wtorek, 22 lipca 2008

Na odprawie dostaliśmy proste i zwykłe zadania

Ktoś idzie w odjazd od startu, więc pod Lombardę tak się stało: Damiano i ja odjeżdżamy. Tak też było tyle, że już tam Damiano tracił koła i ciężko mu było nasze tempo wytrzymać. Jednak doszliśmy odjazd i zaczęliśmy Bonette z przodu. Równe i mocne tempo, a potem pierwszy skok, który niestety wprawił w "zakłopotanie" mojego lidera No i ja jak na gregario przystało, zresztą zgodnie z prośbą dyrektora z samochodu zostałem razem z nim. Na szczycie doszli nas najlepsi i powiem, że jestem z siebie dumny. Z tego, że praktycznie z góry im nie strzeliłem. Owszem powstała mała dziura, którą zrobił Mienszow to wszystko.

Przyznam od razu, że sprawia mi to ogromną satysfakcję być znowu po górach z przodu. Także te sms-y od ludzi, którzy piszą: że są ze mnie dumni, że moja narzeczona powinna być dumna i nasz kraj również. Po etapie dzwonili do mnie z jednej z najsilniejszych drużyn świata z propozycją kontraktu. Proszę na razie bez spekulacji, bo różne glosy chodzą. Jak będzie czarne na białym i odpowiedni moment to powiem gdzie będę jeździć. Chcę lidera! Widzę, że na Tour de France naprawdę jest super okazja na pokazanie ile się jest wartym.

foto: www.corvospro.com

Troszkę zdjęć Daniela Marszałka z trasy TdF

Wielkie dzieki Danielu.
Daniel Marszałek

Sylwester Szmyd na 16 etapie Tour de France - film

poniedziałek, 21 lipca 2008

Sylwester Szmyd zapowiada atak w Tour de France!

Spróbuję zaatakować w drugiej części końcowego podjazdu. Stratę w klasyfikacji generalnej mam taką, że Evans albo Schleckowie nie będą mnie chyba ścigać. Tym bardziej że w środę czeka nas najbardziej morderczy etap - zapowiada w rozmowie ze Sport.pl Sylwester Szmyd, jedyny Polak w Tour de France. 

Sylwester Szmyd to świetny specjalista od jazdy w górach. Na etapie o podobnym profilu podczas czerwcowego wyścigu Dauphiné Libéré zajął czwartą pozycję, wyprzedzając trzeciego obecnie w Tour de France Cadela Evansa. Polak po 15 etapach zajmuje 33. miejsce, z 32 minutami straty do prowadzącego Luksemburczyka Franka Schlecka. Nie musi już jednak pomagać liderowi grupy Lampre - Damiano Cunego. To wymarzona sytuacja, by podjąć walkę o dobrą pozycję na etapie, być może nawet o zwycięstwo.

Olgierd Kwiatkowski: W niedzielę przyjechał pan tuż za niedawnym liderem Tour de France Cadelem Evansem, na 16., najlepszej dla siebie pozycji w tym wyścigu. Co by było, gdyby nie musiał pan pomagać liderowi swojej grupy?

Sylwester Szmyd: Może straciłbym do najlepszych tylko kilka sekund, zyskałbym jednak najwyżej dwie, trzy pozycje. Nie ma więc aż tak bardzo czego żałować. Tempo było strasznie mocne. Do tego zagubiłem się na samym początku, kiedy Damiano odpadł od czołówki. Cały czas oglądałem się za nim. Zupełnie nie wiedziałem, co robić, jak rozegrać ten etap, choć dyrektor grupy powiedział mi wyraźnie, że jak Damiano nie będzie miał sił, to mogę ruszyć do przodu. Kiedy na dobre ruszyłem, przerwa między mną a czołową grupą była już wyraźna. Trudno było gonić.

We wtorek i środę dwa ostatnie górskie etapy. Kiedy już wiadomo, że Damiano Cunego nie ma szans na dobrą pozycję w klasyfikacji generalnej, powalczy pan o zwycięstwo etapowe?

- W Lampre już nikt nie będzie mnie trzymał przy liderze. Mogę jechać swoje, a "noga" jest dobra. W górach stać mnie na jazdę z najlepszymi, co pokazałem w niedzielę. Dla mnie Tour de France kończy się w środę, kiedy kończą się góry. Teraz jest więc ostatnia szansa.

Zaatakuje pan we wtorek, czy może w środę pod l'Alpe-d'Huez?

