czwartek, 30 marca 2006

Cztery dni odpoczynku mnie wykończyły

Ciężko mi szło dzisiaj na treningu, męczyłem się ale tak może być. Wyścig poszedł nam dobrze, co tu dużo ukrywać. Morale jest wysokie. "Martino" jest zadowolony, Saronni też, a jak miałoby być inaczej. Myślę jednak że Damiano jeszcze nie jest w szczytowej formie jak sam zresztą twierdzi. Następny start dla większości z nas, którzy jechaliśmy Settimana Coppi e Coppi to będzie Giro del Trentino. W przyszłym tygodniu jedziemy z Damiano zobaczyć cztery etapy Giro d'Italia. Cieszę się, że nie pojadę Vuelta al Pais Vasco. Potrzebuję jeszcze trochę potrenować w spokoju, a akurat ten wyścig psychicznie (i fizycznie) mnie zawsze wykańczał.

Co do naszego składu na wielkie Giro to na razie nic nie piszę, bo nie wiadomo jaki ostatecznie będzie. Pojedzie po prostu dziewięciu najlepszych. Po Trentino nawet jeśli "Martino" nie jest teraz przekonany, to ja chciałbym jednak pojechać Tour de Romandie. Myślę, że byłoby dla mnie najlepiej. Chciałbym "mieć w nogach" na starcie Giro 22 czy 24 dni startowe, a bez Romandii miałbym tylko "słabe" 20.

piątek, 24 marca 2006

Dzisiaj poszło zgodnie z planem

Napolitano wczoraj przy kolacji powiedział, że ostatni będą pierwszymi (a on na wczorajszym etapie był ostatni) i dotrzymał słowa. Jak się wygrywa to oczywiście i atmosfera w ekipie jest super. Zostaje nam jeden etap i to całkiem ciężki odcinek. Damiano dziś w wywiadzie mówił że jest spokojny o przebieg wydarzeń, bo ma mocną drużynę i liczy na swoich kolegów. Zrobimy co możemy.

czwartek, 23 marca 2006

Jestem wkurzony

Bo gdyby nie ten pieprzony zjazd na wczorajszym etapie byłbym dziś około trzeciego miejsca w klasyfikacji generalnej. "Leo" (Leonardo Piepoli) mnie zwyzywał. Szkoda całej tej pracy, wysiłku, postawy na podjazdach i dobrej kondycji. Potrzebne mi jest przemyślenie wszystkiego i nie powtarzanie błędów bo wczoraj spokojnie można było przyjechać z przodu. Nie się nie zmienia, więc tak jak dziś również i w sobotę będę musiał pracować dla Damiano. On tu może wygrać i to się liczy, a nie miejsce w czołowej "10" kogoś tam jeszcze z naszej ekipy. Denerwuje mnie jednak fakt straconych okazji bo na wyścigach takich jak ten gdzie wolno mi ewentualnie powalczyć nie mogę dłużej popełniać takich błędów. Dziś zrobiliśmy niezłą selekcję pod ostatnią górę. Na szczycie wśród ośmiu-dziesięciu czołowych kolarzy było nas czterech! Na podjeździe znów miałem super nogę. Damiano jest teraz liderem, my ciągniemy od jutra i mamy też nadzieje wygrać jutro etap za sprawą Napolitano.

środa, 22 marca 2006

Na chwilę wrócę jeszcze do wczorajszego dnia

"Martino" nie miał wątpliwości, że byśmy tą drużynówkę wygrali i pogratulował nam ładnej jazdy. Dziś znów było zimno i deszcz. W pewnych momentach prawie nie mogłem opanować drgawek z zimna. Najważniejszym punktem etapu były ostatnie dwa podjazdy, w tym drugi na 23 kilometrów przed metą. Były to ciężkie podjazdy znane mi dobrze jeszcze z Giro d'Italia 2003. Etap taki wygrał wtedy Kurt-Asle Arvesen a koszulkę wziął "Gibo" Simoni.

