśli i chęci do nowej pracy. Pozwoliłem sobie na chwilę relaksu bo mam miesiąc odpoczynku - przynajmniej od wyścigów. Od nowego tygodnia wznowię treningi, na razie jeżdżę spokojne tzn. przejażdżki maksymalnie 2-godzinne. Nadspodziewanie ciężkie okazało się dla mnie to Giro. Właściwie od samego początku czułem że nie kręci mi się tak jak powinno. Dna dotknąłem chyba na etapie do Limone Piemonte. Sprawił mi jednak trochę przyjemności fakt, iż kilku kolarzy (w tym sam "Ale" Petacchi) na następnym etapie podjechało do mnie pytając się czy już wszystko u mnie w porządku, czy odpocząłem, doszedłem do siebie.

Nieważne. Chociaż szkoda, bo praktycznie na niczym nie zależało mi tak jak na tym Giro. Ale takie są oblicza sportu wyczynowego. To było zdecydowanie najcięższe Giro ze wszystkich w których startowałem. Ale bez wymyślania ile to gór nie było, bo te naprawdę ciężkimi robią kolarze. Zależy to bowiem od poziomu zawodników na starcie, a w tym roku przez Pro Tour (o czym już wcześniej wiele razy wspominałem) poziom był bardzo wysoki co oczywiście jest jak najbardziej pozytywnie dla samego wyścigu.

Zaskoczyli mnie na Giro na pewno Basso i Savoldelli. Spodziewalem się, że będą mocni ale nie, że aż tak! Szczególnie Ivan na czas a "Savo" w górach. Największym jednak zaskoczeniem był Di Luca i to pewnie dla wszystkich. Damiano myślę że trochę zawiódł. Na koniec już nawet miał problemy z motywacją i koncentracją. Z naszej porażki myślę, że najbardziej cieszyli się kibice, bo tych akurat z tego co widziałem Simoni ma niewielu. Jak można było również zauważyć inni kolarze w peletonie też byli bardziej zadowoleni ze zwycięstwa "Savo" niż "Gibo". Przyznam, że u nas w ekipie panowała trochę pogrzebowa atmosfera po sobotnim etapie i w niedzielę. Ale cóż nie zawsze można wygrywać.

Nawiąże jeszcze na chwilę do soboty, a właściwie do Colle delle Finestre. Jak zawsze więcej opowieści niż prawdy. Po szutrze jechało się bardzo dobrze, podjazd nie był tam już tak stromy jak wcześniej na odcinku asfaltowym, gdzie praktycznie cały czas potrzebne było przełożenie 39 x 25. Przeszkadzały nam i to mocno samochody techniczne które czasem przejeżdżały z nadmierną prędkością. Za kilka dni powinienem być w Polsce. Żadnych planów startowych. Solidna, ale spokojna praca. Wznowię wyścigi od lipca. Najważniejsze to znaleźć znów motywację i wolę walki jeszcze większą niż przed Giro. Pozdrawiam i dziękuje wszystkim za kibicowanie w trakcie całego Giro.

piątek, 27 maja 2005

Trochę się nerwowo zrobiło

Oczywiście nikt już nie jest tak pewny jak wcześniej zwycięstwa "Gibo". Co prawda na podjeździe takim jak Colle delle Finestre może zdarzyć się wszystko, ale ponad dwie minuty to bardzo dużo. Nie zapominajmy o Rujano czyli typowym góralu. Myślę, że jutro pomocnicy niewiele będą mieli pracy. Ciągnąć będziemy do Sestriere, a później kto ma pod nogą ten pojedzie. Zaskakuje mnie Basso, który przez rok niesamowicie poprawił się w jeździe na czas. Nikt też nie przeczy że gdyby nie jego dzień słabości (etap 14) w wyniku zatrucia pokarmowego to koszulka lidera pewnie spoczywałaby na jego plecach. Być może, ale jak sam powiedział dziś po czasówce, aby wygrać Wielki Tour potrzeba też trochę szczęścia.

czwartek, 26 maja 2005

Dziś pracowałem, ciągnąłem do ostatnich podjazdów

W dzień odpoczynku zrobiliśmy odprawę. "Gibo" zapewnił nas że będzie próbował i walczył na ostatnich etapach. Prosił o spokój i koncentrację oraz żebyśmy się nie bali. Mówi, że jak on się nie ruszy to nikt go trzeciego miejsca nie pozbawi, ale przyjechaliśmy na Giro po to żeby wygrać i on będzie próbował tego dokonać. Dziś pracowałem, ciągnąłem do ostatnich podjazdów. Nie ukrywam, nie stać mnie już na to żebym pracował w górach. Początek etapu był wyjątkowo ostry. Pierwsze dwie godziny jeden za drugim a tutta. Do tego trasa cały czas pofałdowana. Etap mniej więcej ułożył się jak zakładaliśmy. Damiano pod Coletto del Moro miał zrobić selekcję, a pod Colle di Tenda "Gibo" miał spróbować zaatakować Savoldelliego. Nie ukrywajmy, że gdyby "Savo" nie znalazł po drodze Garate i Honczara to już by się nie cieszył dziś z maglia rosa. "Gibo" jest mocny, myślę że jutro nie straci nic do "Savo", ale również i Rujano wykazuje się niesamowitą i zaskakującą formą. W sobotę ostatni wysiłek, trzeba jeszcze raz zacisnąć zęby i dać z siebie wszystko. Jutro jak dla mnie luz, właściwie dzień odpoczynku. Podjazd i zjazd znam doskonale. Jeździ się go na wyścigu Milano-Torino. Zjazd jest trudny technicznie i jak ktoś ma problemy z góry to może dużo stracić - myślę w tym kontekście najbardziej o Jose Rujano.

wtorek, 24 maja 2005

Zawsze jak się zdarzają takie rzeczy to na chwilę zatrzymuje się i zastanawiam

Bo czy można inaczej? Tak samo mógł to być każdy z nas spędzający co dzień wiele godzin na rowerze. Rodzinie, najbliższym, przyjaciołom Adama najszczersze wyrazy współczucia.