- Wiele zależy od tego, jak się będę czuł rano, ale spróbuję zaatakować na wtorkowym etapie, w drugiej części końcowego podjazdu. Mam świadomość, że stratę w "generalce" mam dosyć sporą. Jeślibym odjechał, Evans albo Schleckowie nie będą mnie chyba ścigać. W środę czeka nas najbardziej morderczy etap. Uważam, że na przedostatnim podjeździe pod Croix-de-Fer w czubie zostanie nie więcej niż 20 zawodników. Jechałem tam w tym roku na wyścigu Dauphiné-Libéré, wtedy właśnie przetrzebił się peleton. Było strasznie ciężko, a teraz na dokładkę jest jeszcze l'Alpe-d'Huez.

Liczy pan jeszcze na znaczny awans w klasyfikacji generalnej?

- Już w Pirenejach sobie odpuściłem. Pod Tourmalet dobrze się czułem i jechałem szybko, ale potem pod Hautacam - najwolniej, jak się dało. Straciłem 18 minut do Piepolego, gdybym chciał, mogłem o połowę mniej. Ale chciałem oszczędzić siły na pozostałe dni. Dziś widzę, że dobrze zrobiłem.

Kto wygra Tour de France? Różnice między pierwszą trójką są sekundowe.

- Cały czas uważam, że faworytem jest Evans. Najlepiej jeździ czasówkę, a przedostatni etap to właśnie jazda indywidualna. Wiele zależy od tego, jak rozegrają się dwa kolejne etapy. Ktoś z jego rywali musi zaatakować, i to najlepiej już we wtorek. Chodzi o to, że po zjechaniu z gór nawet kilkadziesiąt sekund przewagi nad Australijczykiem nic nie da. Bracia Schleckowie czy Carlos Sastre muszą go wyprzedzać o dobrą minutę. Ale w górach ciężko zgubić Evansa. W niedzielę pękł dopiero na ostatnich metrach.

Startuje pan pierwszy raz w Tour de France, oczarował pana czy rozczarował ?

- To normalny wyścig, uważam, że Giro jest znacznie cięższe. Tour de France potrafi się jednak dużo lepiej sprzedać i na tym polega jego fenomen.

Ma pan już plany na drugą połowę sezonu?

- Trochę odpocznę i na 99 procent przyjadę na Tour de Pologne. Nie mam wielkich nadziei na dobry wynik, bo nie odpowiada mi jazda na rantach [specjalna technika jazdy przy silnym wietrze]. Mogę wtedy dużo stracić, ale myślę o kibicach. Mimo że dawno nie ścigałem się w Polsce, mam ich naprawdę wielu.

żródło: Gazeta Wyborcza
foto: www.corvospro.com

Ładna fotka "dobrej nogi"



Za możliwość publikacji zdjęć z TdF bardzo dziękujemy www.corvospro.com thanks awfully Carla

niedziela, 20 lipca 2008

No i wróciły góry

Oczywiście już TYLKO, a może i aż dwa etapy do końca "mojego" Tour de France. Dzisiaj jakoś ciężkawo mi szło od początku. Pod Col d'Agnello również, ale tym się juz nie martwię z reguły. Często tak bywa w moim przypadku od początku tego wyścigu. Później jeszcze ta mała kraksa i mocne uderzenie kością ogonową o asfalt. Ale jest o'k, nic mi nie jest. Jak pomyślę o Pereiro to dociera do mnie ile ryzykujemy na każdym wyścigu. Oscar przeleciał przez barierkę i spadł na asfalt z 6 metrów 20 cm jak podano później w TV. Miał dużo szczęścia, że skończyło się tylko na takich obrażeniach. 

Jak niektórzy bardziej uważni kibice spostrzegli zacząłem podjazd z dalszej pozycji i zaraz od dołu jak pękło zostałem w drugiej grupce. Marzio się zebrał żeby zespawać, a tu Damiano przez radio krzyknął "piano", no i się wszystko rozjechało, a ja sam juz nie wiedziałem co zrobić i zostałem może jeszcze kilometr z nimi po czym pojechałem sobie, ale pierwszych już nigdy nie doszedłem. Mam potwierdzenie dobrej nogi. Cały podjazd na solo i mała strata do najlepszych, ale i trochę zaskoczenie. Właściwie niepotrzebnie zagubiłem się na początku podjazdu. Damiano? Nie ma go - nie ukrywajmy. Marzio też przy kolacji był podenerwowany, bo czul się znakomicie na tym etapie. Obaj mieliśmy świadomość, że można było z najlepszymi przyjechać.

fot: www.corvospro.com

sobota, 19 lipca 2008

Kolejny bardzo szybki etap

Odczucia mam super. Noga spokojnie się kręciła i oby tak też było przez kolejne trzy etapy. Nic więcej nie potrzebuję. Chciałbym się czuć jak w Pirenejach i będzie bardzo dobrze. Mam wolną rękę pod ostatnim podjeździe w przypadku gdyby Damiano nie był w stanie utrzymać tempa najlepszych a ja tak.

piątek, 18 lipca 2008

To był jeden z gorszych, cięższych dni w całym moim życiu kolarskim

Przykra i głupia sprawa. Na razie ciężko mi cokolwiek więcej na ten temat napisać. Rozmawiałem z Leo jeszcze wczoraj. Wiadomo był zdołowany ... i tyle.