Do rzeczy. Trochę ciągnęliśmy, już pod pierwszy podjazd kiedy skoczył Paolo Bettini z Vincenzo Nibalim. Następnie Nibali pożegnał towarzystwo Bettiniego i zaczął nad nami nadrabiać. Pod drugi podjazd znów próbował atakować Bettini, ale bez większych efektów. To nie był dziś Bettini ze swoich najlepszych dni. Zostało nas około 30 ludzi w czołowej grupie. Zjazd niebezpieczny, było kilka kraks m.in. leżał Michael Rogers i tam też straciłem kontakt z grupką Bettiniego i Cunego. Ale nie ma problemu, kilkanaście sekund straty na mecie. Najważniejsze że noga była o'key pod górę i że nie leżałem ryzykując jakieś nieszczęście. Jak na razie na to patrzę to sam muszę przyznać, że zjazdy wymagają ode mnie dużo więcej koncentracji i determinacji niż podjazdy. Damiano nie miał dziś atakować i walczyć o zwycięstwo. Przyjechał na metę z pierwszymi i nie wydawało mi się żeby sprawiło mu to większą trudność.

O kolejnych dniach nikt nic na razie nie mówi. My mamy nadzieje że nie będzie padać. Nibali jak to się mówi zrobił dziś niezły numer. Myślę, że z nogą jaką on teraz ma to patrząc na kolejne etapy nie powinien mieć większych problemów żeby wygrać generalkę. Jest to tym pewniejsze ze względu na siłę ekipy jaką ma za sobą.

foto: www.corvospro.com

wtorek, 21 marca 2006

Nikt nie może mieć wątpliwości że wygralibyśmy tą drużynówkę

Niestety na 1,5 kilometra przed metą na zakręcie wywrócił się Danilo Napolitano, zwycięzca porannego etapu. Przez to pozostali musieli praktycznie stanąć. Ja byłem też za nim, a z przodu zostało nas tylko trzech, więc za mało żeby pojechać czym prędzej na metę. Przegraliśmy więc o 10 sekund, a straciliśmy na tym incydencie na pewno więcej. Mniejsza o to jednak ważne, że pojechaliśmy mocno, po prostu dobrze. Mój kolega z pokoju czyli Marzio Bruseghin był klasą sam dla siebie. Typowy czasowiec, dziś był motorem całej drużyny. Ja starałem się tylko nie zwalniać. W tym cała rzecz na tak krótkiej i szybkiej czasówce. Rano było brzydko, deszcz, błoto na drogach, ale wygraliśmy. Jaka jest dalsza taktyka ekipy sam jeszcze dobrze nie zrozumiałem, ale pewnie dziś po kolacji "Martino" powie parę słów na ten temat.

niedziela, 19 marca 2006

Długo nie pisałem, bo ciężko trenowałem

Czasem nawet za dużo, ale nie uważam żebym czuł się gorzej niż po Vuelta a Murcia, a wiadomo że chodzi o to żeby wciąż było coraz lepiej. Ale do rzeczy. Zrobiłem kilka treningów ponad 6 godzinnych, w tym długie podjazdy po około 20 kilometrów, lecz z mniejszą intensywnością niż wcześniej. Taki był właśnie ostatni okres moich treningów. Przed San Remo w tygodniu był u mnie Damiano i Paolo Tiralongo. Pojeździłem z nimi dwa dni. Pierwszy trening miał w sumie 6 i pół godziny oraz dystans 220 kilometrów z 3000 metrów przewyższenia. Żaden problem, ale większość za samochodem trenera tj. za Smartem. Powiem szczerze że wróciłem do domu prawie na ostatnich nogach. Dla mnie był to trzeci dzień z rzędu pracy a do tego ponad 4 godziny po górach za tym małym autkiem w trójkę to daje się odczuć.

Bardzo dużo tego treningu. Damiano czuje się dobrze, widziałem że nieźle "kręcił" w sobotę. Mówił, że może trochę mu brakuje ale jest spokojny i zadowolony z tego jak na dzień dzisiejszy sprawy się mają. Dwa dni później, bez samochodu ale z "Leo" Piepolim zrobiłem sobie małą poprawkę konkretnego treningu po górach. Długie podjazdy na lączną sumę 4500 metrów przewyższenia i aż 7 godzin i 25 minut na siodełku! Od wtorku Settimana Coppi-Bartali, a "Martino" jak wcześniej pisałem myśli tylko o zwycięstwie. Zobaczymy. Zastanawiam się tylko z kim biorąc pod uwagę że dla Damiano to ma być ciąg dalszy treningów i przygotowań.

niedziela, 12 marca 2006

A ja trenuje

Jakkolwiek miałoby się nie skończyć Tirreno - Adriatico to mój faworyt młody Dekker jest wśród "protagonistów". Pisałem, że według mnie powinien się pokazać w pierwszej części sezonu. Ale myślę, że ciekawszy był zakończony dziś Paryż - Nicea. Drugie miejsce w generalce zajął "Patxi" Villa. Sądzę, że to jego życiowy sukces. Uważam, że cały czas nasza ekipa dobrze "kręci". Gdzie nie pojedziemy jesteśmy widoczni od początku sezonu.

