sobota, 17 maja 2008

Nie dali mi odpocząć

Niestety dziś spokojnie nie było. Nie dali mi odpocząć. Znów start z siodełkiem wiadomo gdzie i tak przez cały etap. Trochę odczuwałem wczorajszy odjazd, ale nie było tak tragicznie. Jak zawsze nie udało mi się wziąć podjazdu z przodu i zrobiłem sobie prawie 5-kilometrwoy finisz przechodząc wszystkich, którzy "strzelali" i starałem się utrzymać na końcu grupki. Na 700 metrów "przed kreską" i mi sił zabrakło, ale spokojnie nie o to chodzi. Pewnie jak miałbym się liczyć w "generalce" to inaczej bym do tematu podszedł, ale zbyt dużo jest tu kraks i boje się żeby gdzieś tam głupio na asfalcie nie zostać. Jak dla przykładu Contador, który dziś wywrócił się w połowie etapu i to obok mnie, tak że sam nie wiem jak sam tego uniknąłem.

Jutro znów nerwowa koncówka. Chociaż może na wykresie tego nie widać, ale znam te drogi bo jeździmy tam na zgrupowania. A potem odpoczynek, w sumie dwa dni bo na czas nie mam zamiaru się wypruwać. Uważam, że nie ma to sensu przed tym co nas czeka w trzecim tygodniu. Ekipa z Saronnim na czele była zadowolona z mojej wczorajszej postawy. O to im właśnie im chodzi, żebym Giro w ten właśnie sposób jechał czyli ryzykował, próbował, odjeżdżał gdzie tylko będzie cięższy teren i cień szansy na sukces.

foto: www.corvospro.com

piątek, 16 maja 2008

Noga nie była zła

Dzisiaj zgodnie z planem od początku, ale nie do końca. Na odprawie zadanie dla Spilaka i dla mnie było takie, że jeśli pojedzie odjazd więcej niż 12-15 ludzi to mamy się do niego zabrać. Pojechało aż 38 ludzi i wtedy "zaczęły się schody" czyli skoki, skoki i jeszcze raz skoki aż odjechał najpierw czterech, a potem jeszcze trzech. Trzeba było mieć szczęście żeby być w tej "7" i byłoby lepiej na mecie.

Noga nie była zła, ale niestety współpraca się nie układała i gdy zostało nas sześciu po przedostatnim podjeździe to peleton czy raczej to co z niego zostało (około 40 ludzi) naszedł nas na 20 kilometrów do mety. Potem już tylko musiałem się jak najlepiej wybronić, a noga do najświeższych nie należała. Wkurza mnie to, że znów znalazłem ludzi co bardziej ściemniali niż ciągnęli, bo inaczej nie stracilibyśmy na 25 kilometrach płaskiego do tej czołowej piątki prawie dwóch minut, prawda? No ale nic. Giro d'Italia się nie kończy, a ja mam zamiar do wtorku odpocząć na ile się da.

foto: www.corvospro.com

czwartek, 15 maja 2008

Oprócz nóg to jeszcze i szczęście jest potrzebne

No tak. Oprócz nóg to jeszcze i szczęście jest potrzebne. A dziś sam nie wiem czego bardziej uciekinierzy potrzebowali. Fakt faktem mamy zmianę lidera i zanim ktoś z prawdziwych faworytów ubierze różowy koszul to jak myślę minie dużo etapów.

Po 90 kilometrach etapu, gdzie nie było ani metra płaskiego i po jednej premii górskiej mieliśmy średnią prędkość 49,3 km/h czyli ostra jazda od samego startu. Później uważam, że ani Liquigas ani też LPR nie miały już dość sił żeby ten odjazd skasować i osobiście nie wierzę w wypowiedzi Pellizottiego ze oddali koszul lidera. Tak to od środka bynajmniej nie wyglądało.

W końcówce tzn. na 500 metrów przed metą znalazłem się w grupce ludzi zatrzymanych przez motor. Doszedłem koniec wcześniejszej grupy, ale ktoś odpuścił na ostatnich metrach i nie udało mi się już przejść do liderów. Te parę sekund od jutra i tak nie będą miały już większego znaczenia.