Etapy "międzygórza" szybkie. Dziś bardzo nerwowo przez silny boczny wiatr od początku etapu, który na szczęście ucichł pod koniec. Ja wczoraj jechałem lepiej, dziś gorzej ale to pewnie głównie przez głowę. Do niedzieli będzie dobrze.

Udało mi się wcisnąć do Lampre jako stażystę Jarka Dąbrowskiego i z tego co mi mówił on i menadżer Saronni szanse na podpisanie z nim kontraltu są realne o ile dobrze się pokaże. Ja wierzę w niego, a on ma kręcić jak najlepiej. Ciężki wyścig przed nim bo Volta Portugal. Wcześniej pewnie pojedzie Camaiore. Fakt nie zazdroszczę mu debiutu wśród profich akurat w Portugalii. Jakkolwiek się nie skończy jego przygoda z Lampre to zawsze jest super scena żeby się pokazać przed innym drużynami z dobrej strony.

środa, 16 lipca 2008

No i zaczęły się etapy na odjazdy

Po 20 kilometrach zaczęło się góra-dół, lewa-prawa po wioskach i mieliśmy średnią 57,8km/h. Po 45 kilometrach jak poszedł odjazd wciąż 53 km/h. Chyba pierwszy raz w życiu rozkręcałem po zakrętach do 68km/h i to nie raz! Fajna zabawa. Ballan jest u nas jednym z tych co czekają na te dni i szkoda tylko, że nie udało mu się znów wygrać. Co roku jest blisko i wciąż mu się tu etapu do domu zabrać nie udaje.

Mi dzisiaj ciężko szło, jak przeważnie po pierwszym dniu odpoczynku. Rozmawiałem z Leo o taktyce na najbliższe etapy górskie. Jakiś pomysł mamy, ale o tym powiem jak będzie czas. Wciąż mam dobre odczucia. W "La Gazzetta" przy faworytach typu Vandevelde, Ricco, Nibali podsumowując ich jazdę i szanse na dobry wynik końcowy wśród argumentów na minus napisali "jechał Giro, spodziewany spadek formy". Ja jednak się tego nie spodziewam.

wtorek, 15 lipca 2008

Pielgrzymka do Lourdes

Pielgrzymka do Lourdes to był punkt główny mojego dnia odpoczynku. Spośród kolarzy tylko ja pojechałem, a później wróciłem do hotelu rowerem za samochodem. Czuje się dobrze i bez większych oznak zmęczenia.

Z pierwszych komentarzy dotyczących nie występowania grup zawodowych o licencje Pro Tour słyszę tylko jedną opinię i bardzo dobrze. Fakt, że niewiele dobrego nam przyniosła ta reforma. Zresztą wiemy doskonale, że nie zawsze działacze muszą wiedzieć co jest najlepsze dla środowiska, którym kierują. A swoja drogą, jak już tu jesteśmy przy takim temacie i ktoś chciałby mi zarzucić brak dyplomatycznego podejścia do tych spraw to dodam tylko, że to co inni nazywają dyplomacja ja nazywam fałszem i obłudą. Mówię to co się innym nie podoba, ale robię to mając nadzieję, że nie obrażam nikogo, bo nie chciałbym a by tak było. Zresztą jak ktoś ma czyste sumienie nie powinien czuć się poruszony.

Dzwonił do mnie rano Leo i sam mi przyznał, że jak mnie widział pod Tourmalet to od razu spostrzegł, że kręcę łatwo i czuje się super. Jak powiedział "bo po tych wszystkich latach wiem doskonale kiedy ci idzie lekko, a kiedy nie." Oczywiście Tour się nie kończy. Piepoli mówił tylko żebym teraz jak będę miał nogę i okazję to po prostu atakował pewnie i zdecydowanie. A kiedy on mi to mówi - mi nie pozostaje nic innego jak mieć nadzieje, że forma nie ucieknie.

A to sobie przerwę zrobiłem

W treningach też popuściłem i teraz czuje tego rezultaty. Ciężko idzie, ale wciąż do przodu. Wracając do początku. Po Dauphine jak już nadmieniłem odłożyłem na tydzień rower a potem powoli wznowiłem treningi bez większych obciążeń. W Polsce więcej skupiłem się na lataniu samolotem, taka mała pasja ale do licencji jeszcze trochę mi brakuje!

