wtorek, 5 stycznia 2010

Nowy Rok zaczął się już na dobre

Chciałbym życzyć wszystkim kibicom kolarstwa jak i moim, jak najwięcej satysfakcji z naszej jazdy w tym roku, by skończył się on więcej niż tylko jednym zwycięstwem w wyścigach pro tour i jeszcze większą ilością polskich kolarzy w ekipach najwyższej kategorii a całkiem prywatnie aby każdemu z Was nadchodzący rok ułożył się tak jak tego chcecie.

Dla mnie miniony rok to 30 tyś. szczęśliwie przejechanych kilometrów na rowerze, najmniej w ciągu dziewięcioletniej kariery jako „profi”, 85 wyścigów również bez kraks i upadków i przede wszystkim tego sam sobie życzę.

Od 13-go będę na Gran Canari by już więcej jeździć, ale i teraz w trakcie pobytu w Polsce udało mi się co dzień jeździć i wykonać swoją pracę...

Fot: T.Kwiatkowski

środa, 30 grudnia 2009

Chcę pracować na lidera, który wygrywa Tour de France

Kilka lat temu postawiłem sobie cel, który nie jest prosty - być najlepszym pomocnikiem na świecie. Jeśli w tym roku czytam w "La Gazzetta dello Sport", że rzeczywiście nim jestem, duma mnie rozpiera - mówi najlepszy polski kolarz Sylwester Szmyd

Przemysław Iwańczyk: W jedynym polskim plebiscycie został pan wybrany na kolarza roku. Który to już raz?

Sylwester Szmyd: Pierwszy. W Polsce zbyt wielu wyróżnień nie dostawałem, więc teraz zrobiło mi się naprawdę miło. Tym bardziej że nie wygrywam seryjnie wyścigów, tylko pracuję na liderów. Kiedyś miałem nawet mały żal, że w kraju mało kto o mnie pamięta. Fakt, wyjechałem do Włoch, mając 19 lat, ale kiedy już jako zawodowiec byłem szósty w Tour de Pologne, było o mnie cichuteńko. O jeżdżącym na co dzień w Polsce Czechu Ondreju Sosence, mówili "ten nasz", mimo że zajmował dalsze miejsca ode mnie. Nie chcę, żeby na siłę ktoś zwracał na mnie uwagę, ale coś dobrego dla naszego kolarstwa chyba zrobiłem.

Dariusz Baranowski porównał kiedyś swoją grupę do drużyny piłkarskiej - jeśli wygrywa Ligę Mistrzów, największy splendor spływa na strzelców goli, ale na sukces pracuje cały zespół. Tak też trzeba spojrzeć na kolarstwo. Niestety, luźno patrzący na nasz sport, doceniają tylko liderów, o Polakach mówią: "Pozbawieni ambicji robole", nie widząc i nie wiedząc, jaki mamy udział w końcowym sukcesie. Dlatego trzy lata temu założyłem internetowy dzienniczek, żeby także w Polsce dowiedzieli się, jak cholernie ważna jest moja praca.

Nie mam takiej szybkości, żeby finiszować na pierwszym miejscu z grupy. Nie decyduje o tym przygotowanie, ale predyspozycje fizyczne, mięśnie. Dlatego kilka lat temu postawiłem sobie cel, który nie jest prosty - być najlepszym pomocnikiem na świecie. Jeśli w tym roku czytam w "La Gazzetta dello Sport", że rzeczywiście nim jestem, duma mnie rozpiera. Cieszę się, że kibice w Polsce też to dostrzegli.

Decydujące znaczenie miała pewnie spektakularna wygrana na Mont Ventoux podczas "Dauphiné Libéré".

- Oczywiście, bo w tym samym plebiscycie mój triumf na Wietrznej Górze został uznany także za kolarskie wydarzenie roku. Było to pierwsze zwycięstwo Polaka w ProTour (najbardziej elitarne wyścigi w zawodowym peletonie).

