czwartek, 29 kwietnia 2010

Cavendish

Mam nadzieję, że kibice jak i niektórzy dziennikarze zagraniczni nie maja wątpliwości kto jest najlepszym sprinterem na świecie.

Etap spokojny, choć wysoka temperatura i trasa bez metra płaskiego została w nogach.
Dziś się męczyłem, nie oddychałem dobrze, alergia lub po prostu taki dzień i szło naprawdę ciężko.

Jutro powinienem pojechać spokojnie, sobota i niedziela w perspektywie Giro będą ważne jako porządny trening i sprawdzian. W przypadku Body podobna sytuacja, wczoraj i dziś dużo pracował, w niedziele a może głównie w sobotę będzie podobnie, jutro nie pojedzie czasówki na 100%, nie jest jeszcze w pełni formy a szkoda się „wycinać” by być 16-tym czy 18-tym.

środa, 28 kwietnia 2010

W końcówce nie miałem już wątpliwości

Przyznam, że w końcówce nie miałem już wątpliwości, że Peter weźmie dziś koszul. No i po cichu liczyłem na to, że w sprincie wygra z tymi sprinterami którzy zostali w grupie. Jest niesamowity. Rozgrywa i wygrywa etap z takim spokojem i zimną krwią jakby był starym doświadczonym kolarzem.

Przed podjazdem mówię mu, że jak strzeli Cavendish to zaczynamy robotę, pytam czy dobrze się czuje bo trzeba to wygrać a on mi mówi po polsku: „no nie wiem kur...a”!

Niedziela, inaczej niż zawsze, ostatni podjazd to pierwszy ze starej rundy, czyli najcięższy a to znaczy, że wcale łatwo nie będzie.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Tour de Romandie

Chciałem zacząć czymś w rodzaju „Sagan zadziwia”... ale mnie już nie zadziwia, ma nieprzeciętny talent i trzeba się z tym "pogodzić". Patrząc na etapy: nerwowe, ciężkawe bez dużych gór, tutaj również ma duże szanse na etapowe zwycięstwa.

Dziś czułem się dobrze, odczucia właściwe, strata nie tak duża. Problem w tym, że podobnie jak w zeszłym roku brakuje mety pod górę, jest etap Sion-Sion, ale on sprawy nie rozwiązuje a to znaczy, że znów największe znaczenie może mieć czasówka. Czyli dla mnie kolejny trening przed Giro, ale nigdy nic nie wiadomo, próbować będę jak pojawi się okazja.

Pod Alpe di Pampeago miałem odczucia jakbym jechał ze swego rodzaju ogranicznikiem, nie mogłem dać z siebie wszystkiego. Trener ekipy mówił po etapie, że to normalne przez parę dni po zjechaniu z wysokości, Ivan też czuł się podobnie. Vino pokazał wielką klasę, również na Liege i myślę, że śmiało możemy zapomnieć o tym co było dwa lata temu i spojrzeć na niego jak na wielkiego kolarza.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Giro del Trentino 2010 - od kuchni

zdjęcia Adam Probosz

Jedynka za spot Tour de Pologne dostała srebro w konkursie EBUconnect

Podczas tegorocznej konferencji EBU 23 kwietnia br. rozdano nagrody EBUconnect. Jedynka otrzymała nagrodę w kategorii najlepszy zwiastun autopromocyjny za spot Tour de Pologne.

Zwiastun autopromocyjny wykorzystał wizerunek polskiego sportowca – Sylwestra Szmyda. Autorem pomysłu był Witold Stanisławski, kierownik redakcji oprawy i promocji TVP1. Spot wyreżyserował Adam Dzienis, a jego operatorem był Dominik Struss. 

Zwiastun został nakręcony zaledwie w sześć godzin i wykorzystano do tego specjalną kamerę do zwolnień, RED ONE. Zdjęcia odbyły się w hali telewizyjnej TVP.

To już druga nagroda dla TVP1 przyznana przez EBUconnect. Wcześniej w 2006 roku Jedynka zdobyła pierwsze miejsce za oprawę.

O nagrody EBUconnect co roku ubiegają się najwięksi nadawcy telewizji publicznych rynku europejskiego, zarówno członkowie EBU, jak i nadawcy spoza. Są wśród nich m.in. BBC ZDF, RAI i SVT.