Przy braku gór jeździłem dużo za motorem żeby chociaż cos robić. Od 10 dni jestem u siebie i powiem że dużo trenuje, nie tyle co "Leo" bo on juz do 7h i 5000 metrów przewyższenia dochodzi, ale ja niewiele mniej. Noga na razie jeszcze słaba, trochę brakuje ale przy cierpliwej i dobrej pracy wierze że na Portugalię będę gotowy. Brixia Tour zgodnie z tym jak chciałem nie jadę. Tak lepiej, bo mam więcej czasu na spokojne i solidne treningi. Pierwszy ważny etap na Portugali to trzeci odcinek, tak więc mam dwa etapy na zrobienie rytmu a wiedząc jak piorą w Portugali bez obawy przeciągną mnie na pewno w te dwa pierwsze dni. A potem Vuelta a Espana.."Leo" mówi żebym się nie wykończył w Portugali to będę mógł powalczyć w Hiszpani. Zobaczymy jest w końcu 10 dni czasu między tymi wyścigami na odpoczynek.

Tour de France. Dla mnie to wszystko jest zaskoczeniem. Przez taką politykę załatwiania spraw (przez dziennikarzy) mamy TdF bez liderów i jakby nie było bardzo sfałszowany. Z pewnością jednak ciekawszy od tych z Lancem. Dwa dni temu na etapie wygranym przez Mienszowa widzieliśmy pierwszy raz od wielu lat czołówkę, która kręci jak ludzie, kolarzy którzy próbują "oddać skoki" ale nie maja juz siły, zdobywają dwa metry i siadają na koła, widzimy na ich twarzach grymas wysiłku i wielką radość ze zwycięstwa.. będzie ciekawiej. Myślę, wierzę, chciałbym aby coś się w kolarstwie zmieniło. Zmieni się - mało ale na pewno coś.

poniedziałek, 14 lipca 2008

I co mam powiedzieć?

Super się czułem pod Tourmalet to na pewno. A dalej wszyscy widzieli jak poszło. Dużo gonienia pod wiatr, co mnie trochę kosztowało, a poza tym pod Hautacam w tej sytuacji lepiej mi było już odpuścić i oszczędzić nogę na kolejne dni. Damiano słaby, że aż dziwne i niepodobne to do niego. A mi w końcu za to płacą żeby na lidera pracować i po to mnie ostatecznie na Tour zabrali tak więc musze być spokojny.

Zauważyłem, ze mam mnóstwo kibiców hiszpańskich. Jak były koło drogi grupy przeważnie Basków to prawie wszyscy wołali mi po imieniu, że aż miło. Moje myśli są teraz skoncentrowane na kolejnych etapach górskich. Jaka będzie nasza dalsza taktyka dziś jeszcze nie wiem, ale podejrzewam że w zaistniałej sytuacji będę miał więcej luzu.


niedziela, 13 lipca 2008

W końcu można było górskim powietrzem pooddychać!

Nie spodziewałem się aż tak dobrej takiej nogi, tym lepiej. Cholernie miło gdy w drużynie każdy zawodnik, mechanik czy masażysta mówią ci "complimenti, sei andato come una moto". No ale wierze że to dopiero początek. Damiano nie czuł się dobrze na pierwszym podjeździe, ale później już zdecydowanie lepiej. Ja zacząłem skakać skoro widziałem, że mam możliwość uprzedzić ewentualne ataki najlepszych w końcówce podjazdu.

W pewnym momencie Leo powiedział mi, że mam odjechać, ale się zawahałem kilkanaście sekund. On wkurzony mi to potem wykrzyczał jeszcze raz gdy skoczył Jefimkin no i się ruszyłem. Mój błąd polegał na tym, że jak skoczył Ricco to ja byłem za blisko grupy faworytów i nie miałem szansy złapać koła Riccardo. Leonardowi chodziło o to żebym miał do tego czasu większą przewagę bo wtedy bym nie zastał Rico aż tak rozpędzonego, siadł mu na koło i jazda. Leo doskonale wiedział co szykują. O tym właśnie dyskutowaliśmy w końcówce.

Na jutro już zostałem przybity do Damiano na ostatni podjazd. Zobaczymy co się będzie działo pod Hautacam. Jestem spokojny, noga jest, ale niewiele mogę zrobić. Pytałem dyrektora czy jak skoczy Leo mogę za nim, a on że raczej nie. Nadzieja w tym, że Damiano będzie mocniejszy od innych, a ja nie słabszy niż dzisiaj.

Życzę każdemu młodemu kolarzowi, aby miał okazję przeżyć te emocje z Tour de France, będąc pod gorę z przodu wśród najlepszych, jadąc w rozchodzącym się tuż przed kolarzami tłumie ludzi. No chyba, że zostanie powołany do kadry i będzie musiał zrezygnować z Touru albo dobrego przygotowania do tej imprezy. Wtedy siła wyższa. Przecież ONI znają się lepiej.