Wolałbym jednak, żeby doceniano mnie za pracę na innych, a nie pojedyncze sukcesy na mecie. Wiem, że Polacy czekają na kolejnego Adama Małysza albo Ryszarda Szurkowskiego, jeśli chcemy już zostać przy kolarstwie. Ale nie będę ani jednym, ani drugim, mogę być za to najlepszym na świecie pomocnikiem i przez to najlepszym polskim kolarzem.

Jest pan enfant terrible polskiego kolarstwa?

- Rozpętała się burza, gdy nie pojechałem na igrzyska w Pekinie. Nie wypinam się jednak na reprezentację, myślę o igrzyskach w Londynie, bo uwielbiam biało-czerwone koszulki w peletonie. Wyjaśniłem już niektóre sprawy z trenerem kadry Piotrem Wadeckim, nawet odwiedziłem go jesienią, więc nie chcę do tego wracać. Jeśli jednak widzę, że w polskim kolarstwie dzieje się źle, działacze niewiele robią, a w mistrzostwach Polski startuje góra 50 kolarzy i omal nie wygrywa ich nauczyciel języka angielskiego, to mówię głośno, co o tym myślę.

Nasze kolarstwo to właściwie tylko pan i kolarki górskie. Reszta jest mocno przeciętna, prezes PZKol. ma kłopoty z prawem, torowcy wpadają na dopingu...

- Nie jest najlepiej. Gdy opowiadałem o tym wcześniej, zarzucano mi, że się wychylam. Okazuje się, że nie tylko miałem rację, ale jest dużo gorzej, niż mówiłem. Nie zależy mi na wojnie, chcę, żeby kolarstwo w Polsce miało się dobrze. Mamy masę dzieciaków, pasjonatów, którzy mogą przy odpowiednich warunkach dojść do wielkich sukcesów. I ci ludzie, tak jak ja kiedyś, nie przekroczyli progu dyskoteki, nie stoją pod trzepakiem z piwem, nie tułają się po klatkach blokowisk. Marzą o zawodowej karierze, a jak widzą spadającą gwiazdę, to szepczą pod nosem: "Chciałbym być wielkim kolarzem". Mnie się udało, bo za juniorskich czasów miałem pięć zgrupowań w roku, oni nie mają na to szans. W Polsce nie ma szkolenia, nie ma wyścigów, w których można by się sprawdzać, podnosić poziom, wpaść w oko zagranicznym grupom. Jeśli nic się nie zmieni, utalentowana młodzież nigdy nie będzie śmietanką światowego kolarstwa.

Słynie pan z precyzyjnego planowania kariery. Jaki ma pan cel w 2010 roku?

- Wpadła mi w rękę "Gazeta Wyborcza" sprzed lat, kiedy mówiłem, że marzy mi się wygrana na Mont Ventoux. Ale nie czuję się spełniony, nie zadowolę się tym zwycięstwem, chcę walczyć w wielkich tourach, mierzyć się z najlepszymi, ryzykować, przepychać się, podjąć wyzwanie. Moja grupa Liquigas ma więcej liderów niż pomocników, więc pojadę we wszystkich najważniejszych wyścigach. Nie mam tak mocnych nóg, żeby obiecać miejsce w pierwszej trójce któregoś z wielkich tourów, ale znaleźć się w dziesiątce może dam radę. Chcę być w czołówce wszystkich górskich etapów i pracować na lidera, który wygrywa Tour de France. Jeśli nie w 2010 roku, bo Ivanowi Basso może być trudno, to w przyszłym.

Jak przygotowuje się pan do tak morderczego sezonu?