Nie czuje się jakby znakomicie, ale wierzę że jak się zaczną długie podjazdy to odżyję. Będę chciał spróbować zabrać się jutro w odjazd od startu. Jeśli będzie ciężko pod górę, a na to wygląda że tak może być to nie sądzę aby Quick Step był w stanie kontrolować pierwsze odjazdy pod górę. Najważniejsze dla mnie to nie zgubić koła "Purito" (Joaquina Rodrigueza) i będzie dobrze.

foto: www.corvospro.com

środa, 14 maja 2008

Piąty etap

Piąty etap tak jak po cichu podejrzewałem nadawał się na skuteczny odjazd. Niemniej wydawało mi się, że nie takie intencje miały drużyny Danilo Di Luki czy Paolo Bettiniego. Jednak pomyliły się one trochę w swoich obliczeniach i ostatecznie zabrakło im kilka kilometrów żeby dojść uciekinierów. Dla mnie był to spokojny etap. Znów było raczej zimno niż ciepło i jak już przywykłem opady deszczu, które po raz kolejny uczyniły końcówkę etapu niebezpieczną. Jutro będziemy mieli jednak 35 kilometrów mniej niż zapowiadano. Myślę, że znów pójdzie odjazd, bo ciężko kontrolować etap przez całe 230 kilometrów.

wtorek, 13 maja 2008

Giro d'ITALIA

Nie spodziewałem, się że startując z Sycylii i dalej jadąc do Reggio di Calabria codziennie będzie raczej zimno i dostaniemy zawsze trochę deszczu. Mi to nie sprzyja na razie męczy mnie wciąż katar od Romanii. Zeby się go pozbyć potrzebuje trochę cieplejszych dni. Drugi etap to była cholernie szybka końcówka. Zacząłem podjazd z tyłu i gdzie byłem praktycznie zostałem. Niemożliwym było dojść czuba, bo i oni jechali już na maxa. Jutro może być podobna końcówka a i ja będę musiał walczyć o miejsce.

Trochę dzikie to Giro. Wczorajsza końcówka była niebezpieczna: dziurawe i śliskie drogi, a do tego przejazdy po etapie. Po drugim etapie skończyłem masaż o 23:50 po dojeździe do hotelu blisko 200-kilometrowym. Wczoraj byliśmy w hotelu o 22:40 i nikt już nawet nie myślał o masażu. Tylko kolacja i spać, bo i sam etap miał blisko 230 kilometrów. Dziś za to kolejne 190 km po etapie. To wszystko jest mało zabawne biorąc pod uwagę, że Zommegnan na prezentacji Giro mówił, że będzie to wyścig w zasięgu i z myślą o każdym kolarzu czyli krótkie przejazdy i mniej gór ;-)

Mamo, przecież z ważnych gór chyba ani jednej nie pominiemy, będą bodaj wszystkie podjazdy, które przejechałem przez sześć lat startów w Giro pojadę teraz w tym jednym roku!!! Nie narzekam, bo setki jak nie tysiące ludzi chciałoby być na moim miejscu, ale całe to Giro od początku jest tylko kolejnym przykładem, że nikt z władz i organizatorów w ogóle już się z kolarzami nie liczy. Bynajmniej nie jestem jedynym co tak uważa. Już pozbawili nas praw do prywatności, osobistego życia, a potem jeszcze przy wykonywaniu pracy wcale nie pamiętają, że to właśnie odpowiedni odpoczynek jest najważniejszą częścią sukcesu na tak długim i ciężkim wyścigu!!!

foto: www.corvospro.com

wtorek, 6 maja 2008

Tour de Romandie

Tour de Romandie to mój coroczny ważny cel w sezonie. Jak wiadomo każdemu, w tym roku znów zająłem miejsce w "swoich stałych okolicach" czyli koło dziesiątej pozycji. Przyznam jednak, że zabrakło mi terenu do konkretnej konfrontacji i ewentualnej walki o wyższą pozycję. Na pierwszym etapie pod ostatnią górę zostało nas tylko ośmiu z przodu, ale potem i tak wszystko się zeszło. Potem czasówka ułożyła generalkę, która niewiele zmieniła się na najcięższym, sobotnim i jedynym górskim etapie. Tam tez w końcówce miałem problemy ze skurczami i stad moja mała strata na ostatnich 600 metrach etapu.

