środa, 16 lipca 2008

No i zaczęły się etapy na odjazdy

Po 20 kilometrach zaczęło się góra-dół, lewa-prawa po wioskach i mieliśmy średnią 57,8km/h. Po 45 kilometrach jak poszedł odjazd wciąż 53 km/h. Chyba pierwszy raz w życiu rozkręcałem po zakrętach do 68km/h i to nie raz! Fajna zabawa. Ballan jest u nas jednym z tych co czekają na te dni i szkoda tylko, że nie udało mu się znów wygrać. Co roku jest blisko i wciąż mu się tu etapu do domu zabrać nie udaje.

Mi dzisiaj ciężko szło, jak przeważnie po pierwszym dniu odpoczynku. Rozmawiałem z Leo o taktyce na najbliższe etapy górskie. Jakiś pomysł mamy, ale o tym powiem jak będzie czas. Wciąż mam dobre odczucia. W "La Gazzetta" przy faworytach typu Vandevelde, Ricco, Nibali podsumowując ich jazdę i szanse na dobry wynik końcowy wśród argumentów na minus napisali "jechał Giro, spodziewany spadek formy". Ja jednak się tego nie spodziewam.

wtorek, 15 lipca 2008

Pielgrzymka do Lourdes

Pielgrzymka do Lourdes to był punkt główny mojego dnia odpoczynku. Spośród kolarzy tylko ja pojechałem, a później wróciłem do hotelu rowerem za samochodem. Czuje się dobrze i bez większych oznak zmęczenia.

Z pierwszych komentarzy dotyczących nie występowania grup zawodowych o licencje Pro Tour słyszę tylko jedną opinię i bardzo dobrze. Fakt, że niewiele dobrego nam przyniosła ta reforma. Zresztą wiemy doskonale, że nie zawsze działacze muszą wiedzieć co jest najlepsze dla środowiska, którym kierują. A swoja drogą, jak już tu jesteśmy przy takim temacie i ktoś chciałby mi zarzucić brak dyplomatycznego podejścia do tych spraw to dodam tylko, że to co inni nazywają dyplomacja ja nazywam fałszem i obłudą. Mówię to co się innym nie podoba, ale robię to mając nadzieję, że nie obrażam nikogo, bo nie chciałbym a by tak było. Zresztą jak ktoś ma czyste sumienie nie powinien czuć się poruszony.

Dzwonił do mnie rano Leo i sam mi przyznał, że jak mnie widział pod Tourmalet to od razu spostrzegł, że kręcę łatwo i czuje się super. Jak powiedział "bo po tych wszystkich latach wiem doskonale kiedy ci idzie lekko, a kiedy nie." Oczywiście Tour się nie kończy. Piepoli mówił tylko żebym teraz jak będę miał nogę i okazję to po prostu atakował pewnie i zdecydowanie. A kiedy on mi to mówi - mi nie pozostaje nic innego jak mieć nadzieje, że forma nie ucieknie.

A to sobie przerwę zrobiłem

W treningach też popuściłem i teraz czuje tego rezultaty. Ciężko idzie, ale wciąż do przodu. Wracając do początku. Po Dauphine jak już nadmieniłem odłożyłem na tydzień rower a potem powoli wznowiłem treningi bez większych obciążeń. W Polsce więcej skupiłem się na lataniu samolotem, taka mała pasja ale do licencji jeszcze trochę mi brakuje!

Przy braku gór jeździłem dużo za motorem żeby chociaż cos robić. Od 10 dni jestem u siebie i powiem że dużo trenuje, nie tyle co "Leo" bo on juz do 7h i 5000 metrów przewyższenia dochodzi, ale ja niewiele mniej. Noga na razie jeszcze słaba, trochę brakuje ale przy cierpliwej i dobrej pracy wierze że na Portugalię będę gotowy. Brixia Tour zgodnie z tym jak chciałem nie jadę. Tak lepiej, bo mam więcej czasu na spokojne i solidne treningi. Pierwszy ważny etap na Portugali to trzeci odcinek, tak więc mam dwa etapy na zrobienie rytmu a wiedząc jak piorą w Portugali bez obawy przeciągną mnie na pewno w te dwa pierwsze dni. A potem Vuelta a Espana.."Leo" mówi żebym się nie wykończył w Portugali to będę mógł powalczyć w Hiszpani. Zobaczymy jest w końcu 10 dni czasu między tymi wyścigami na odpoczynek.

