piątek, 12 czerwca 2009

Szmyd dołączył do legend

Sylwester Szmyd najlepszy na trasie piątego etapu Dauphine Libere! Polak wygrał odcinek z metą na jednym z najsłynniejszych kolarskich podjazdów - Mont Ventoux, a do tego założył koszulkę najlepszego górala wyścigu - czytamy w "Przeglądzie Sportowym".

Przez kilkanaście kilometrów morderczej jazdy uciekał razem z Alejandro Valverde. Hiszpan z Caissed'Epargne walczył o odrobienie strat i zdobycie żółtej koszulki, Polak z Liquigasu - o pierwsze w karierze zwycięstwo. Wspólny plan panowie zrealizowali tak sprawnie, że osiągnęli obydwa cele.

Do trzech razy sztuka
Tuż przed metą Polak miał chwilowe problemy, ale Hiszpan, który w ubiegłym sezonie kusił Polaka ofertą przejścia do swojej grupy, tego nie wykorzystał, poczekał na Szmyda. Doskonale wiedział, że gdyby nie jego praca mógłby wczoraj tylko pomarzyć opozycji lidera. Hiszpan, choć jest zawodnikiem konkurencyjnej grupy zachował się o niebo lepiej niż taki Vicenzo Nibali, który wiedząc, że jego klubowy kolega jest z przodu próbował ataków z grupki, w której byli liderzy...

- Ułożyło się tak jak chciałem. Co tu opowiadać? - uśmiecha się wczorajszy bohater i dodaje: - Skoczyłem w tym samym miejscu, co dwa razy w poprzednich latach. Udało się za trzecim razem!

- Cholernie mi się ta góra podoba. Trzeba zaatakować około 13 kilometrów przed metą. Tam najtrudniej, więc trzeba zrobić przewagę, bo ostatnie siedem kilometrów pasuje do mojej charakterystyki - mówił nam przed startem Polak.

Dostał wolną rękę
Kolarz, który przez całą karierę pracował na chwałę swoich liderów wiedział, że jest w dobrej formie, a co jeszcze ważniejsze, jego szefowie dają mu wolną rękę. Ivan Basso wczoraj próbował uciekać z Polakiem, ale widząc, że nie ma sił, odpuścił i pozwolił odjechać swojemu najlepszemu pomocnikowi.

- Podjechałem do niego i zapytałem co jest? Powiedział tylko: jedź! To pojechałem... - mówi Sylwek, który podczas wyścigu mieszka w pokoju z Basso. Wczoraj to Polak mógł być liderem! Kapitan Sylwka z poprzedniej grupy Lampre, czyli Damiano Cunego chyba nigdy by na to nie pozwolił.

źródło: Przegląd sportowy

foto: corvospro


Valverde zachował się jak wielki mistrz

Sylwester Szmyd przeszedł w środę do historii. Polski kolarz grupy Liquigas odniósł na legendarnym wzniesieniu Mont Ventoux swoje pierwsze zwycięstwo w karierze. 31-letni zawodnik udowodnił tym samym, że jest w stanie wygrywać etapy największych wyścigów świata.

Na metę środowego etapu Szmyd przyjechał skrajnie wycieńczony. Dopiero na ostatnich kilku kilometrach podjazdu na "Olbrzyma Prowansji" Polak jechał już dla siebie. Wcześniej zmuszony był pomagać liderowi Liquigas, Ivanowi Basso. Oto, co po morderczej wspinaczce powiedział na mecie najlepszy polski kolarz - Sylwester Szmyd.

Jak się czułeś na ostatnim fragmencie podjazdu?

SYLWESTER SZMYD: Było bardzo ciężko (śmiech). Towarzyszył mi ogromny stres. Wiedziałem, że mam szansę wygrać etap, ale wszystko mogło się równie dobrze potoczyć inaczej. Na ostatnich metrach czułem się kompletnie wyczerpany, jednak po chwilowym kryzysie udało mi się znów nacisnąć na pedały. Valverde zachował się wówczas jak wielki mistrz.

Czy porozumieliście się, co do tego, jak rozegracie ostatnie metry przed metą?

- Nie było między nami żadnych ustaleń. Zachowanie Valverde było jego naturalną reakcją. Obaj o coś na tym etapie walczyliśmy. On chciał zdobyć żółtą koszulkę lidera, a moim celem było wygranie etapu. Dlatego też nasza współpraca w ucieczce układała się tak dobrze. Valverde wygrał w swojej karierze już wiele wyścigów. Stąd też jego wspaniałe zachowanie.

