Jest już nowy kolorek naszych koszulek, proponujemy Państwu letni kolor na upalne rowerowe wycieczki. Procedurę zamówień znajdą Państwo tu.
poniedziałek, 14 czerwca 2010
niedziela, 13 czerwca 2010
Myśli wciąż uciekają do wczorajszego dnia

Ale teraz inaczej. Zgodzę się z Leo i opinią wielu, nikt nikomu nie musi niczego darowywać, lecz Contador mógł mieć świadomość, że kiedyś, może już niedługo, w jakimś delikatnym momencie moja pomoc może być dla niego bardzo cenna. Jednak wczoraj walczył do upadłego z gregario który całe życie ciągnie na takich jak on. Odnajdziemy się kiedyś, obiecuję to sobie. Został obdarzony niesamowitym talentem, ale mnie na pewno dojście do czegoś kosztuje więcej pracy i wyrzeczeń. Już mu nie kibicuję.
Dziś pod górę spokój, lecz kiedy z mokrego zjazdu uciekły mi dwa razy koła dałem spokój, TdF ważniejszy.
foto: corvospro.com
"Nie" dla prezentów

SYLWESTER SZMYD: Może nie tyle sam wyścig, ile mityczne góry, które znajdują się na jego trasie. One motywują mnie najbardziej. Faktem jednak jest, że Dauphine wyjątkowo mi się podoba. Zawsze na nim walczyłem. W 2007 roku byłem drugi na Mont Ventoux. Rok później przyjeżdżałem wysoko na każdym górskim etapie, dzięki czemu zająłem 8. miejsce w klasyfikacji generalnej. 12 miesięcy temu było zwycięstwo na Górze Wiatrów, a i tym razem podjąłem walkę na najtrudniejszym odcinku.
Sobotniego etapu z metą na L'Alpe d'Huez nie zapomnimy długo. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Rwane tempo, ataki, pot i łzy - wspaniała wizytówka kolarstwa szosowego.
Ten etap rzeczywiście był bardzo widowiskowy. To była walka od samego początku podjazdu, aż do szczytu. Alberto Contador atakował mnie, a ja jego. Początkowo on mi odjeżdżał, gdyż jest bardziej dynamiczny. Ja go jednak za każdym razem dochodziłem. Następnie sam próbowałem atakować. To był naprawdę niezły spektakl. Cieszę się, że mogłem w nim uczestniczyć. Najważniejsze, że pokazałem charakter i wolę walki. Dzisiaj nam obu zależało na dobrym rezultacie. Szkoda, że tym razem nie udało się wygrać.
Wcześniej nie mieliśmy okazji podziwiać takiego Sylwestra Szmyda. Ataki, zrywy, szarpnięcia - słowem, odmieniony Szmyd.
Sam jestem trochę zdziwiony (śmiech). Po pierwszym skoku Contadora zostałem trochę z tyłu. Pomyślałem sobie, że skoro Hiszpan wyrwał już do przodu, to już go więcej nie zobaczymy. Później zobaczyłem, że Alberto zwolnił, więc go doszedłem. Przeczuwałem, że jeśli lider Astany skoczy do przodu ponownie, to tym razem mogę nie zdołać już go dojść. Postanowiłem zatem samemu atakować. Contador trzymał się na kole, ale nie był w stanie skontrować. Spróbowałem więc ruszyć do przodu po raz drugi i trzeci. Na początku podjazdu to była próba sił z naszej strony, jednak później zrozumiałem, że śmiało mogę powalczyć tu o zwycięstwo.
Dla Contadora wygranie na L'Alpe d'Huez było chyba tak samo ważne jak triumf w całym wyścigu.
Wczoraj pytałem się dyrektora sportowego Astany, co powinienem zrobić, by na L'Alpe d'Huez wygrać. On odpowiedział - "odjedź z Contadorem". W sobotę widzieliśmy jednak, że to nie była prawda. Gołym okiem widać było, że Alberto zrobi wszystko, by wygrać na legendarnym podjeździe. Zresztą dobrze, że tak się stało. Ja nie chcę prezentów. Przynajmniej pokazałem, że gregario może powalczyć z najlepszych kolarzem na świecie. A byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie motocykl, który w pewnym momencie przeszkodził mi w jeździe.
Po pierwszych pięciu etapach tegorocznego Criterium de Dauphine nie był pan do końca zadowolony z tego, jak się panu w tym wyścigu jedzie. A tymczasem w najważniejszym momencie wszystko zaczęło funkcjonować bez zarzutu.
Najważniejsza jest głowa. Wcześniej łatwo nie szło. Niby nie czułem się źle, jednak zawsze brakowało mi tych 20-30 WATT do swojego normalnego poziomu. Wytrzymywałem tempo czołówki, ale nie byłem w stanie np. atakować. Czułem się silny, ale przy tym bardzo "zmulony". Ostatni tydzień Giro kosztował mnie bardzo dużo. Czasem jednak jest tak, że - nie wiadomo czemu - czujesz się na trasie po prostu lepiej. W sobotę zrobiłem wszystko, żeby pojechać jak najlepiej. Uważałem na jedzenie, picie, węglowodany. Śniadanie zjadłem dosyć późno. Makaron starałem się jeść bardzo powoli. To są wszystko bardzo drobne rzeczy, które potem mogą przesądzić o postawie na takim podjeździe, jak L'Alpe d'Huez.
Celem numer jeden na niedzielę będzie obrona miejsca w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej?
Wszystko zależy od tego, jak będę się czuł. Etap jest ewidentnie nie dla mnie. W końcówce mamy pięć rund z krótkim i sztywnym podjazdem. Sztywne podjazdy zawsze były dla mnie problemem. Fajnie, gdyby udało się utrzymać miejsce w dziesiątce, ale zobaczymy jak ułoży się etap.
Polscy kibice powinni się chyba cieszyć, że Tour de France dopiero przed nami. Na francuskich szosach czuje się pan jak ryba w wodzie.
Ja również się cieszę, że ten wyścig dopiero przede mną. Obecnie koncentruję się już wyłącznie na Wielkiej Pętli. W niedzielę pojadę na jeden dzień do domu, a od wtorku trenować będę na San Pellegrino. Tam mamy świetne warunki do szlifowania formy. Cisza, spokój, odpoczynek, czas spędzony w towarzystwie żony - teraz myślę już tylko o tym.
foto: corvospro.com
Alpe d'Huez...

