

Zostałem sam z Ivanem i Pellim na 10 do mety. No i trzeba było ciągnąć. Przyznam że czułem się dobrze, bardzo dobrze, tak jak wczoraj, jak za najlepszych dni... Lubię tak, móc ciągnąć na ostatnim podjeździe, równo, z zadaniem przyspieszania co kilometr. Móc być na przedzie grupki ale jakby się samemu jechało.
Dziękuję wszystkim kibicom za komentarze, dobre słowa, za to że wielu z nich sprawiłem swoją jazdą dużo radości. Robię to co zawsze chciałem, i robię jak najlepiej potrafię. Ivanowi nie udało się zgubić bezpośrednich rywali, ale Giro jeszcze długie. Dlatego i ja muszę teraz odpocząć jak najlepiej się da na kolejnych długich etapach.
Dziś mi rano Leo napisał, jak zawsze, że dla tych etapów tyle pracowałem, bym dał wszystko dla Ivana, bo nie zebrałem w swojej karierze na miarę tego ile włożyłem w ten sport... motywujące...
A teraz o gregario znowu. Natchnęło mnie po przeczytaniu wywodu jednego z asów, uznawanego za znawcę kolarstwa, który to pisząc na swoim blogu przyznał, że nie robią na nim wrażenia pomocnicy z Polski bo się wychował na naszych amatorskich mistrzach sprzed kilkudziesięciu lat, którzy niestety ścigając się z przyjaciółmi z zaprzyjaźnionych państw nie mogli posmakować prawdziwego kolarstwa…
To oczywiście nie umniejsza ich sukcesów, ale jeśli ktoś patrzy tylko na tych czy innych mistrzów a nie dostrzega, że obok nich są inni, mniej uzdolnieni, ale wkładający często dużo więcej pracy i poświęcenia w ten sport to znaczy, że mógłby równie dobrze zacząć komentować pływanie synchroniczne zamiast kolarstwa na najwyższym poziomie. Mnie nie trzeba kibicować, ja nie wygrywam i sam kibicuję innym.
Z kolarstwa uczyniłem jednak moje życie, życie pełne poświęceń i wyrzeczeń, na które często nie stać tych bardziej uzdolnionych. Ja muszę dużo więcej pracować, żeby móc z nimi jechać na ostatnim podjeździe i nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego zostałem obdarzony mniejszym talentem niż inni. Zmierzam do tego, że prawdziwi pasjonaci i sympatycy tego sportu, nie mówiąc o znawcach, powinni wiedzieć takie rzeczy i rozumieć jak twarde jest siodełko...
źródło: cyclo.pl
Zadanie miałem jedno, w końcówce podjazdu pociągnąć równo, mocniej, by może kogoś zdusić, albo nawet w kłopoty wpędzić i przygotować ewentualnie teren pod atak któregoś z moich liderów. Robota zrobiona, nie interesowało nas żeby dojść odjazd, Pelli może się zgubił, a Ivan lepiej by zrobił gdyby za Solerem pojechał, ale to takie po etapowe gdybanie.
Jutro będzie ciężej i ja od połowy podjazdu mam być znów tam.... ciesze się, wzięli mnie po to co robię i robię to na razie dobrze, daje to dużo satysfakcji.
Nie ma chyba bardziej stresującej rzeczy w tym sporcie od drużynówki. Moje ósme Giro pod rząd. Czas leci, pamiętam dokładnie to pierwsze z 2002 roku...
Drużyna pojechała dobrze, równo, tracąc trochę rytm w drugiej połowie dystansu. Jesteśmy tu żeby walczyć o zwycięstwo końcowe tak więc do pozostałych liderów porównując nie bylo źle. Cieszę się, że zaraz będą góry. Nie wydaje mi się że dużo jeszcze potrzebuję aby być w pełni formy, ale o tym tak naprawdę przekonam się już za parę dni.
Dla wszystkich miłośników wina polecam krajobrazy trzeciego etapu do Valdobiadene, jedynego regionu w którym produkuje się Prosecco - znakomite, lekkie wino musujące, które między innymi robi Marzio Bruseghin. Bardzo ładne miejsce, wczoraj przejechaliśmy ostatnie kilometry tego etapu popijając w Valdobiadene wspomniane już winko.