To zwycięstwo jest chyba dla Ciebie szczególnie cenne?

- W dwóch wyścigach staram się zawsze walczyć o jak najlepsze miejsce w klasyfikacji generalnej: Tour de Romandie i Dauphiné Libéré. Na Giro, Vuelcie i Tour de France koncentruję się na pracy na rzecz liderów. Pracowałem już dla Cunego, Basso i Simoniego. W takich wyścigach jak Dauphiné, nasi liderzy dają nam więcej swobody. Mamy możliwość powalczenia o etapowe zwycięstwa.

Twój lider, Ivan Basso, nie był chyba dzisiaj w dobrym nastroju ...

- Wydaje mi się, że Basso jest w stanie jeździć naprawdę szybko. Jednak niełatwo jest wrócić do optymalnej dyspozycji po tylu latach przerwy. Moim zdaniem on i tak spisuje się bardzo dobrze.

Czy triumf na Mont Ventoux jest spełnieniem Twoich marzeń?

- To nie był pierwszy raz, kiedy próbowałem tu wygrać. Na Mont Ventoux uciekałem już trzy lata temu. Wówczas jednak peleton mnie dogonił. W 2007 roku lepszy okazał się Christophe Moreau. Mógłbym powiedzieć, że Giro jest dla mnie dobrym przetarciem przed Dauphiné Libéré.

źródło: eurosport.pl

foto: corvospro

czwartek, 11 czerwca 2009

Sylwester Szmyd wygrywa na Mont Ventoux

Chciało mi się wymiotować

- Na chwilę przez przed metą czułem się strasznie, kompletnie wymęczony. Chciałem wymiotować, a moje nogi się zablokowały - powiedział Sylwester Szmyd na mecie usytułowanej na górze Mont Ventoux.. Polak w czwartkowe popołudnie wygrał piąty etap słynnego wyścigu Dauphiné Libéré.

- Na chwilę przez przed metą czułem się strasznie, kompletnie wymęczony. Chciałem wymiotować, a moje nogi się zablokowały - mówił na mecie Sylwester Szmyd. - Tak naprawdę nie było żadnego porozumienia między mną i Valverde, że on daje mi wygrać. On zobaczył, co się ze mną działo na ostatnich metrach i postanowił poczekać. To było pierwsze zwycięstwo w mojej karierze, więc Alejandro zachował się jak prawdziwy dżentelmen. To wielki mistrz - dodawał bohater czwartkowego etapu.

- To ważne, aby wygrać na tej górze, ale będą jeszcze inne możliwości na zwycięstwa - powiedział Valverde. - To nie był mój prezent dla Szmyda. On naprawdę zasłużył na zwycięstwo. Dzięki niemu uzyskałem przewagę nad inni zawodnikami na podjeździe pod Mont Ventoux. Kiedy zaatakowałem, byłem zdziwiony, że tak szybko udało się powiększyć przewagę. Razem z Szmydem połączyliśmy siły i to działało znakomicie - dodał Valverde.

źródło: eurosport.pl

foto: Roberto Bettini 

Polak zdobył najbardziej morderczą górę

Kapitalny sukces Sylwestra Szmyda! Zawodnik grupy Liquigas wygrał piąty etap słynnego wyścigu Dauphiné Libéré. Polski kolarz wspaniale spisał się na morderczym podjeździe pod mityczną już górę Mont Ventoux i na mecie wyprzedził Alejando Valverde. Dla Szmyda to pierwszy taki sukces w karierze.

- Po cichu marzę o jakimś zwycięstwie etapowym. Najlepiej na Mont Ventoux - mówił Szmyd przed rozpoczęciem wyścigu. - Chciałbym, by noga była jak rok temu tutaj w górach. Chciałbym, by wszystko poszło jak sobie życzę, by wyścig się ułożył jak chcę. Dziś z Ivanem Basso rozmawiałem o taktyce na czwartkowy etap. Jesteśmy nawet razem w pokoju. Myślę, że jeśli mi się uda, muszę wcześniej odjechać, jak dwa lata temu, a on później będzie próbował dojechać... to już brzmi jak bajka - dodawał w środę. Okazało się, że sen naszego zawodnika się spełnił.