Tak samo było i dziś, chciałem pokazać charakter, wole walki... ale sam siebie zaskoczyłem. Atak od dołu był bezsensem, Astana ciągnęła za mocno więc się wycofałem. Później skok Alberto i pomyślałem, że nie stać mnie by odpowiedz więc jechałem swoje. Jak doszedłem to pomyślałem, że nie mam nic do stracenia, że może ciężko będzie wygrać, ale się zabawię i zrobię wszystko by wygrać.
W ten sposób walczyłem przez pół podjazdu aż do samej mety z najlepszym kolarzem świata pod najsłynniejszy podjazd świata. Fakt, że ewidentnie jechał przeciw mnie świadczy, że potraktował mnie jak równego.
Alberto jest bardziej dynamiczny, straciłem za dużo na ostatnim skoku ale wiem, że przed finiszem bym doszedł gdyby nie motor, tak bywa.
Może dogadał się z Brajkovicem, że wygra bo i tak Janez wygrywa wyścig, może nie był zadowolony, że jednak nie będę dla niego jeździć w przyszłym roku, o czym był przekonany. Fakt faktem, że dziś postawił na mnie krzyżyk.
Wracając do kibiców, tych lojalnych i wyrozumiałych, ciesze się, że mogłem im dziś również sprawić dużo radości.
Jutro dla mnie męka, krótki sztywny podjazd i interwałowa runda...
foto: corvospro.com
sobota, 12 czerwca 2010
piątek, 11 czerwca 2010
Czasem by wygrać wystarczą tylko nogi

Pod ostatni podjazd wystarczyło odjechać z głównej grupy, nadrobić parę minut do zjazdu, zerwać ich i wygrać na solo... ja nie czułem się nic lepiej ponad to by jechać w pierwszej grupce.
Jutro... Ostatnio oglądałem etapy z różnych lat kończące się pod Alpe d’Huez, walka jest zawsze od dołu, wśród najlepszych. Mam nadzieje, że będę się czuć tyci lepiej niż w dzisiejszej końcówce.
foto: corvospro.com
czwartek, 10 czerwca 2010
Silny wiatr