- Szczyt formy ma przypaść za pięć, sześć miesięcy. Na razie więc nie haruję, wchodzę w trening spokojnie, ostatnio nawet nie chciałem myśleć o rowerze, nie tknąłem go od października do grudnia. Nie brakowało mi go ani trochę (śmiech). Stara polska szkoła mówi, że im ciężej pracuje się zimą, tym lepszym jest się w sezonie. U nas w grupie jest inaczej - im spokojniej zimą, tym lepiej latem. W grudniu robię wszystko, co jest zabawą, co nie obciąża mnie psychicznie. Siłownia, łyżwy, narty itd. Po Nowym Roku wracam do Włoch i zaraz wyruszam na Grand Canaria z żoną i całą masą kolegów, także amatorów z Polski, którzy chcą ze mną pojeździć. Ale to nie jest przejażdżka. Około sześciu, siedmiu godzin dziennie, tylko po górach. Dwa dni treningu, dzień przerwy. Wyprawiając się na trening, non stop myślę, po co to robię, co chcę osiągnąć, każdy podjazd pokonuję inaczej, nie jadę w optymalnym przełożeniu, tylko mniej wygodnym, bo przecież to jest trening, który ma mnie przygotować do wyścigów. Na każdym z takich podjazdów przez trzy minuty idę, jak to się mówi w kolarstwie, w trupa. To wykańcza, robi się ciemno przed oczami, ale przynosi efekty. Trening może być ciężki, ale i przyjemny. Uwielbiam góry, roztaczające się widoki, np. przepiękne Pireneje w Andorze.

Jak wygląda pana dieta?

- Akurat ja mam odwrotny problem - jak nie stracić na wadze. Pozwalam sobie na wszystko, nawet na delikatny alkohol. Jem słodycze, lody, pięć dni przed wyścigiem to i schabowego "wciągnę". Oczywiście zimą jestem bardziej liberalny, latem już bardzo uważam. W dniach ciężkiej pracy żona szykuje mi na śniadanie pięć sucharów, tuńczyka, białko z gotowanego jajka, ewentualnie omlet. Zaraz po treningu węglowodany - najczęściej makarony, ryż z gotowaną piersią kurczaka i rybą, a wieczorem białko, np. białe chude sery. To tylko trzy posiłki, ale przy tak wielkim wysiłku nie chce się jeść, nawet się zmuszam, gdy żona stoi z batem nade mną i michą makaronu. Mówi: "Jeździłeś siedem godzin, musisz zatankować".

Krótko mówiąc, kolarstwo zajmuje panu tyle, ile etatowa praca.

- Dłużej. Przestrzeganie diety, odpowiedni odpoczynek to też element mojej pracy. Kładę się spać "dzisiaj", a więc przed północą, wstaję około ósmej. Bo kolarzem jest się przez całą dobę, ba, przez całe życie.

źródło: Gazeta Wyborcza

wtorek, 15 grudnia 2009

Drugie zgrupowanie

Hiszpania przywitała nas niską temperaturą i silnym wiatrem. Co jednak najgorsze to upadek na treningu Maćka Bodnara i złamanie obojczyka wymagające operacji. Ta powinna odbyć się w tych dniach, tak więc wierzę, że na Święta będzie mógł z powrotem wsiąść na rower. My tu jesteśmy do 22giego, podzieleni na dwie grupy dojdziemy max do czterech godzin treningu.

niedziela, 13 grudnia 2009

Podziękowania za wyróżnienie

Dziękuję Redakcji sportowej Onet.pl która wraz z Akademickim Związkiem Sportowym, Havas Sports & Entertainment oraz Akademią Leona Koźmińskiego zorganizowała podsumowanie 2009 r. w kolarstwie "Cykliczne Mikołajki" a tym samym wszystkim internautom którzy włączyli się do zabawy i dzięki którym zostałem wyróżniony jako najlepszy polski kolarz minionego sezonu. 

Nie mniej cieszy mnie również fakt, że zwycięstwo pod Mont Ventoux zostało uznane za kolarskie wydarzenie roku. Dziękuję jeszcze raz wszystkim kibicom i organizatorom wraz ze sponsorami.

piątek, 11 grudnia 2009

Wybrano najlepszych polskich kolarzy

Sylwester Szmyd i Maja Włoszczowska zdecydowanie wygrali plebiscyt internautów na najlepszych kolarzy 2009 roku.Największym sukcesem Szmyda w mijającym roku było zwycięstwo etapowe na słynnym Mont Ventoux w wyścigu Dauphine Libere, pierwsze i jedyne dotąd takie osiągnięcie polskiego kolarza w imprezach rangi ProTour. 

Włoszczowską internauci docenili przede wszystkim za triumf w mistrzostwach Europy w kolarstwie górskim, w których wyraźnie pokonała całą czołówkę światową.