Cieszę się jednak mimo wszystko, bo kondycja jest dobra, a brakuje mi jedynie odpowiednich wyścigów. Nastawienie do Giro d'Italia mam jak zawsze bojowe, ale co roku różnie to ze mną na tym wyścigu bywało. Przyznam, że znów jestem pełen wiary, że będzie dobrze pod górę, a nie jak co roku. Wierzę, że będę widoczny i będę w stanie nawiązać walkę z najlepszymi. Trzeci tydzień będzie bardzo ciężki, tak więc nawet nie myślę na razie o generalce. Dobre w niej miejsce może być po prostu konsekwencją dobrej jazdy w górach, a nie walki o 15 czy 30 sekund na końcówkach płaskich etapów.

sobota, 26 kwietnia 2008

Trentino 2008

Na Trentino ze swojego założenie czyli skończenia tego wyścigu w generalnej "piątce" powiedzmy, że teoretycznie się wywiązałem. Zdecydowanie jednak brakowało mi konkretnego etapu czyli takiego z metą pod ciężką górę. Zawsze dojeżdżałem z najlepszymi i tylko ta czasówka nieco mi zepsuła wynik końcowy. Właśnie ona sfałszowała bo tak trzeba powiedzieć klasyfikację generalną. Zawodnicy, którzy startowali w pierwszej godzinie wyścigu praktycznie nie mieli wiatru na trasie. Potem zaczął on mocno wiać w twarz i kolejni startujący nie mogli nawiązać walki z tymi pierwszymi. Co widać zresztą po wynikach czasowki. Nagle Zagorodny na 10 km bije o 22 sekundy Savoldelliego, czy też mikrus Pozzovivo, który puszcza koła na płaskim i to w grupie, tu nagle jedzie lepiej niż Bruseghin. Ale tak bywa na wyścigu. Jak przegrałem z Marzio jakieś 15 sekund co uważam za swój niezły występ.

Trochę ciężej mi szło na trzecim etapie pod górę, ale już całkiem super na ostatnim etapie gdzie jednak prawdziwego podjazdu było tylko od 3 kilometrów przed metą. Wcześniej "szła" cała grupa. Teraz spokojnie odpoczywam następne 3 dni i jadę pewny o swoja formę na Romandię, której właściwie w tym roku nie znam. Inny prolog, inna czasówka i najcięższy (sobotni) etap też mi niewiele mówi. Jedyne co będzie pewne to przeciwnicy, bez niespodzianek jak na Trentino.

niedziela, 13 kwietnia 2008

Byle do Giro

Dwa ostatnie wielkie wyścigi przebiegły mniej więcej zgodnie z przewidywaniami. Po pierwszym etapie Basków nie miałem już większych wątpliwości, że zdeterminowany Contador wygra całość. Tak samo dziś w Roubaix na metę przyjechali sami faworyci i wygrał najszybszy z nich.

Od przyszłej niedzieli i ja zacznę się powoli ścigać. Po kolei Giro d'Oro, Trentino i Romandia. Ponadto już praktycznie pewne Giro d'Italia. Czyli wyjadę z domu na półtora miesiąca. Myślę, że nogę mam dobrą, ale sam nie wiem co z tego wyjdzie. Trenuje w tym roku inaczej. Spokojniej jak już pisałem tzn. koncentrując się bardziej na jakości pracy i jeżdżąc na 80% swego maksimum.

Przyznam, że ciężko mijają ostatnie dni, przyzwyczaiłem się już że ktoś jest u mnie w domu. Najpierw był "Ryba". Potem cały czas w okolicy był "Goły", a tu nagle nikogo. Do tego jeszcze niepewna pogoda. Raz ładna, raz gorsza ... byle do Giro. Będę chciał powalczyć na Trentino. Zakładam walkę o czołową "5-tkę". Jednak jest płaska czasówka na sam początek i boje się ż słabszy w niej wynik może mieć duży wpływ na generalkę. Potem Romandia wiadomo. Moje myśli są już na niej skoncentrowane, ale niestety trasa na dzień dzisiejszy nic mi nie mówi.

Co do wielkiego Giro natomiast. Pojadę, bez większych założeń. Jako wolny strzelec. Taki czarny koń drużyny razem z Patxi Villą jak mówi nasz dyrektor. Jak nie będziemy wysoko to ewentualnie przydamy się do pomocy w trzecim tygodniu dla Marzio Bruseghina.

poniedziałek, 31 marca 2008

Pierwszy start już za mną

A jak pójdzie wszystko zgodnie z planem to jeszcze tylko dwie krótkie etapówki mnie czekają przed wielkim GIRO. Jeszcze dwa lata temu stresowałbym się, że tak mało się ścigam. Jednak teraz widzę, że potrafię się dobrze przygotować również w domu. Brakuje mi oczywiście jeszcze szybkości i przyzwyczajenia do tempa wyścigu, odporności na zmiany rytmu etc.

Dlatego też tak sobie myślę o "Rybie", że będzie mu pewnie ciężko na Bergamasce. Jest mocny, solidnie tu trenował przez ostatni miesiąc. Niemniej był przez 18miesiecy z dala od wyścigów co może mu przysporzyć wiele problemów, zwłaszcza na płaskich etapach i szybkich dojazdach do gór.