Dziś również silny wiatr w twarz przez 200km, nie zazdroszczę kolegom z RadioShack. Od rana czułem się źle, noga słaba i nie kręciła, po czterech godzinach etapu było trochę lepiej i nawet dyrektor sportowy oddelegował Guarnierego by ciągnął razem z RadioShack i Rabobankiem.
Na samym podjeździe również wiał silny wiatr, w końcówce zabrakło też dynamiki i elastyczności by nawiązać walkę o etap. Mogliśmy jechać mocno i równo ile tam sobie chcieliśmy, ale dwa skoki Contadora były trochę poza moimi możliwościami. Jutro jeszcze nie wiem jak będzie, zobaczymy, jak dobrze wystartuję to może pomyślę o odjeździe.
foto: corvospro.com
poniedziałek, 7 czerwca 2010
Przelew na konto Caritas - dla powodzian
Jeszcze raz dziękujemy wszystkim osobom, które wzięły udział w licytacji, a szczególnie jej zwycięzcy - panu Grzegorzowi i panom: Pawłowi i Andrzejowi, którzy dołączyli się do finansowego wsparcia akcji.
Dziś dużo kraks

Po Giro rozważałem ile mnie kosztowało wysiłku i wyrzeczeń przygotowanie się do niego. Od połowy stycznia praktycznie wciąż poza domem, trzy długie zgrupowania, znów tysiące metrów w górę i wzdłuż. Pewnie się opłacało, chociaż pamiętam jak jeszcze na Romandi po etapach patrzyliśmy na siebie z Ivanem mówiąc, że przecież włożona praca musi przynieść owoc. Źle nie było, ale daleko od tego czego się wtedy spodziewaliśmy.
A Dauphine, dziś dużo kraks, doszedłem na dziewiątym kilometrze do grupy, już pod górę. Dla mnie ważne, że jak rok temu Contador powinien jechać pasywnie. Martino, (dyrektor Astany) mówił mu by za mną nie jechał jak będę atakować. Dobrze, że jest długa czasówka to stracę minimum pięć minut i być może będę mniej zauważalny.
foto: corvospro.com
Polecone koszulki fanklubu
W związku z powtarzającymi się „zagubieniami” przez Pocztę Polską przesyłanych do Państwa fanklubowych koszulek, wprowadzamy przesyłki polecone. Niestety wydłuży to czas dostarczenia i cenę koszulki (wzrost o 2 złote), ale będziemy mieć gwarancję dostarczenia. Przepraszamy za utrudnienia.
Przypominamy również, że wymiary koszulek są miarodajne, prosimy kierować się nimi by koszulki w rezultacie nie były za duże (prosimy nie zamawiać na „wyrost”:).
sobota, 5 czerwca 2010
W drodze na Dauphine
Przez trzy dni po Giro ścigałem się na nocnych kermessach, było trochę zabawy jak i wysiłku. We wtorek i środę dwa wyścigi, pierwszy za motorkami, my może byśmy chcieli trochę spokojniej ale bardziej się ścigali zawodnicy na motorkach niż my.
Teraz jestem już w drodze na Dauphine, myśli już na najcięższych etapach. Oczywiście nie nastawiam się na żadną generalkę, bo z długą czasówką na pierwszą trójkę nie miałbym szansy. Tym samym będąc blisko w generalce utrudniłbym sobie możliwość walki o zwycięstwo etapowe na którymś z ostatnich etapów. Tak więc spokój, do czwartku jest dużo czasu.
środa, 2 czerwca 2010
wtorek, 1 czerwca 2010
poniedziałek, 31 maja 2010
Jak sześć lat temu

Cieszy mnie to, że aż dwóch Polaków jechało w tym dream-teamie, który pokazał, że wierząc w sukces można go wspólnie osiągnąć.
Ze swojej strony cieszę się również ,że coraz więcej kibiców w Polsce widzi mój wysiłek i docenia wykonaną pracę. Spotykam Polaków na trasie Giro, którzy mi mówią, że są dumni z mojej pracy, z tego co robię, że Polak ma taki udział w wielkim kolarstwie... maili o podobnym oddźwięku dostaję mnóstwo.
Zawsze patrzyłem na to tak jakbym był jednym z piłkarzy grających na przykład w Inter Mediolan, który właśnie wygrywa Champions League .
Sam wyścig, od początku stresujący, bardzo trudny, od Aquili wręcz poza kontrolą. Pamiętam jak sam na jeden dzień straciłem motywację, ale się zebrałem. Wtedy powiedziałem Ivanowi, że może i nie wygramy Giro, ale jeśli przegramy to jako najsilniejsi, jako główni bohaterowie tego Giro. Ciężko mi opisać dziś wolę walki i determinację całej drużyny, ale to chyba było widać.
Nie zapomnę tego wczorajszego wspólnego podium w Veronie, drużyny która wbrew wszystkiemu nie przestała mieć nadziei.
foto: bettiniphoto