W plebiscycie, zorganizowanym za pośrednictwem strony Onet.pl, oddano ponad 21 tys. głosów. Szmyd nie mógł przyjechać do Warszawy na uroczystą galę "Cykliczne Mikołajki" w Akademii Leona Koźmińskiego, ponieważ już za kilka dni rozpocznie z grupą Liquigas zgrupowanie w Hiszpanii.

Według kapituły "Cyklicznych Mikołajków" wydarzeniem roku było zwycięstwo Sylwestra Szmyda na Mont Ventoux.

Wyniki plebiscytu internautów:

najlepszy zawodnik

1. Sylwester Szmyd 5142 głosy

2. Marcin Sapa 1786

3. Marek Konwa 550

najlepsza zawodniczka

1. Maja Włoszczowska 8846

2. Anna Szafraniec 1107

3. Aleksandra Dawidowicz 933 

Film z rozdania nagród 

źródło: Onet.pl

środa, 9 grudnia 2009

Powoli i leniwie zacząłem jeździć rowerem

Na pierwszym zgrupowaniu oczywiście roweru nie dotknąłem, w śniegu jakoś nie było warunków, a mi się nie śpieszy. Bawiliśmy się mimo to świetnie: biegi na orientację, zawody w zespołach, dłuższe przechadzki w rakietach śnieżnych, siłownia, sauna.


Uzgodniłem też z dyrektorem plan startów, co było przełożeniem na papier tego co miałem w głowie i wcześniej już oznajmiłem ekipie. Zacznę się ścigać na Vuelta Catalunya od 22go marca i tu się zacznie mój długi pięciomiesięczny sezon bez odpoczynku. Kwiecień to zgrupowanie na Teide i Trentino, maj zacznie się Romandią i Giro d'Italia po którym pojadę Dauphine. Wyścig nieobowiązkowy i jechany na własne życzenie, skąd udam się prosto na zgrupowanie na San Pellegrino na 2100npm. z którego wrócę na trzy dni przed wylotem na TdF. Po Wielkiej Pętli wyścig na którym zależy mi w tym roku wyjątkowo mocno, wierząc, że naprawdę jestem w stanie walczyć o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej czyli TdP.


W styczniu chciałem się wybrać gdzieś gdzie mógłbym spokojnie potrenować a gdzie żona miałaby małe wakacje. Szukałem miedzy Meksykiem, RPA, Brazylią i w końcu stanęło na GranCanari. Nadmieniłem o tym na zgrupowaniu i powoli zrobiło się z tego prawie zgrupowanie Liquigasu, bo przyleci również Bennati, Oss, Zaugg i prawdopodobnie Bodzio, a do tego ekipa wyśle nam masażystę...

wtorek, 24 listopada 2009

Top 50 riders

Magazyn kolarski "Procycling" w grudniowym numerze dokonał podsumowania szosowego sezonu 2009. Redakcja m. in. pokusiła się o zestawienie 50 najlepszych kolarzy zawodowego peletonu, w którym doceniła postawę Sylwestra Szmyda, umieszczając zawodnika Liquigasu na 46 miejscu.

- Nasz domestique roku. Rewelacyjne występy Szmyda rodziły pytanie co by osiągnął jadąc dla siebie. Uważamy, że Basso może być lepszym liderem, ale obok siebie ma już najlepszego pomocnika - napisano w uzasadnieniu.

Dodajmy, że według brytyjskiego magazynu najlepszym kolarzem sezonu 2009 był Mark Cavendish przed Alberto Contadorem i Edvaldem Boassonem Hagenem.

źródło: szosa.rowery.org

wtorek, 17 listopada 2009

28 zawodników w Liquigasie

Liquigas-Doimo zamknął swój skład na sezon 2010. W ekipie znalazło się 28 kolarzy w tym trzech Polaków: Maciej Bodnar, Sylwester Szmyd i Maciej Paterski.