Tour de France. Dla mnie to wszystko jest zaskoczeniem. Przez taką politykę załatwiania spraw (przez dziennikarzy) mamy TdF bez liderów i jakby nie było bardzo sfałszowany. Z pewnością jednak ciekawszy od tych z Lancem. Dwa dni temu na etapie wygranym przez Mienszowa widzieliśmy pierwszy raz od wielu lat czołówkę, która kręci jak ludzie, kolarzy którzy próbują "oddać skoki" ale nie maja juz siły, zdobywają dwa metry i siadają na koła, widzimy na ich twarzach grymas wysiłku i wielką radość ze zwycięstwa.. będzie ciekawiej. Myślę, wierzę, chciałbym aby coś się w kolarstwie zmieniło. Zmieni się - mało ale na pewno coś.

poniedziałek, 14 lipca 2008

I co mam powiedzieć?

Super się czułem pod Tourmalet to na pewno. A dalej wszyscy widzieli jak poszło. Dużo gonienia pod wiatr, co mnie trochę kosztowało, a poza tym pod Hautacam w tej sytuacji lepiej mi było już odpuścić i oszczędzić nogę na kolejne dni. Damiano słaby, że aż dziwne i niepodobne to do niego. A mi w końcu za to płacą żeby na lidera pracować i po to mnie ostatecznie na Tour zabrali tak więc musze być spokojny.

Zauważyłem, ze mam mnóstwo kibiców hiszpańskich. Jak były koło drogi grupy przeważnie Basków to prawie wszyscy wołali mi po imieniu, że aż miło. Moje myśli są teraz skoncentrowane na kolejnych etapach górskich. Jaka będzie nasza dalsza taktyka dziś jeszcze nie wiem, ale podejrzewam że w zaistniałej sytuacji będę miał więcej luzu.


niedziela, 13 lipca 2008

W końcu można było górskim powietrzem pooddychać!

Nie spodziewałem się aż tak dobrej takiej nogi, tym lepiej. Cholernie miło gdy w drużynie każdy zawodnik, mechanik czy masażysta mówią ci "complimenti, sei andato come una moto". No ale wierze że to dopiero początek. Damiano nie czuł się dobrze na pierwszym podjeździe, ale później już zdecydowanie lepiej. Ja zacząłem skakać skoro widziałem, że mam możliwość uprzedzić ewentualne ataki najlepszych w końcówce podjazdu.

W pewnym momencie Leo powiedział mi, że mam odjechać, ale się zawahałem kilkanaście sekund. On wkurzony mi to potem wykrzyczał jeszcze raz gdy skoczył Jefimkin no i się ruszyłem. Mój błąd polegał na tym, że jak skoczył Ricco to ja byłem za blisko grupy faworytów i nie miałem szansy złapać koła Riccardo. Leonardowi chodziło o to żebym miał do tego czasu większą przewagę bo wtedy bym nie zastał Rico aż tak rozpędzonego, siadł mu na koło i jazda. Leo doskonale wiedział co szykują. O tym właśnie dyskutowaliśmy w końcówce.

Na jutro już zostałem przybity do Damiano na ostatni podjazd. Zobaczymy co się będzie działo pod Hautacam. Jestem spokojny, noga jest, ale niewiele mogę zrobić. Pytałem dyrektora czy jak skoczy Leo mogę za nim, a on że raczej nie. Nadzieja w tym, że Damiano będzie mocniejszy od innych, a ja nie słabszy niż dzisiaj.