Pozostali Polacy z którymi się w zeszłym tygodniu ścigałem wciąż w zasadzie tak jak ja trenują. No może poza Przemkiem Niemcem, który jest już dalej w rytmie wyścigowym i praktycznie poza ostatnim etapem był zawsze w czołówce. Ale sezon jest długi.

Moją formę oceniam jak poprzednim razem czyli dobra w sam raz na ten czas. Dużo czasu mi jednak nie zostało, Na Trentino chciałbym już być w stanie nawiązać walkę z czołówka, zaś na Romandii, jak zawsze na mojej Romandii - gonić za marzeniami czyli zwycięstwem etapowym i podium w generalce.

Start w Giro jest coraz bardziej prawdopodobny. Niemniej pozostaje do rozwiązania kwestia jak drużyna pod nieobecność Cunego będzie ustawiona na tym wyścigu i z jakimi ambicjami w nim wystartujemy.

czwartek, 27 marca 2008

I znów numer na plecy


Ciao. I znów numer na plecy. Jestem o rok starszy, z pewnością bardziej doświadczony i pewniejszy siebie. Ostatnie treningi były super. Pojeździłem spokojniej niż zwykle, bez pracy na 100%. Przyznam że pierwszy start po pięciu miesiącach jest wyjątkowo trudny, ale jak widać po wynikach nie jest tragicznie.

Najważniejsze są jednak odczucia, a te jednak nie są najlepsze. Wciąż jedzie się ciężko i wydaje się że ledwo jadę z najlepszymi. Biorąc pod uwagę że mam takie właśnie, właściwe dla tej pory roku odczucia to pozytywnym zaskoczeniem jest fakt, iż mimo wszystko jestem z przodu. Każdy kolejny etap to podnoszenie mojego "progu bólu". Dziś było jeszcze ciężej ale myślę że przyczyniła się do tego również pogoda i temperatura, która miejscami dochodziła do 2 stopni Celsjusza.

W sobotę będzie znów ciężko w końcówce, ale pojadę żeby się jakoś wybronić. Ten start jako całość i tak oceniam jako pozytywny sprawdzian i test wykonanej do dziś pracy. No i przede wszystkim super trening przed Trentino, Romandią i dalszą częścią sezonu.

poniedziałek, 18 lutego 2008

Najlepsze wyniki z całej ekipy

W tym roku zacznę sezon później niż zwykle. Zanim to się stanie dam jeszcze radę wpaść do Polski na jakiś tydzień. Natomiast ścigać się zacznę dopiero pod koniec marca, po Wielkanocy. Jeśli ostatecznie pojadę Giro d'Italia to bardzo mało będę miał przed tym wyścigiem startów. Jeśli tym razem Giro ominę to zacznę zwiększać liczbę startów im bliżej Touru. Pojawię się wtedy głównie na imprezach z Pro Touru czyli Romandia, Catalunya i Dauphine. Potem oczywiście Tour de France, a dalej Pekin i Vuelta. Po Hiszpanii cała reszta sezonu jak co roku czyli przez Emilię do Lombardii. Tak więc nie spieszy mi się jeszcze łapaniem kondycji. Chociaż swoją drogą widząc, że teraz wszyscy w drużynie testy robią u tego samego trenera mam dobre porównanie. Okazuje się bowiem przy tej okazji, że drugi rok z rzędu mam najlepsze wyniki z całej ekipy ...

niedziela, 10 lutego 2008

Kilka dni pracy

Tydzień między zgrupowaniami minął raczej spokojnie. Kilka dni pracy. Zdecydowanie więcej odpoczynku. Nawet dni bez wsiadania na rower. Jednak najdłuższy mój trening to ponad 7 godzin i blisko 4500 metrów w górę. Od dzisiejszego wieczora kolejne, tygodniowe zgrupowanie. Dwa dni temu polatałem sobie samolotem. Bez instruktora, ale za to z pilotem - doktorem Cecchinim. Już jakiś czas mnie zapraszał na wspólne latanie jakbym miał ochotę. A przy okazji był czas na rozwianie kilku wątpliwości dotyczących mojej pracy i treningów. Nie wiem jak z moimi pierwszymi startami, ale wszystko powinno się wyjaśnić tu na zgrupowaniu.

czwartek, 31 stycznia 2008

CONI w "La Gazzetta dello Sport"

Dalej ktoś chce światu udowodnić, że kolarze to pod-rasa do wytępienia. W dzisiejszej "La Gazzetta dello Sport" CONI sugeruje nawet 3 miesięczną dyskwalifikacje za to że ... byliśmy w restauracji na kolacji. A to nie zostało umieszczone w naszym formularzu o miejscu gdzie jesteśmy. Więcej, że właśnie w tych godzinach robi się transfuzje i my mogliśmy pojechać żeby taką praktykę przeprowadzić.