"The team have retained 19 members of their 2009 roster, including stars Ivan Basso, Daniele Bennati, Roman Kreuziger, Sylvester Szmyd and Tour de France polka dot jersey winner Franco Pellizotti." 

foto: corvospro,  żródło: www.cyclingnews.com

czwartek, 12 listopada 2009

Sylwester Szmyd: “Na pewno jadę i Giro i Tour de France”

Dla Sylwestra Szmyda zakończony sezon był najlepszym w karierze. Tylko dla serwisu www.naszosie.pl, kolarz ekipy Liquigas opowiada o: zwycięstwie na Mont Ventoux, planach, marzeniach, miłości do gór… Zapraszamy do lektury.

- Sylwek, za Tobą najlepszy sezon w karierze. Czy zrealizowałeś swoje przedsezonowe plany ? Jak podsumujesz ten 2009 rok ?

- Istotnie, najlepszy sezon w karierze, plany zrealizowane w 100%, czyli dobrze wykonana zadana mi praca, podniosłem jeszcze bardziej poziom w górach oraz pierwsze zwycięstwo w peletonie pro.

- Teraz jesteś w Polsce. Trenujesz w Polsce ? Kiedy rozpoczynasz przygotowania do sezonu 2010 ? Jak one będą wyglądały?

- Nie trenuje, nie wsiadam na rower od Lombardi [17.10.09] do 5-ego grudnia. Dwa tygodnie wcześniej zacznę siłownię, a 27-ego listopada jadę na pierwsze zgrupowanie na Passo SanPellegrino, gdzie poza nartami i basenem dla ochotników nie wiele więcej będzie można zrobić.

- Czy możesz coś powiedzieć o ekipie, programie startów Liquigas na przyszły sezon. Będzie już trzech Polaków, po dołączeniu Macieja Paterskiego.

- Program startów oczywiście taki jak co roku, Wielkie Toury i wyścigi pro tour przede wszystkim, co wynika ze statusu ekipy, mój program to Giro i Tour.

Tak, myślę że dla Maćka to ogromna szansa i wierzę, że ją wykorzysta. Im więcej nas jest w ekipach pro tour tym bardziej poziom naszego kolarstwa szosowego będzie się podnosić.

- Jak napisałeś na swoim blogu, przyszłorocznej trasie TdF niczego nie brakuje. Zamierzasz robić „rzeźnię” pod górę zarówno w “Wielkiej pętli” jak i w Giro. Te starty są już pewne ?

- Tak, jeśli zdrowie dopisze to na pewno jadę i Giro i TdF i bardzo wierzę w to, że będę mógł się bawić pod górę tak jak na Vuelcie w tym roku…

- Czym różni się praca w Liquigas od pracy w Lampre ?

- Przede wszystkim tym, że w Liquigasie mamy zawodników walczących w klasyfikacji generalnej w ważnych wyścigach: Basso, Pellizotti, Kreuziger czy Nibali, a ja najlepiej się czuje na takich właśnie wyścigach. W ostatnich latach Cunego walczył głównie w klasykach.

- Podczas tegorocznej Vuelty i Giro byłeś bardzo mocny, tempo za Tobą wytrzymywali nieliczni. Odnosiłem wrażenie, że byłeś w stanie wygrać niejeden etap. Czy przyjdzie taki dzień, że wygrasz etap wielkiego touru ? Basso Cię puści ?

- Basso mnie nie trzyma…Tyle że on jest liderem i ewentualny mój atak o wygranie etapu musiałby być podyktowany taktyką jego walki o generalne zwycięstwo w wyścigu. Na Vuelcie Ivan który czuł się mocny, przed trzema etapami górskimi czuł, że może wziąć koszulkę lidera i od razu dodawał, że mając tę koszulkę na plecach, ja zdążę wygrać któryś z tych etapów…

- Twoje ciche marzenie na 2010 rok ? Czym nas zaskoczysz ?

- Alpe d’huez oraz być wśród najlepszych na górskich końcówkach Giro d’Italia i Tour de France.