Życzę każdemu młodemu kolarzowi, aby miał okazję przeżyć te emocje z Tour de France, będąc pod gorę z przodu wśród najlepszych, jadąc w rozchodzącym się tuż przed kolarzami tłumie ludzi. No chyba, że zostanie powołany do kadry i będzie musiał zrezygnować z Touru albo dobrego przygotowania do tej imprezy. Wtedy siła wyższa. Przecież ONI znają się lepiej.

piątek, 11 lipca 2008

Aaaaaaaale jazda

Szkoda, że w telewizji tak dobrze tego nie widać. Nieporozumienie czyli od samego startu, silny wiatr, góra - dół, teren odkryty i "a tutta", non-stop, głowa w kierownicy! Normalnie jak na karuzeli. W pewnym momencie przez kraksę z Damiano z przodu została grupka około 25 ludzi i w niej wszyscy faworyci oprócz Devoldera, Zubeldii i oczywiście Damiano. No i zaczęła się gonitwa, która podcięła mnie jeszcze bardziej. Doszliśmy przed pierwszym z dwóch podjazdów 2 kategorii i to chyba był jedyny moment, w którym się na chwile zatrzymaliśmy.

Pod ostatni hopek nóg już nie miałem żeby zostać wśród najlepszych. Wczoraj gdzie mieliśmy dłuższe podjazdy było ze mną dużo, dużo lepiej. Miałem dobre i prawidłowe odczucia. Jestem teraz spokojniejszy i wierzę, że będzie dobrze, chociaż jak tak mi będzie grupa dojeżdzać do gór czyli "wyciągara" cały dzień to ja do nich zawsze dojadę bez nóg. Ale zobaczymy. Spokojnie. Damiano coś nie kreci na razie, ale może jeszcze się pozbiera. Prawdziwe góry wciąż jeszcze przed nami.

czwartek, 10 lipca 2008

wtorek, 8 lipca 2008

Szkoda mi "Litu" Gomeza

Całkiem zaskakujące wyniki czasówki, może nie samej czołówki etapu, ale jej zwycięzcy i to z taką przewagą! Wczoraj identyczny dzień co poprzednie czyli wiatr i deszcz, który co chwilę popadywał no i kraksy. Ta na 25 kilometrów przed metą porwała grupę. Szkoda mi "Litu" Gomeza, który wcześniej połamał się na Flandrii i nawet cieszył się w sumie że tak wyszło bo przez to nie pojechał Giro i mógł za to wystartować w Tourze. A tu wczoraj zostawił na asfalcie miednice.

Ja wciąż nie mogę zrozumieć jak z to jest z moją kondycją. Jedno jest pewne, jeśli będzie tak jakbym chciał to obecnie tracąc w zasadzie zyskuje jak słusznie Leo mi wczoraj powiedział gdy grupa pękła "Silver grają naszą grę". Oby, oby bo i dziś kłóciłem się z rowerem i nie mogłem się odnaleźć na trasie. Generalnie bez większego stresu, nawet jeśli jest dużo nerwówki w grupie. Wszyscy są na tyle mocni, że jak widać ciężko aby grupa się porwała na wietrze.

niedziela, 6 lipca 2008

Polak odsłania kulisy Tour de France

Jeśli Damiano Cunego wygra Tour, będzie to również dla mnie wielkim sukcesem. Mam mu przecież pomagać w najtrudniejszych momentach - mówi pierwszy od czterech lat polski kolarz, który startuje w najbardziej prestiżowym wyścigu świata

Olgierd Kwiatkowski: Myśli pan o dobrym miejscu na mecie w Paryżu?

Sylwester Szmyd: Mogę mówić, że moim celem jest najwyższe miejsce w klasyfikacji generalnej, ale prawda jest taka, że dla mnie Tour odbywa się z dnia na dzień. Na każdym etapie mogę mieć inne zadania. Wygrana na etapie? Możliwe jest wszystko, póki trwa wyścig. Zwycięstwo byłoby spełnieniem marzeń z dzieciństwa.

Debiutuje pan w Tour de France, ale o mały włos nie wystartowałby pan w tym wyścigu....