źródło: tvp.pl


czwartek, 22 kwietnia 2010

Zawsze mi się podobało Giro del Trentino

Zawsze mi się podobało Giro del Trentino, zresztą jak cały region Trentino. Sam wyścig w tym roku jakby trochę cięższy ale dla mnie to lepiej. 

Wczoraj był moment na jakieś 10 km do mety, gdzie przeleciała mi przez głowę myśl by „puścić” ale pomyślałem, że to czego najbardziej teraz potrzebuję to męczyć się pod górę i w ten sposób straciłem tylko kilka sekund przy zmianie rytmu na samym już finiszu.

Nogi kręcą się już dobrze, brakuje trochę oddechu, ale po to jest Trentino i Romandia by zrobić to czego na treningach nie można. Jutro... no właśnie, Ivan chce wygrać i tak będziemy jechać.

foto: bettiniphoto

wtorek, 20 kwietnia 2010

Od Giro del Trentino

Od dziś, czyli od Giro del Trentino zaczął się ostatni okres przygotowań do Giro, by lepiej to ująć ostatni szlif formy a dla mnie to właściwie do całego sezonu, bo po Giro nie będę miał wiele odpoczynku przed startem w TdF.

Z Teide udało nam się wrócić planowo, dwa dni treningu w domu, pozytywny test z pomiarem zakwaszenia pod znany mi podjazd, niedziela spokojna z żoną w centrum Lucci.

Myślę, że dzisiejsza czasówka najbardziej motywowała... lub inaczej, stresowała Ivana. Jak już gdzieś wspomniałem w tym sezonie jestem z nim w pokoju, zależało mu na tym by znaleźć w czasówce dobre odczucia. Dużo pracował zimą i wiosną nad poprawieniem tej właśnie specjalności, i chyba był bardzo zadowolony, tak jak i ja.  

Noga silna, strata nieduża, może pomijając Vinokurowa. Nasze myśli koncentrują się głównie na Alpe di Pampeago ale i jutro trzeba być czujnym bo przed finałowym podjazdem lekko nie będzie.

Ostatnio zbyt dużo nie pisałem, ale z początkiem wyścigów obiecuję poprawę, o co zresztą proszą sami kibice i tu pozdrowienia dla księdza Zbigniewa z Poznania.

foto: bettiniphoto

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Prasówka

Sylwester Szmyd – pomocnik i zwycięzca wysokich lotów”

Polak z grupy Liquigas, dobry „góral” i wspaniały pomocnik w drużynie przygotowuje się do zostania pilotem samolotów.

Sylwester Szmyd to człowiek wysokich lotów. Świadczą o tym jego osiągnięcia jako kolarza – fakt, że ścigał się w najlepszych włoskich ekipach ostatnich lat, a także jego jedyne zwycięstwo jako zawodowca, Mont Ventoux, „najmilszy moment w karierze”, jak przyznaje Sylwester. Był to triumf w doskonałej harmonii z sobą, wiatrem i wysokością, ponieważ oprócz pedałowania Sylwester przeznacza część swojego czasu na przygotowanie do zostania pilotem. „Uczę się do egzaminów, a później czekają mnie praktyki”, mówi. Jego życie jest ciągłym lotem. Urodził się w Bydgoszczy, w Polsce, w kraju bez tradycji związanych z kolarstwem. „Są amatorzy, ale nic więcej. Wcześniej kolarstwo było głębiej zakorzenione w społeczeństwie, ale ze zmianą systemu politycznego jazda na rowerze stała się sportem mniejszości”, uzupełnia Szmyd. Zaczął jeździć na rowerze w wieku dziesięciu lat, a po wygraniu mistrzostwa juniorów dostał propozycję z Włoch, żeby ścigać się w kategorii do lat 23. I tak jest do dziś. Historia łatwa do opowiedzenia i ze szczęśliwym zakończeniem. „Nie było łatwo - ostrzega – w Polsce pozostawiłem moją rodzinę, moich znajomych…całe moje życie. I jak mówię młodym ludziom, którzy teraz do nas przychodzą: bez telefonów komórkowych i Internetu.” Kontakty z rodziną były bardzo ograniczone. „Dzwoniłem do moich rodziców raz w tygodniu z budki telefonicznej, żeby im powiedzieć, że żyję - trzy i pół minuty rozmowy, bo nie mogliśmy sobie pozwolić na więcej.” I dosłownie i w przenośni. „Moje pierwsze wynagrodzenia pokrywały tylko wydatki: wynajęte mieszkanie, jedzenie, podróże, etc. To była szkoła życia, która wiele mnie nauczyła”.  