A ja trenuje i będę długo i dużo w tym roku trenować. Dziś na szczycie jednego z podjazdów (20-kilometrowego) było zero stopni. Tak mi przynajmniej polar pokazywał. Włochy Włochami ale i tu jest ostatnio zimno, nie dalej niż 100 kilometrów ode mnie padał dziś śnieg. Jutro przyjedzie do mnie Damiano na dwa dni. We wtorek i środę trenujemy razem. A on potem startuje Milano - San Remo. Dalej ścigamy się razem od 21 marca w Settimana Coppi e Bartali. "Martino" już nam zapowiedział, że jedziemy tam aby wygrać, żeby wszystkich "zgnieść" jak to ładnie ujął. Hmm, zobaczymy. Czasem mam wrażenie że według niego nikt inny się nie ściga. Faktem jest jednak, że ma zamiar wystawić najsilniejszy skład z możliwych na dzień dzisiejszy. Potem będę miał dłuższą przerwę. Odpuszczę sobie Vuelta al Pais Vasco, mimo iż mam ją w programie. Tak chciałem a i "Martino" uznał, że tak może być lepiej. Dalej to pewnie Giro del Trentino i Tour de Romandie. Ale to jeszcze zobaczymy.

Nie wspomniałem nic o ostatnim etapie Vuelta a Murcia. Umknęło mi przez długą podróż jaką miałem do domu. Wiatr, wiatr i jeszcze raz wiatr. Kolarze się wywracali przez te porywy. Gerolsteiner, który ciągnął peleton jechał od 13 do 18 km/h i w końcu kilka razy powiew wiatru zatrzymał całą grupę tak że musieliśmy się podeprzeć nogą o ziemię! Zrobiliśmy więc mały protest dla własnego bezpieczeństwa i anulowano ostatnie około 25 kilometrów. Start wznowiono dopiero na 3 kilometry przed metą. Niezła zabawa, ale sam miałem spore problemy na tym wietrze.


foto: www.corvospro.com

sobota, 4 marca 2006

Płacą mi za pracowanie na lidera

Więc proszę by o tym nie zapominać. Piszę to z myślą o kibicach, którzy jak wiem czekają na moje dobre miejsca na etapach, a już szczególnie takich górskich jak dzisiejszy. Teoretycznie mogłem jechać dziś "swój wyścig". Jak odskoczył Carlos Garcia Quesada to na krótko oderwałem się z Santosem Gonzalezem i było o'k tzn. grupka z tyłu, Quesada zaraz przed nami i jeszcze 10 kilometrów do mety. "Martino" mnie jednak zatrzymał i powiedział żeby nie pracować w odjeździe i siedzieć na kole. Potem byłem już do dyspozycji Damiano, który czuł się dzisiaj bardzo dobrze. Ciągnąłem go aż sam skoczył jakieś 4 kilometry przed metą (zniwelowałem w tym czasie nasza stratę do prowadzącego z minuty do 37 sekund). Damiano nie wygrał, ale dużo nie brakowało, więc w sumie test pozytywny. Mnie na sam koniec gdy jechałem w grupce z Gutierrezem i ciągnącym go Valverde wzięły skurcze ponieważ mało dziś piłem. Ale to już nie takie ważne czy byłem 12. czy 18. Kończę ten wyścig podbudowany psychicznie. Było ekstra, pod gorę jak pewnie nigdy dotąd, no może poza zeszłoroczną Portugalią.