Jak nastrój w przeddzień Giro?
Jest trochę nerwówki i czkawki, dziś taki dzień, ale generalnie już spokój. Zresztą Giro ma to do siebie, szczególnie we włoskiej ekipie z potencjalnym zwycięzcą. Nie pierwszy raz to przerabiam...
W jakiej formie jest Basso? Czy może zdominować wyścig jak trzy lata temu?
Myślę że Ivan jest na podobnym poziomie jak w tamtym wyścigu, wygrał Trentino, widziałem że dobrze i swobodnie tam kręcił.
Kto będzie najgroźniejszym rywalem?
He, to się okaże po pierwszych etapach, ale na pewno tacy zawodnicy jak Leipheimer, Simoni, Mienszow czy Sastre nie przyjechali aby tylko przyglądać Ivanowi.
Celujesz w jakiś konkretny etap?
Nie celuję w żaden etap. Chcę dobrze pojechać górskie odcinki. Jestem spokojny, lepiej przygotować się nie mogłem a ostatnie starty pokazały, że już i tak nie jest źle…
Rozmowa Adama Probosza z Sylwkiem
Po cichu liczę na etapowe zwycięstwo Sylwestra Szmyda. Takich sukcesów potrzebuje polskie kolarstwo – przyznał Lech Piasecki, jedyny Polak, który miał okazję założyć żółtą koszulkę lidera Tour de France. - Mnóstwo osób rekreacyjnie w weekendy korzysta z jazdy na rowerze, jednak niewiele z nich interesuje się dyscypliną sportową. Sukces Szmyda mógłby spowodować podobne zainteresowanie kolarstwem w naszym kraju jakim cieszą się skoki narciarskie, czy Forumuła 1 - dodał Piasecki, który w Giro d'Italia wygrał pięć etapów.
eurosport
o szansach Polaków Czesław Lang
Trzymam za nich kciuki. Chciałbym, żeby powalczyli, żeby pokazali się, jak mówi Armstrong - choć na jednym etapie. Może nawet pokuszą się o wygranie jednego z nich. Myślę, że Sylwester Szmyd tyle razy jechał Giro, że będzie tam gdzie Basso. Włoch będzie chciał odegrać jedną z głównych ról, dlatego nasz zawodnik będzie zawsze jechał w czubie. Natomiast myślę, że Bartosz Huzarski będzie miał szansę pojechania sam dla siebie. Obaj nasi zawodnicy dobrze jeżdżą po górach, a to faworyzuje kolarzy na Giro.
sport.onet.pl
Myślę, że podobnie będzie z Basso, który na dodatek ma do pomocy Sylwestra Szmyda. Polak potwierdza swoją klasę w każdym wyścigu i stał się jednym z najbardziej pożądanych gregario w kolarskim peletonie. Może u nas nie docenia się roli takich zawodników, mierząc karierę wyłącznie liczbą zwycięstw, we Włoszech sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Praca pomocnika jest doceniana i każdy wie, jak wielki jest jego udział w sukcesie lidera. Presja na Sylwka wynika w dużej mierze z faktu, że mamy tak naprawdę jednego zawodnika na światowym poziomie i wszyscy ściskamy kciuki za jego sukcesy. Ja sam czekam na etapowe zwycięstwo i mocno wierzę, że doczekam się tego na stulecie Giro.
Adam Probosz, cyclo.pl
Przyznam, że gdy dowiedziałem się, że Armstrong wraca to pierwsze co pomyślałem: "po co?! Tyle wygrał i nie może żyć bez kolarstwa?". Mówi Sylwester Szmyd, jeden z dwóch Polaków w tegorocznym Giro d'Italia.
PRZEGLĄD SPORTOWY: Stresuje się pan trochę przed startem w Giro d'Italia?