We Włoszech na wtorkowym treningu Adam Krajewski członek Młodzieżowej Kadry Narodowej na szosie, absolwent Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Żyrardowie, wielokrotny reprezentant Polski miał śmiertelny wypadek. Był młodym utalentowanym i świetnie zapowiadającym się kolarzem. Była przed nim wspaniała przyszłość w kolarskim peletonie...

Adam Krajewski w ubiegłym roku reprezentował barwy Legii Warszawa Bazyliszek (odpracowywał służbę wojskową). W tym roku wrócił do Klubu Sportowego KTC Konin i wyjechał na staż do Włoch gdzie reprezentował barwy klubu CENTRO CONVENIENZA ESSE. 

Adam był Mistrzem Polski Juniorów w wyścigu ze startu wspólnego na szosie, wielokrotnym medalistą Mistrzostw Polski na torze między innymi: Młodzieżowym Mistrzem Polski w madisonie, Młodzieżowym Mistrzem Polski w drużynie, Vice Mistrzem Polski Elity w drużynie. W ubiegłym roku jadąc w barwach Młodzieżowej Reprezentacji Narodowej na 2 etapie Tour de Pologne zajął 6 miejsce. 

Informacja Polski Związek Kolarski


niedziela, 22 maja 2005

Etap 14 - Stelvio! Nic strasznego dla chcącego

Czułem się źle i to od początku, głównie "dzięki" Damiano, który próbował zabrać się w odjazd a mało kto chciał go puścić, przez co przez parę kilometrów była niezła "rzeźnia". Damiano w końcu odjechał z kilkoma innymi i w grupie się trochę uspokoiło. Stelvio jakoś mi minęło, lubię długie podjazdy przy takich właśnie nachyleniach. Odpuściłem czołową grupę kiedy zostało nas około trzydziestu. Ale to i tak daleko od tego jak powinienem jechać. Nie ukrywam, że jestem zawiedziony. Mnóstwo myśli, analiz itp.

Muszę wspomnieć o atmosferze, o tysiącach ludzi na podjazdach i wzdłuż ulic większych i mniejszych miasteczek, przez które przejeżdżamy. Dziś pod Stelvio, wczoraj pod każdym innym podjazdem, mnóstwo ludzi dopingujących i zachęcających do wysiłku. Cieszy to, bo w ostatnich latach kibice krzywo patrzyli na kolarstwo, a i mniej było ludzi na ulicach. Fakt, że przejazd Giro jest traktowany praktycznie jak święto narodowe, a już na pewno jeśli w danym mieście jest start lub meta etapu. Czytałem dziś w komunikacie, bo i takie wiadomości podają, że dzisiejszą relację na żywo na RAI-3 obejrzało trochę ponad 3 miliony ludzi, a maksymalnie aż 4,5 miliona (45%). Niezły wynik, prawda? Wracając do etapu. Basso już nie ma. Został "Savo" i niespodziewanie Di Luca. Nikt, myślę naprawdę nikt, nie spodziewał się że Danilo tak dobrze pojedzie górskie etapy. Ja też nie.

sobota, 21 maja 2005

Myślę, że to był jeden z cięższych

... jak nie najcięższy etap tegorocznego Giro - w sumie 5400 metrów przewyższenia. Od startu duże tempo, przyznam że nie wjechałem pierwszego podjazdu w grupie. Szło mi ciężko, później już było lepiej, ale na tegorocznym Giro chyba na niewiele więcej mnie stać. Fakt, gdybym musiał ciągnąć dziś, to spokojnie do Passo Erbe mógłbym pracować. Nogę czuje słabszą niż przed Giro. A pod Passo Erbe zaatakowali Damiano i Gibo, tak jak mieli. Basso się zmęczył, a o to chodziło. Zbyt łatwo jest jechać na kole kolegów z ekipy i mówić im jakim tempem jechać - niech się pomęczy. Efekt całego etapu osiągnięty połowicznie to znaczy Basso pozbawiony koszuli, ale mamy Savoldelliego, mocnego w górach. Martino powiedział że w poniedziałek to my będziemy mieć koszulkę lidera - oby. Damiano dziś po etapie też nie był do końca zadowolony. Ciężko jest mu znieść porażkę z 11 etapu. Dziś jednak wieczorem zdobył się nawet na gest i postawił szampana. Powód zostawię dla siebie bo byłoby to zbyt ... mało skromne, powiedzmy. Jutro Stelvio. Tyle się o tym podjeździe nasłuchałem, że nie mogę się doczekać aby go zobaczyć. Zaplanowany jest atak Damiano.