Spokojny, o niewzruszonym charakterze, dwa razy myśli zanim podejmie decyzję. „Czasem jestem zbyt spokojny”, komentuje Szmyd, który przez osiem lat jako zawodowiec przeszedł przez grupy Tacconi, Mercatone Uno, Saeco i Lampre, zanim zakotwiczył się w Liquigas. Nie waha się stwierdzić: "2009 rok był moim najlepszym sezonem, pod każdym względem”. Praca, poświęcenie i zwycięstwo na Mont Ventoux podczas Dauphine. Sylwester zyskał opinię jednego z najlepszych pomocników, jakiego lider może mieć. Prawdziwy zaszczyt, mimo tego, że znaczna część jego pracy i wysiłku pozostaje w cieniu. „Dla mnie nie jest to frustracją, zawsze chciałem być kolarzem i nim zostałem. To prawda, że nie jestem liderem wspaniałego zespołu, o czym marzyłby każdy kolarz, ale pracuję dla mojej drużyny i widzę w tym możliwości”.  

Taką wykorzystaną możliwością był triumf pod Mont Ventoux – górą, na którą wjechał wspólnie z Alejandro Valverde. Dzięki temu zawodnik z Murcia został liderem wyścigu, a Sylwester wywalczył swoje pierwsze zawodowe zwycięstwo. „Był to najlepszy pod względem kolarskim moment 2009 roku i jeden z najlepszych całej mojej karierze”. Sylwester nie zadowala się tym jednak. „Chcę wciąż się doskonalić. Tym, co zwróciło moją uwagę na kolarstwo kiedy zaczynałem było właśnie znaczenie wytrwałości – nie stagnacja, ale ciągły postęp”. Nawet jeśli bez zwycięstw. Oprócz Mont Ventoux Szmyd wspomina swoją pracę w zeszłorocznej Vuelta de Espana. „Czułem się lepiej niż kiedykolwiek pomagając Ivanowi Basso”, podobnie jak to miało miejsce w Giro.  

W swoim dziesiątym sezonie wykonuje taką samą pracę dla liderów i stara się "nadal robić postępy”. „Chciałbym powtórzyć zwycięstwo w finale w wysokich górach, ale tym razem w wielkim wyścigu”. W międzyczasie uczy się, aby zdobyć licencję pilota i zrealizować jedną ze swoich pasji. „Kiedy mam wolny czas, poświęcam go na naukę i praktykę, m.in. dzięki sprzętowi, który dostałem w prezencie od żony. Posługując się nim mogę robić pomiary częstotliwości i symulacje. Bardzo mi się to podoba.” Zastanawia się też nad dalszą przyszłością – nad chwilą, kiedy odstawi rower. To jedna z rzeczy, które czasem spędzają sen z powiek: „Nie wiedzieć, co dalej robić, kiedy przestanie się być kolarzem, w wieku ponad 30 lat; być zmuszonym do zaczynania od zera, nie mając doświadczenia w życiu zawodowym”. Sylwester ma już jednak plany na czas, kiedy nadejdzie ten moment. „Pojadę z żoną na półroczną wyprawę do Ameryki Południowej”.

DNA

Data i miejsce urodzenia: 2 marca 1978, Bydgoszcz (Polska)

Stan cywilny: Żonaty

Marzenie: Stawać się lepszym każdego dnia

Wada: Czasami jestem zbyt spokojny

Mocna strona: Cierpliwość, jaką dało mi doświadczenie

Jedzenie: Tagliata i stek florencki

Książka: Obecnie czytam głównie książki włoskie w oryginalnej wersji, żeby doskonalić znajomość języka.

Film: „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”

Wakacje: Chile

tłumaczenie: Ania Manuszewska (dziękujemy Aniu)

niedziela, 11 kwietnia 2010

Cancelara i Riss

Tak jak większości z nas Polaków tak i mnie bardzo dotknęła katastrofa rządowego samolotu. Nie mając internetu, polskiej TV czy prasy i tak jestem w stanie wyobrazić sobie jaka panuje u nas w Polsce atmosfera.