Nikt nie mówi zaś o tym, że ani w recepcji nas nie szukano przed 23:10, ani też przez telefon do któregokolwiek z dyrektorów lub zawodników nie zadzwoniono. Pierwszy telefon, który do nas dotarł był już po powrocie do hotelu o 23:19. Nasz dyrektor sportowy dostał wiadomość od dyrekcji hotelu z informacja o kontroli. Swoją drogą ten dyrektor hotelu ma zamiar podać panów kontrolerów do Sądu za wtargnięcie na teren prywatny.

CONI broni się zaś twierdząc, że ludzie którzy mieli przeprowadzić kontrole byli u nas o 22:00, a nas w hotelu nie było. Jak pisałem wtedy nas nie szukali, nigdzie nie dzwonili. Zresztą to akurat bujda, bo my zrobiliśmy zdjęcie pisma (zlecenia kontroli), w którym było napisane że kontrolerzy mają przeprowadzić swe czynności po godzinie 23:00 !!! Paranoja. Nasi adwokaci ponoć już pracują. Di Rocco (prezes FCI - Włoskiej Federacji Kolarskiej) wybierał się dziś do Rzymu na wizytę w CONI. Tymczasem wielki Ettore Torri bawi się dalej.

wtorek, 29 stycznia 2008

Brak mi słów


Nieporozumienie. Brak mi słów. Po raz kolejny tylko dlatego, że realizuje swoją pasje i ścigam się na rowerze, muszę czuć się jak złoczyńca czy ktoś całkowicie pozbawiony praw. Bowiem jak inaczej nazwać fakt, że w dniu wczorajszym pojawili się u nas ludzie z CONI (Włoski Komitet Olimpijski) i to krótko przed północą. O tej porze zaczęli kontrolę antydopingową czyli badanie moczu i krwi całej drużyny. Pomijam fakt, że pobieranie krwi odbywało się na szafce w pokoju hotelowym. Ważniejsze, że ostatni z nas skończył kontrole o 03:37!!! Nie muszę wspominać, że odpoczynek jest częścią naszej pracy. Nikogo to nie obchodzi, a wczoraj dla przykładu byliśmy na treningu o długości ponad 210 kilometrów. Na nic - praca jak w błoto wyrzucona.

Nie skończy się to nigdy. Ktoś się chyba dobrze bawi, a my kolarze nie mamy żadnej siły. Nie mamy nikogo kto by bronił naszych praw. Owszem można robić kontrolę, nawet 10 razy częściej niż jakimkolwiek innym sportowcom, ale tu już chyba przesadzamy. I niech znów ktoś mi tu nie krzyczy, że w naszym sporcie jest najwięcej afer. Po raz kolejny powtarzam, że innym sportowcom nie robi się kontroli w domach, między zawodami, testów na EPO, GH czy transfuzje krwi. Testy te kosztują tysiące Euro i MY za nie płacimy. Jest oczywiste, że jeśli inni nie są tak dokładnie badani to nie mogą być pozytywni albo przynajmniej jest mniejsze prawdopodobieństwo wykrycia czegoś u nich. Przy tym wszystkim nie chce mi się nawet pisać o treningach i atmosferze w ekipie. To żałosne co musimy przechodzić i na co się godzić.

piątek, 25 stycznia 2008

30-sty rok życia

 Cytat tygodnia z Tomka Marczyńskiego: "Zauroczony pięknym słoneczkiem nawet się nie obejrzałem jak na swoim polarze ujrzałem 6 godzin!" Ja z kolei w toskańskim słońcu, podziwiając piękno tego regionu nie zauważyłem kiedy mi się zaczął 30-sty rok życia ;-) Właśnie - czas leci, tym bardziej trzeba każdy wyścig wykorzystać. Bo teraz to mi raczej bliżej końca niż początku kariery, a najlepszym razie to może w jestem w jej połowie. Doświadczenie jest, dojrzałość fizyczna też, motywacji nie brakuje, może być tylko lepiej. Trenujemy tu na zgrupowaniu w ośmiu, nie czuje się znakomicie, ale nie jest najgorzej. Myślę, że w sam raz tak jak powinno być na dzień dzisiejszy.