piątek, 3 marca 2006

Moje urodziny

Nie zdążyłem wczoraj napisać bo trochę się nam kolacja przeciągnęła jako, że świętowaliśmy też moje urodziny(gratulacje od redakcji:)). Co tu dużo pisać o wczorajszym etapie poszło mi nieźle. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej nogi. Ciągnąłem cały ostatni podjazd i NIKT nie pomyślał nawet żeby skoczyć. Na kilkaset metrów przed premią górską odłączyło się nas dziesięciu tzn. oprócz mnie cała ta dziewiątka która dojechała do mety na czele. Po 2 kilometrach zjazdu był 500-metrowy "hopek" i tam puściłem, bo nie miałem już sił. Poczekałem na grupkę z Damiano i z nimi dojechałem na metę tracąc około minuty. Jest O'k. W "La Gazzetta dello Sport" napisali dziś, że gdy ciągnąłem to strzelał nawet Damiano, ale to nie tak, a poza tym jak pisałem on w ogóle nie był skoncentrowany na tym etapie. Jutro jak się będzie dobrze czuł to ma próbować walczyć o zwycięstwo etapowe. Przyznam się nieskromnie, że nawet Alexandro Valverde mówił w wywiadzie miejscowej prasie, że wszyscy byli zaskoczeni tempem nadanym przez "kolarzy" Lampre pod ostatnią górę. Miło mi, ale jest jeszcze problem żeby tego nie stracić i pracować w spokoju do Giro d'Italia bo na "miejscówkę" w tym wyścigu trzeba sobie zasłużyć dobrą dyspozycją przed samym Giro.

Dziś miałem spokój. Nieduża strata do najlepszych, mała do Valverde który przecież potrafi pojechać dobrze na czas. Jechałem mocno, ale nie dawałem z siebie wszystkiego myśląc o etapie jutrzejszym. Od Damiano przez Figuerasa po innych wszyscy sugerowali mi żebym się dzisiaj przyoszczędził i raczej jutro spróbował powalczyć. Tak też powiedział Martino i z tą myślą dziś "kręciłem". Tak czy inaczej poziom jest mniej więcej ten co powinien być i mogłem urwać na pewno nie więcej niż 30 sekund, ale to nieważne. Czekamy na jutro, a będzie gorąco. Myślę, że Valverde nie liczy się już w "generalce" i jako, że ściga się w domu (wszak pochodzi z okolic Murcii) będzie chciał jutro wygrać. Santos Gonzalez musi jutro się zerwać i nadrobić sekundy nad Jose Ivanem Gutierrezem, a inni bierni też nie będą.

środa, 1 marca 2006

Zaczęliśmy, pierwszy etap Vuelta a Murcia za nami

Spokojny poza kilkoma atakami na pierwszych podjazdach, ale te skończyły się dziś na 55 kilometrze i dalej był już luz. Czuje się dobrze i jeśli jutro będę czuć się tak dobrze jak dziś to na szczycie zamelduje się w pierwszej grupce. Jutro mamy długi, ale niezbyt ciężki podjazd ze szczytem na 12 km przed metą. Nawet przejechaliśmy go wczoraj. Damiano jeśli nie będzie się czuć dobrze to może sobie go odpuścić i coś stracić. Ja mam się starać wjechać z przodu żeby pomóc Figuerasowi w samej końcówce. "Martino" mówił nawet, że mogę "zrobić dziurę" ze zjazdu, co mi nie przyjdzie z wielką trudnością (wywołując tym śmiech u wszystkich). Atmosfera w ekipie jest ekstra. Przyjechało tez dwóch moich kumpli z Montignoso czym mnie bardzo zaskoczyli, ot prawdziwi pasjonaci.

poniedziałek, 27 lutego 2006

Trzech nowych

To znaczy Paolo Tiralongo, Marzio Bruseghin i Tadej Valjavec już "ochrzczeni", bowiem wszyscy trzej leżeli wczoraj na wyścigu (Clasica Almeria). Nic poważnego, może tylko Tadej zaliczył konkretne zbicie kolana. Proszę mi uwierzyć że wiał taki wiatr że miejscami przestawiał rower. Po prostu przednie koło w powietrzu. "Martino", mechanik i lekarz zakładali się kiedy mnie znajdą gdzieś w rowie. Ktoś nawet 10 euro stracił. Ciągnąłem nawet przez 80 kilometrów, a potem jak Liberty Seguros zaczęło "rantować" wciąż byłem z przodu tj. w grupce około 40 ludzi. Damiano nie nastawiał się na walkę na finiszu, miał spróbować "Figus" (Figueras) ale nie wyszło mu. Ogólnie był to pozytywny sprawdzian, a tym bardziej bardzo dobry trening. Nie rozumiem jeszcze do końca jak pojedziemy Vuelta a Murcia, która od pierwszego etapu jest ciężka, dużo cięższa niż zwykle. Myślę, że za dwa dni będziemy wiedzieć co "Martino" zamierza wobec Damiano.