- Ze wstępnych informacji wynika, że przyszłoroczny Tour de Pologne będzie to „śląski” wyścig. Czy Czesław Lang szykuje dla Ciebie jakiś dłuższy, cięższy podjazd niż w tym roku, czyżby Równica ? Choć w Polsce chyba trudno o taki. Ty wolisz 25 km non stop w górę…

- Pewnie że wole długie podjazdy, ale w tym roku pokazałem że stać mnie na zwycięstwo w Tour de Pologne, pomimo braku długich podjazdów. Równica w Ustroniu jest ładnym podjazdem….A i sam TdP jest w sferze marzeń na przyszły rok, moim wielkim marzeniem jest wygrać kiedyś ten wyścig.

- Wróćmy jeszcze do Mont Ventoux. Twoje zwycięstwo dla mnie było jednym z największych przeżyć sportowych w życiu, zapewne wielu kibicom łezka w oku się zakręciła, jak unosiłeś rękę w geście triumfu. Na końcowych metrach “odcięło Ci prąd”, czy była to kwestia psychiki ? Zwątpiłeś w swoje zwycięstwo ?

- Na pewno nie słabość fizyczna, ostatnie metry przejechałem naciskając na pedały grubo ponad 600 watt i na pewno nie sprawiałem wrażenia kogoś kto nie ma siły… a te 500 metrów do mety…ważne, że się dobrze skończyło.

- Jak zmieniłeś się po sukcesie na Mount Ventoux ?

- Ciężko mi oceniać siebie samego, ale na pewno bardziej uwierzyłem w swoje możliwości i siły…

- Skąd ta miłość do gór chłopaka z nizin ?

- Predyspozycje….tak ogólnie, a miłość ? Jak można nie kochać gór…, kto raz miał okazje zmierzyć się z największymi przełęczami, nie może inaczej jak tylko pokochać góry…

- Jaki jest Twój ulubiony wyścig ? Po tym sezonie to Dauphine Libere ?

- Myślę, że i przed tym sezonem było to Dauphine Libere…

- Kolarstwo szosowe w Polsce „kuleje”. Jak myślisz co musiałoby się zmienić, aby ta piękna i ciężka dyscyplina sportu, była tak popularna jak za czasów Szurkowskiego, Piaseckiego, Langa ? Co zrobić, by kolarstwo szosowe zyskało na popularności ? Czy potrzeba spektakularnych zwycięstw (patrz Małysz, Kubica), w czym tkwi szkopuł ?

- Teraz to zupełnie inne lata, do wszystkiego podchodzi się bardziej komercyjnie… Na świecie kolarstwo jest dużo bardziej popularne, bo jest pokazywane w TV, mówi się o nim więcej, pomijając oczywiście fakt samych wyników. Media maja tutaj ogromne znaczenie. Tour de Pologne cieszy się niesamowitą, coraz większa popularnością i to dzięki całej otoczce medialnej jaka wokół niego została stworzona… Oczywiście jakby było nas więcej w ekipach pro tour to przyszłyby i zwycięstwa, a przez to i większe zainteresowanie w kraju kolarstwem.

- Jakiej rady udzieliłbyś początkującym, młodym chłopakom, którzy chcieliby pójść w Twoje ślady?

Kolarstwo to ciężki kawałek chleba, który wymaga przede wszystkim ogromnego samozaparcia, dużej pracy i wytrwałości w dążeniu do wyznaczonego celu. Kolarstwo nie przebacza zaniedbania lub pójścia na łatwiznę…

- Czy mógłbyś zdradzić czytelnikom portalu jak wygląda Twój tydzień treningowy w sezonie ?

To wszystko zależy od okresu, od tego na jakim akurat jestem etapie przygotowań.Trenuje różnie, od 3 do 7 godzin dziennie ,jak mam dzień odpoczynku to bardzo często nie wsiadam nawet na rower. Nie trenuje więcej niż 2 dni pod rząd.

- Zapewne słyszałeś, że prezes PZKol jest oskarżony o nadużycia finansowe przy budowie hotelu przy torze w Pruszkowie. W styczniu odbędzie się nadzwyczajny zjazd PZKol. Myślisz, że coś się zmieni w związku ?

- Sam prezes nie rządzi, większość decyzji podejmuje zarząd, a w nim potrzeba żeby zasiadali ludzie dla których kolarstwo jest pasją, a nie układem, sposobem na życie lub załatwianiem własnych spraw…

- Słyszałem, że szykujecie się z m.in. Darkiem Baranowskim na coroczne, kończące sezon Depeche Party ? To już chyba tradycja ? No i w tym roku mają być kobiety… ?