Polak dwa lata temu na tym samym etapie był drugi. Wtedy w końcówce przegrał z Francuzem Christophe'm Moreau, a ze zmęczenia wymiotował. Nic jednak w tym dziwnego. Nazywa "Górą Wiatrów" Mont Ventoux jest uważana za najtrudniejszą dla kolarzy górę świata. To właśnie na niej kończyły się w przeszłości etapy Tour de France. To na niej 42 lata temu z wyczerpania zmarł Brytyjczyk Tom Simpson. To góra, która nie wybacza słabości, a triumfatorami byli na niej tylko wybitni kolarze. Do tego grona dołączył teraz także Szmyd.

Czwartkowy etap był popisem naszego kolarza, ale trzeba uczciwie przyznać, że wygraną oddał mu Alejandro Valverde (Caisse d'Epargne). Hiszpan na ostatnich metrach nie atakował już Polaka, a wręcz zwalniał, aby nasz zawodnik zwyciężył. Szczególnie na ostatnich 400 metrach widać było, że każde kolejne naciśnięcie na pedały sprawia polskiemu zawodnikowi Liquigasu duży ból. Trzeci był inny hiszpański kolarz Haimar Zubeldia Agirre z Astany.

Honorowa postawa Valverde nie może jednak dziwić i w światowym peletonie nie jest czymś specjalnie wyjątkowym. 31-letni Sylwester bez wątpienia dogadał się z Alejandro, a temu nie zależało na zwycięstwie etapowym. Wcześniej to właśnie dzięki Szmydowi, Hiszpan osiągnął bowiem dużą przewagę nad dotychczasowym liderem wyścigu Cadelem Evansem. To głównie zasługa Polaka, że Hiszpan przyjechał na metę ponad dwie minuty przed Australijczykiem i dlatego założył żółtą koszulkę dla najlepszego kolarza.

Urodziny w Bydgoszczy kolarz natomiast bez wątpienia zasłużył na pierwszy etapowy triumf w zawodowej karierze. Na kilka kilometrów przed metą wolną rękę dali mu dyrektorzy Liquigas. Wcześniej Polak jak zwykle pracował na lidera swojego zespołu Ivana Basso. Włoch jednak miał problemy z kondycją i nie był w stanie walczyć wygraną.

Szmyd uważany jest za jednego z najlepszych "pomocników", czyli "gregario" na świecie. Ostatnie dobre wyniki kolarzy z jego ekipy, to głównie dzieło Polaka. Teraz wreszcie dla niego przyszedł czas na upragniony triumf.

To największy sukces polskiego kolarza od ponad 10 lat. Ostatnio, podobne wyniki osiągał tylko Zenon Jaskuła. Przed rokiem Szmyd w klasyfikacji generalnej Critérium du Dauphiné Libéré zajął ósme miejsce. Teraz po pięciu etapach zajmuje dziewiątą lokatę, a do prowadzącego Valverde traci trzy minuty i pięć sekund.

Sylwester został trzecim Polakiem w historii, który wygrał etap w Dauphiné Libéré. W 1993 roku najlepszy był 26-letni wtedy Cezary Zamana. Wcześniej dokonał tego także Czesław Lang.

źródło: eurosport.pl

foto: corvospro

Wypowiedzi po 5. etapie Dauphine Libere

Sylwester Szmyd (Liqugas), zwycięzca etapu: - Stres zaczął brać górę, nie potrafiłem przekuć go na zwycięstwo. Poczułem się źle i nawet zatrzymałem. Nie na starczę podziękowań dla Alejandro za jego postawę. Nawet jeżeli pomagałem mu na podjeździe, nie był zobligowany do takiej postawy na ostatnich metrach. Nie było między nami porozumienia co do tego prestiżowego zwycięstwa.

Alejandro Valverde (Caisse d'Epargne), 2. na etapie i nowy lider; - Zwycięstwo w Dauphine jest dla zespołu i dla mnie bardzo ważne. Chcę wystartować w Tourze, ale decyzja o tym nie znajduje się w moich rękach. Staram się jak najmniej o tym mówić, a skoncentrować się na zwycięstwie w Dauphine. Dziś czułem się dobrze i postanowiłem zaatakować. Szmyd stanowił dla mnie wielką pomoc, bez niego nie zyskałbym tak wiele czasu, ale nie podarowałem mu zwycięstwa. Teraz będę się bronił przed Evansem.