- W listopadzie mówiłem swoim szefom, że bardzo chciałbym pojechać w Tour de France. Ale jakiś czas potem dyrektor powiedział, że jednak potrzebny jestem na Giro, bo Marzio Bruseghin, jeden z naszych liderów, nie ma nikogo do pomocy w górach. Ale dosłownie ujął to tak: "Pojedź Giro, a potem zobaczymy". I zobaczył. Nieźle mi poszło. Na koniec Giro powiedział: "Zrób teraz wszystko, żeby jak najlepiej przygotować się na Tour". Strasznie się ucieszyłem.

I chyba jest pan dobrze przygotowany, bo w bezpośrednim sprawdzianie przed Tourem - Dauphiné Libéré - zajął pan ósme miejsce.

- Gdybym pojechał w Tour de France tak jak podczas Dauphiné Libéré, byłoby po prostu rewelacyjnie. Chodzi mi nie tylko o miejsce, ale i samopoczucie. Mam jednak pewne dylematy. Czy dam sobie radę przez trzy tygodnie? To dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Do tej pory jechałem w Giro i potem w czerwcu odpoczywałem, dopiero 1 lipca wsiadałem na rower, by przygotować się na Vueltę. W tym roku po Giro nie mogłem sobie pozwolić na odpoczynek.

Czuje pan, że Tour to wydarzenie różne od wszystkich innych?

- Nie, teraz leżę sobie przed prezentacją i odpoczywam. Jestem spokojny. Pewnie dlatego, że dobrze wykonałem swoją pracę, czyli przygotowałem się tak, jak należy. Zdaję sobie jednak sprawę, że to jest największa coroczna impreza sportowa świata. Trwa trzy tygodnie, dłużej niż Wimbledon. Oglądają ją ludzie, którzy na co dzień nie mają nic do czynienia z kolarstwem. Dla nas jest to więc wielkie wyzwanie. Trudno tu spotkać przypadkowych kolarzy. Każdy jest przygotowany na sto procent.

Pan ma ściśle wytyczone zadanie - pomagać liderowi Lampre Damiano Cunego.

- Cała taktyka Lampre jest pod Cunego. Damiano jedzie po to, żeby wygrać Tour. Jeśli wygra, będzie to również dla mnie wielkim sukcesem. Mam mu przecież pomagać w najtrudniejszych momentach.

Tacy robotnicy jak pan są doceniani?

- Jeśli przez tyle lat nikt nie zerwał ze mną umowy, to chyba tak. Dostaję i inne sygnały. Rok temu zająłem drugie miejsce na Mont Ventoux. Wyprzedził mnie Francuz Christophe Moreau. Po wyścigu Alberto Contador krzyknął do mnie "good job". Innym razem Cadel Evans przybił mi piątkę. Znamy się bardzo dobrze, bo od lat dotrzymuję kroku najlepszym. Wszyscy wiedzą, że może nie wygrywam, ale swoją pracę wykonuję bardzo dobrze, trzymam ten swój średnio wysoki poziom.

We Francji zabraknie grupy Astana, uważanej za najsilniejszą na świecie. Alberto Contador nie będzie więc bronić żółtej koszulki.

- Naprawdę nikt nie cieszy się z braku Contadora czy Kloedena. Każdy chce wygrywać z najlepszymi. Mój dawny kolega z drużyny Daniele Bennati wygrał w tym roku podczas Giro trzy etapy sprinterskie, ale powiedział mi, że bardziej byłby zadowolony, gdyby odniósł na nich zwycięstwo nad Petacchim, którego zabrakło.

Wypowiada się pan zawsze ostro o tym, jak jesteście traktowani przez kontrolerów antydopingowych. Czy w tym roku były one równie uciążliwe jak w poprzednich latach?

- Chyba w styczniu kontrolerzy Włoskiego Komitetu Olimpijskiego zaczęli testy po godzinie 23, skończyli po 3 w nocy. Sprawa wywołała we Włoszech wielkie oburzenie. "La Gazzetta dello Sport" udowodniła, że kontrola nie miała zezwolenia na tak późną wizytę. Byliśmy wtedy po ciężkich treningach i straciliśmy całą noc. Dla kolarza to jak stracony trening.