Cancelara i Riss, a ten drugi przede wszystkim, bo myślę, że to jego pilna uwaga, bystrość i umiejętność widzenia wyścigu przyczyniły się do ataku Fabiana w tym momencie, inaczej Bonena by nie zgubił. Nie wygrałby na finiszu, musiał coś wymyślić tak jak dwa lata temu na Milan Sanremo, najsilniejszy, faworyt, kontrolowany przez wszystkich i wygrywa na solo...

Nam zostały już tylko dwa dni treningu na Teide, później odpoczynek do Trentino.

poniedziałek, 29 marca 2010

Volta Catalunya...

Jak napisał Daniel Marszałek, skoro Purito wygrał wyścig wokół swojej ziemi to i ja powinienem, lecz ciężko mi będzie znaleźć wyścig dookoła Kujawsko-Pomorskiego albo Pomorza, a na poważnie, Purito wygrał nie tylko dlatego, że był najmocniejszy ale jak wcześniej pisałem, że zaryzykował tam gdzie inni kalkulowali.

Dla mnie był to spory wysiłek, choć wiedząc, że tak właśnie będzie umyślnie wybrałem Catalunye zamiast krótszego i mniej wymagającego Coppi Bartali. Potrzebuję teraz  pomęczyć się na wyścigach i treningach. Sam Ivan (z którym będę dzielić pokój w tym sezonie) przyznał, że spodziewał się, że będzie mu szło trochę lżej. Jest spokojny ale postanowił zmienić trochę swoje plany startowe ale to już w oficjalnym komunikacie z jego strony.

Właśnie, Coppi Bartali przyniósł nam zwycięstwa Polaków, cieszy to tym bardziej, że jest nas kilku w poważniejszych wyścigach ale za to widocznych. A ja się cieszę, że miałem na Cataluni do kogo się odezwać po Polsku. Jens Voigt po jego zwycięskim etapie w rozmowie ze mną chwalił Jarka Marycza za jego pracę w drużynie co znaczy, że "młody"dobrze się zaaklimatyzował tak w ekipie jak i zawodowym peletonie.

Od dziś przez dwa tygodnie jestem na Teide, ta sama ekipa co w lutym plus Kiesierlowski... i Kasia!

foto: Roberto Bettini


środa, 24 marca 2010

No właśnie, ryzykując z fantazją

Etap ewidentnie dla Purito, bez metra płaskiego, góra – dół, trasa nie dająca oddechu i wciąż mocne tempo. On to lubi, ale atakować na 50km do mety to znaczy ryzykować przegraną, tym bardziej, że z tył ciągnęło Radio Shack mające tutaj poważnych zawodników.  

Dwóch Katalończyków, Tondo i Purito, czyli w Hiszpanii Polaków, tak nazywają tych z Katalonii !!! Sądzę, że dogadali się co do wspólnej akcji ale o to podpytam na kolacji. Mnie idzie ciężko, potrzebuje złapać wyścigowe tempo, po takim ogromnie pracy siłowej noga nie chce się kręcić szybko.

foto: corvospro

wtorek, 23 marca 2010

Wczoraj po południu zainaugurowałem swój dziesiąty sezon

Tak więc mogę śmiało powiedzieć, że wczoraj po południu zainaugurowałem swój dziesiąty sezon jako „pro”, ale ten czas leci! Mówiłem dziś Jarkowi (Marycz), że pamiętam jak dziś, jak właśnie tu w marcu 2001 roku jadąc Semana Catalana co rano piłem kawę z Wadkiem a w wyścigu startował Ryba, którego nawet wtedy nie znałem. W moim pierwszym sezonie podpisałbym się pod tym by jeździć dziesięć lat w tym towarzystwie, a tu wszystko wskazuje na to, że dojdą i kolejne dwa z dużym prawdopodobieństwem.

Co do wyścigu, prolog deszczowy, a dziś szybki etap. Nie ma ani jednego trudnego etapu, który mógłby ułożyć wyścig, tak więc wygra się go zapewne nie tylko nogami ale i dużą fantazją, ryzykując kiedy potrzeba. Będzie mi ciężko, po ciężkiej i monotonnej pracy w górach moje pierwsze wyścigowe kilometry będą ciążyć w końcówkach etapów, ale nikt ode mnie nic nie wymaga. Roman jedzie jako ten najbardziej nastawiony na generalkę.

foto: corvospro