środa, 22 lutego 2006

Słów kilka o moich wynikach badań

Teoretycznie nie jest źle. Jest lepiej niż w ubiegłym roku tzn. więcej mocy (Watt) na progu tlenowym oraz większy stosunek mocy do wagi. To oznacza, że praca wykonana w ciągu ostatniego miesiąca była dobra. Czasem czuje się podmęczony, ale tak zazwyczaj jest jak się dużo trenuje bez ścigania. Potrzebuje wyścigów: dla lepszej psychiki, dalszej motywacji, wyrobienia rytmu startowego, którego teraz z pewnością mi brakuje. Najbliższy start w niedzielę, a dalej od środy (1 marca) Vuelta a Murcia.

sobota, 18 lutego 2006

Dziś i wczoraj trenowałem z trzema kolegami z ekipy

W tym z Damiano, który przyjechał w moje strony żeby zobaczyć trasę czasówki na tegorocznym Giro d'Italia. Wczoraj przejechaliśmy 200 kilometrów, zaś dzisiaj 175. Od lutego trenowałem z Mateuszem Mrozem, byłym kolarzem Amore i Vita którego gościłem u siebie. Obecnie jest on kolarzem ekipy "widmo" Zbyszka Sprucha. Głupia sprawa bo wielu chłopaków ma przez tą niepewna sytuację stres że ryzykują koniec kariery. Mam nadzieje że nie okaże się to po raz kolejny z niewypałem!

Wrócę do wykonanej pracy jak obiecałem. Dużo i ciężko. Dużo objętościowo, ale mniej gór i jeszcze więcej koncentracji na ćwiczeniach specjalistycznych. Ale spokojnie, spokojniej niż rok temu, mniej ponad progiem tlenowym, więcej w średnim zakresie tętna. Od grudnia ważę 2 kilogramy więcej a z drugiej strony mam prawie 2% mniej tłuszczu co oczywiście oznacza, że przybyło mi mięśni. W poniedziałek jadę do trenera zrobić test to się okaże również jak mój organizm przyjął wykonaną pracę tj. czy była ona dobra i przyniosła spodziewane owoce ... przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce okaże się na wyścigu.

"Martino" powiedział mi dziś mi że Vuelta a Murcia (1-5 marca) jedziemy spokojnie, a ja mam być przy Damiano czyli żadna nowość! Chcę to widzieć tzn. nie wierzę że Damiano nie będzie "próbować nogi" po górach. Wczoraj byli z nami na treningu młody Dekker i Flecha z Rabobanku i już sobie chłopaki wyścig urządzili pod jeden z cięższych okolicznych podjazdów. Damiano był pierwszy na szczycie. Zaskakuje mnie jednak niezła dyspozycja Thomasa. Myślę że się pokaże w pierwszej części sezonu. Co do naszej ekipy to kto uważnie śledzi wyniki wie że mamy już dwa wygrane wyścigi na koncie. Bardzo dobrze, bo nie będzie nerwówki w ekipie i będziemy mogli spokojnie szykować się do Giro.

Napiszę w poniedziałek po teście. Zobaczymy jak pójdzie. Najważniejsze by zwiększyć watt na progu, to bardzo istotne i dużo właśnie mówi o wykonanej pracy. Istotny jest też stosunek watt / waga.

wtorek, 7 lutego 2006

Zaczęło się

To znaczy pierwszy start w nowym sezonie za mną (GP Costa della Etruschi). Początkowo nie miałem w tym wyścigu startować, ale potem ktoś wypadł i pojechałem. Od początku gaz, cały wyścig mocne tempo, co jest nietypowe dla tego wyścigu. Z reguły jechało się w nim spokojnie przez cały dystans. Ale tak nawet lepiej, bo potrenowałem, tym bardziej że wraz z dwoma zawodnikami z Milram ciągnąłem przez blisko 100 kilometrów na naszych sprinterów. O formie wspomnę tylko że taka może być o tej porze roku, ale jest jeszcze dużo do zrobienia.