Na szczęście lekarz ekipy zapowiedział nam, że na Tourze będziemy sprawdzani nie wcześniej niż o 7 rano i nie później niż o 21. Jest to mimo wszystko uciążliwe. Odpoczynek to część pracy kolarza. Lepiej pospać do 9 niż do 7. Kontrole strasznie się przeciągają, bo idzie na nią kilku ludzi, jeden czy drugi nie może się wysikać i trzeba czekać.

Jest pan najlepszym polskim kolarzem, ale do Pekinu pan nie pojedzie...

- Jestem rozczarowany, to wszystko jakiś absurd. Nie chcę o sobie za dobrze mówić, ale sam fakt jazdy z najlepszymi powinien być wzięty pod uwagę przy nominacjach olimpijskich. Już osiem lat mam zawodowy kontrakt, zajmowałem miejsca w pierwszej dziesiątce na mecie najlepszych wyścigów. Uważam po prostu, że ten start mi się należał.

Trener kadry Piotr Wadecki mówi, że trzech, których wybrał, to najlepsi specjaliści od klasyków w Polsce...

- Są moimi kolegami i nic nie mam przeciw nim, ale.... przecież nikt z nich nie jechał w najlepszych klasykach na świecie. A ja w zeszłym roku przejechałem najsłynniejsze wiosenne klasyki Walońską Strzałę, Liege - Bastogne - Liege, jesienią na Giro d'Emilia byłem siódmy, podczas Giro di Lobambardia straciłem niewiele do mojego kolegi Damiano Cunegi, choć po drodze zaliczyłem trzy kraksy.

- Może jestem dla kogoś niewygodny? Piszę, to co myślę, na swojej stronie internetowej, chętnie rozmawiam z dziennikarzami. Coś do mnie dotarło, że jeżeli nadal będę taki otwarty, to pewnie już nigdy nie dostanę żadnej szansy na start w reprezentacji - czy to na olimpiadzie, czy na mistrzostwach świata.

Na Tour de Pologne zaproszenie dostaje grupa, a nie kolarze. Pojedzie pan we wrześniu w Polsce?

- W planach naszej grupy są Eneco i Tour de Pologne. Zobaczymy, jak będę się czuł po Tour de France. Nie mówię jednak, że nie pojadę.

źródło: Gazeta Wyborcza

foto: Bartłomiej Zborowski

Ze strony TdF :)

Z Auray do Saint-Brieuc

Norweg Thor Hushovd (Credite Agricole) został zwycięzcą 2. etapu 95. wyścigu kolarskiego Tour de France, prowadzącego z Auray do Saint-Brieuc (164,5 km). Zawodnicy po raz 11. finiszowali w tej miejscowości.

Jedyny Polak w peletonie Sylwester Szmyd (Lampre) przyjechał na metę w drugiej grupie zajmując 131. miejsce ze stratą 2.10. Po dwóch etapach jest 142. ze stratą 4.10 do lidera.

Tour de France stał się dla mnie faktem

Tour de France stał się dla mnie faktem i pewnie jest coś w sms-ie, który wczoraj dostałem od kolegi z Włoch. Napisał on "dziś staje się twoim udziałem marzenie tysięcy młodych kolarzy, które zresztą swego czasu było i moim ... a tutta i nigdy nie odpuszczaj". Duży stres, nerwówka, etapy same w sobie nerwowe, tłumy ludzi na ulicach i niesamowity poziom zawodników. Jak od początku mówiłem, niby ci sami ludzie a jednak większość przygotowana tylko pod ten wyścig.

Na razie idzie mi ciężko. Dziś lepiej niż wczoraj. Jazda po tyle i wczoraj zostałem za kraksą. A i dzisiaj straciłem. O'k, muszę być spokojny, bo potrzebuje trochę czasu. Analogiczna sytuacja była na początku Giro d'Italia, gdzie tak się męczyłem, że aż bałem się co to będzie jak prawdziwe góry nadejdą. Pozostaje mi wierzyć tylko, że przez te kilka dni dojdę do swojego poziomu i na góry będę gotowy.