SYLWESTER SZMYD: To już mój ósmy start w tej imprezie. Nie denerwuję się ani trochę. Byłoby pewnie inaczej gdybym nie był w formie. Ale na ostatnich wyścigach widziałem, że „noga się kręci", więc wszystko w porządku. Jestem gotowy na sto procent. Nic więcej nie mogłem zrobić. Kiedyś denerwowałem się dużo bardziej, można powiedzieć, że się spalałem. Teraz jadę. Po prostu.
PS: Przez ostatnie lata pracował pan dla Damiano Cunego w grupie Lampre. Tyle, że tamten lider, poza jednym zwycięstwem zawodził. Teraz w ekipie Liquigas będzie pan pomagał Ivanowi Basso i sytuacja ma być inna.
Drugim liderem grupy jest Franco Pellizotti. Obaj zapewniają jednak, że jeśli będzie potrzeba to będą sobie pomagać. Pellizotti rok temu otarł się o podium, szefowie grupy mówią, że obaj są na tym samym poziomie, ale numerem jeden jest Basso. A Damiano? To świetny kolarz, zresztą, właśnie płyniemy łódką i Damiano siedzi obok mnie (śmiech). On jeszcze wygra mistrzostwa świata, może w tym roku, ale o triumf w którymś z wielkich tourów będzie mu ciężko.
PS: O Cunego mówi się, że jest stworzony do wyścigów jednodniowych. Basso jest liderem na długie wyścigi. Mobilizował pana jakoś szczególnie przed tym startem?
A po co? Widział mnie w ostatnich startach, bo ogląda wszystkie wyścigi, więc wie w jakiej jestem formie. On nie musi mnie mobilizować. I Basso i ja wiemy po co tu jestem.
PS: Czyli nie ma szans na to, żeby pojechał pan gdzieś dla siebie?
Nawet wolałbym żeby nie było takiej szansy. Dlaczego? Bo to by oznaczało, że liderzy jadą słabo. A my startujemy w Giro żeby wygrać ten wyścig.
PS: Przy okazji Giro niemal bez przerwy słychać nazwisko Lance Armstrong. Jak pan ocenia jego powrót?
Przez niego, a raczej dzięki niemu jest i będzie więcej tłumów i zamieszania. Ludzie będą chcieli go zobaczyć. Zresztą, gdyby przejeżdżał gdzieś przez Polskę to też na ulicę wyszłyby tłumy. Lance to Lance, gość, który wygrał siedem razy Tour de France, więc co tu więcej mówić. Ale przyznam, że gdy dowiedziałem się, że wraca to pierwsze co pomyślałem: „po co?! Tyle wygrał i nie może żyć bez kolarstwa?". Teraz jednak myślę, że jego powrót dobrze robi całej dyscyplinie, a przy okazji on sam świetnie propaguje idee swojej fundacji pomagającej ludziom chorym na raka.
PS: Ale Giro to on nie wygra.
Też tak myślę. Kilka tygodni temu miał kraksę, w której się połamał. To musiało zmienić jego przygotowania. Giro będzie więc dla niego formą treningu przed Tour de France.
Przegląd Sportowy
foto: Kasia Szmyd
Plakat w pliku pdf (w krzywych, do druku w dowolnej wielkości) można pobrać tu
Autor plakatu: Agnieszka Plieth
"Wyselekcjonowaliśmy godny zaufania i właściwie wyważony skład – tłumaczy manager teamu Roberto Amadio – zdolny do wypełnienia założeń taktycznych zarówno na płaskim terenie jak i w górach. Reszta należy oczywiście do naszych kapitanów, Ivana Basso i Franco Pellizottiego".
W samochodach technicznych razem z Roberto Amadio zasiądą Stefano Zanatta i Mario Chiesa.
foto: corvospro
tekst: Adam Probosz
Super praca całej drużyny i świetny prognostyk przed wielkim Giro. Jutro Ivan startuje w Liege, a ja od wtorku ścigam się w Romandii. Widzę, że z formą coraz lepiej. W ekipie dyrektor nawet przed Alpe di Pampeago zostawił mnie na sam koniec dla Ivana lub jak bym miał się czuć lepiej to była opcja żebym swój wyścig jechał. Pełna powaga i respekt, a to ważne dla gregario!
foto: www.corvospro.com