Cofnę się trochę do zimy. W Polsce tzn. w grudniu udało mi się dobrze popracować tzn. zrobić to co chciałem. Siłownia trzy razy w tygodniu, ostre koło przez miesiąc i rower. Nie straciłem ani jednego dnia pracy. W styczniu już tutaj jeździłem w towarzystwie "Białego" i "Ignaca" z Legii. Na pierwsze zgrupowanie klubowe nie pojechałem. Zresztą było tam tylko pół ekipy tzn. 16 ludzi, przede wszystkim ci którzy muszą ruszyć mocniej w początku sezonu oraz ci którzy nie mogą w domu trenować z powodu złej pogody. Byłem tylko teraz na tygodniowym zgrupowaniu przed wyścigiem. Pozowaliśmy do zdjęć. Atmosfera jest ekstra, skład raczej młody, wyglądamy na zgraną ekipę. Czuję że jeżdżę w Lampre. Jeszcze jako młodzieżowiec marzyłem żeby się w tej ekipie ścigać i właśnie tu jestem. W zeszłym roku to było inaczej bo ekipa mimo nazwy to było bardziej Saeco niż Lampre. Teraz się trochę pozmieniało. Został sam Saronni, wrócili niektórzy dawniejsi sponsorzy. Myślę że będzie o'k. Byle nie dać się ponieść i pracować wytrwale i spokojnie. Za parę dni napiszę o treningach, pracy wykonywanej i najbliższych startach.

wtorek, 31 maja 2005

Powoli muszę dojść do siebie

...  zebrać myśli i chęci do nowej pracy. Pozwoliłem sobie na chwilę relaksu bo mam miesiąc odpoczynku - przynajmniej od wyścigów. Od nowego tygodnia wznowię treningi, na razie jeżdżę spokojne tzn. przejażdżki maksymalnie 2-godzinne. Nadspodziewanie ciężkie okazało się dla mnie to Giro. Właściwie od samego początku czułem że nie kręci mi się tak jak powinno. Dna dotknąłem chyba na etapie do Limone Piemonte. Sprawił mi jednak trochę przyjemności fakt, iż kilku kolarzy (w tym sam "Ale" Petacchi) na następnym etapie podjechało do mnie pytając się czy już wszystko u mnie w porządku, czy odpocząłem, doszedłem do siebie.

Nieważne. Chociaż szkoda, bo praktycznie na niczym nie zależało mi tak jak na tym Giro. Ale takie są oblicza sportu wyczynowego. To było zdecydowanie najcięższe Giro ze wszystkich w których startowałem. Ale bez wymyślania ile to gór nie było, bo te naprawdę ciężkimi robią kolarze. Zależy to bowiem od poziomu zawodników na starcie, a w tym roku przez Pro Tour (o czym już wcześniej wiele razy wspominałem) poziom był bardzo wysoki co oczywiście jest jak najbardziej pozytywnie dla samego wyścigu.

Zaskoczyli mnie na Giro na pewno Basso i Savoldelli. Spodziewalem się, że będą mocni ale nie, że aż tak! Szczególnie Ivan na czas a "Savo" w górach. Największym jednak zaskoczeniem był Di Luca i to pewnie dla wszystkich. Damiano myślę że trochę zawiódł. Na koniec już nawet miał problemy z motywacją i koncentracją. Z naszej porażki myślę, że najbardziej cieszyli się kibice, bo tych akurat z tego co widziałem Simoni ma niewielu. Jak można było również zauważyć inni kolarze w peletonie też byli bardziej zadowoleni ze zwycięstwa "Savo" niż "Gibo". Przyznam, że u nas w ekipie panowała trochę pogrzebowa atmosfera po sobotnim etapie i w niedzielę. Ale cóż nie zawsze można wygrywać.

Nawiąże jeszcze na chwilę do soboty, a właściwie do Colle delle Finestre. Jak zawsze więcej opowieści niż prawdy. Po szutrze jechało się bardzo dobrze, podjazd nie był tam już tak stromy jak wcześniej na odcinku asfaltowym, gdzie praktycznie cały czas potrzebne było przełożenie 39 x 25. Przeszkadzały nam i to mocno samochody techniczne które czasem przejeżdżały z nadmierną prędkością. Za kilka dni powinienem być w Polsce. Żadnych planów startowych. Solidna, ale spokojna praca. Wznowię wyścigi od lipca. Najważniejsze to znaleźć znów motywację i wolę walki jeszcze większą niż przed Giro. Pozdrawiam i dziękuje wszystkim za kibicowanie w trakcie całego Giro.