- Tak, to coroczna impreza u Darka w domu, tylko dla fanów DM, w tym roku ciężko dobrać termin, ale ja akurat cały czas oponuje obecność kobiet…

- Dziękuję za rozmowę

- Dziękuję

Rozmawiał Marek Bala

źródło: www.naszosie.pl

foto: corvospro

czwartek, 29 października 2009

Cały sezon, jednym słowem.

Po Lombardi zostałem w Itali by lepiej odpocząć. Przez kilka dni kręciłem się po Toskani - od Sieny przez San Gimignano kończąc na Elbie. Czuję się dużo lepiej niż w poprzednich latach, mniej zmęczony, a to ważne, oznacza to, że łatwiej będzie mi zacząć w grudniu treningi.

Cały sezon, jednym słowem, jak wszyscy mogliśmy zauważyć, najlepszy. Zmiana drużyny, spokojniejsza głowa, dużo większa dojrzałość nie tylko fizyczna. Od początku szefostwo Liquigasu miało wobec mnie jasne i przejrzyste wymagania i cele. Wiedziałem po co tu jeżdżę i to też pomogło. W końcu przyszło pierwsze zwycięstwo i pełna świadomość własnych możliwości i to, że jestem w stanie jeździć pod górę wśród najlepszych na świecie. Nie tylko pracując dla lidera, ale również jadąc swój wyścig wyszło mi dużo lepiej, bo nigdy wcześniej na podobnej trasie jak tegorocznego TdP nie byłbym w stanie nawiązać walki o zwycięstwo.

W przyszłym roku, może być tylko lepiej, mamy cudowne Giro i ciężki Tour, dwa Wielkie Tury które powinienem jechać za rok, bez myśli o generalce, ale z wielka determinacją robienia"rzeźni"pod górę...

foto: T.Kwiatkowski

wtorek, 20 października 2009

Nie mogę tego nie napisać...

Myśli już uciekają do jednej i bardzo konkretnej daty. Jak przed rokiem byłem najbardziej skoncentrowany na jednym dniu, tak i w przyszłym roku... przesuwamy się tylko o jeden dzień... 12 czerwca 2010 roku... to tak zanim mi się zbierze na podsumowanie sezonu.

foto: corvospro

sobota, 17 października 2009

Cudów nie było

Wygrał faworyt i gość zdecydowanie w najlepszej dyspozycji w końcówce sezonu, ja tak jak się czułem cały tydzień źle, słabo i bez sił, tak samo było i dziś na wyścigu. 

Ghisallo przejechałem chyba tylko dlatego, że w historii tego wyścigu, na tej trasie, nie widziałem nigdy tak dużej grupy na szczycie tego bardzo ważnego w rozgrywce całego wyścigu podjazdu.

Jutro oficjalna kolacja ekipy Liquigas kończąca tegoroczny sezon a od poniedziałku zacznę już mocne przygotowania do sezonu 2010... na dobry początek dobrze się regenerując i odpoczywając!

foto: bettiniphoto.net

piątek, 16 października 2009

Cały tydzień wyjęty

W poniedziałek po Giro Emilia coś mnie ścięło, jakiś wirus, podziębienie. Słabość w nogach, ból w kościach i niechęć do czegokolwiek. Od wczorajszego popołudnia jakby lepiej, ale cały tydzień wyjęty. Zastanawiałem się nawet czy jest sens jutro startować ale dyrektor mnie przekonał bym przyjechał tak wiec jadę. 

Co będzie to będzie, łatwo się nie poddam, ostatni start, wyścig który bardzo lubię a który jest też bardzo trudny do interpretacji. Można go wygrać z góry lub pod górę, na finiszu, lub odjeżdżając pod Ghisallo. Nigdy nie wiadomo jak się ułoży bo co roku to inna historia.

Trzech polaków, całkiem miło. Huzar w świetnej formie, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył na Emili, a i Goły jak widziałem na treningach też się źle nie czuje...