źródło: rowery.org

foto: corvospro

Najsłynniejsze kolarskie cytaty

"Kiedyś dojadę jeszcze do mety pierwszy. Właśnie w ten sposób jak dziś, na tegorocznej Romandii lub na Dauphine pod Mount Ventoux. Czyli nie z odjazdu, który odpuszcza się na 15 minut, lecz po skoku z grupy największych asów. Tak chciałbym to zrobić." (21.09.2007)

źródło: rowery.org

foto: corvospro

Mont Ventoux zdobyty!

foto: Roberto Bettini 

środa, 10 czerwca 2009

Dwa najgorsze etapy za mną

... dzisiejsza czasówka też i przyznam, że zmieściłem się w założonym przez siebie limicie straty. Było ciężko, płasko, duży wiatr. Nie lubię kiedy wieje tak mocno na tych płaskich czasówkach.

Jutro Mount Ventoux, chciałbym by noga była jak rok temu tutaj w górach. Chciałbym by wszystko poszło jak sobie życzę, by wyścig się ułożył jak chcę. Dziś z Ivanem rozmawiałem o taktyce, jesteśmy razem w pokoju. Myślę, że jeśli mi się uda muszę wcześniej odjechać, jak dwa lata temu, a on później będzie próbował dojechać... to już brzmi jak bajka.

Ale sam mi mówi bym się nie zdziwił i pamiętał, że pozostali na bank są super mocni i extra przygotowani. A to już wiem, wiem z kim się tu ścigamy! tak więc jak powiedział dyrektor, jutro i w sobotę jedziemy tak by wygrać etap, takie założenie taktyczne... a jak będzie...

foto: corvospro

czwartek, 4 czerwca 2009

Na Blockhaus zabrakło mi nóg

Już dawno żaden polski kolarz nie był tak widoczny na trasie wielkiego touru, jak Sylwester Szmyd podczas tegorocznego Giro. Dzięki pomocy Polaka liderzy Liquigas ukończyli wyścig w czołowej piątce klasyfikacji generalnej. "Szmyd jest najlepszym gregario na świecie" napisała La Gazzetta dello Sport.

Z Sylwestrem Szmydem rozmawiał Bartosz Rainka.

Czy po zakończonym w niedzielę Giro dobrze już czujesz się fizycznie?

SYLWESTER SZMYD: Czuję się bardzo dobrze. Wciąż odczuwam oczywiście zmęczenie, ale to normalne po tak długim wyścigu. W tej chwili odpoczywa jednak przede wszystkim moja psychika.

Czy jesteś zadowolony ze swojego występu?

- Jak najbardziej. Dobrze wykonałem swoją pracę. Wszyscy w ekipie są ze mnie bardzo zadowoleni, również nasi liderzy.

Czy szefowie grupy są usatysfakcjonowani miejscami zajętymi w Giro przez liderów? Nie oczekiwano od Ivana Basso lub Franco Pellizottiego zwycięstwa w tegorocznym wyścigu?

- Nie było takich oczekiwań. Oczywiście każdy z nich jechał po to, aby ten wyścig wygrać. Wiadomo jednak, że nie ścigaliśmy się na Giro z juniorami. Tam startowali najlepsi kolarze na świecie. Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się rywalizacja. Dlatego też ciężko jest zakładać, że się wyścig wygra. Dwóch zawodników w czołowej piątce to znakomity wynik (Pellizotti był trzeci, Basso piąty - przyp. red.). Tym bardziej, że Mienszow i Di Luca byli w tym roku wyjątkowo mocni. Pellizotti był tuż na nimi, zajął miejsce na podium. Nie zapominajmy, że dla Basso był to pierwszy wielki tour po ponad dwuletniej przerwie. Jego piąte miejsce jest również świetnym wynikiem. Zresztą on jest bardzo zadowolony ze swojego występu.

Media włoskie zapowiadały jednak, że Basso będzie walczył o zwycięstwo. Czy kibice kolarstwa we Włoszech nie byli jego piątym miejscem lekko rozczarowani?

- Rozczarowani mogli być jedynie kibice słabo znający specyfikę naszego sportu. Sympatycy znający się na kolarstwie wiedzieli, że Basso przez ostatnie trzy lata przejechał około 200 wyścigów mniej od przeciętnego kolarza w peletonie. Zawodnicy, którzy wyprzedzili go w klasyfikacji generalnej Giro, w tym samym czasie zajmowali miejsca na podium największych wyścigów świata. Ivan w ogóle nie zakładał, że w tym sezonie będzie walczył o zwycięstwa w wielkich tourach. Ten sezon ma być dla niego jedynie przetarciem. Ambitniejsze cele pojawią się dopiero w kolejnych latach. Basso ma zamiar ścigać się jeszcze przez co najmniej pięć sezonów.

Powróćmy do etapu z metą na Blockhaus. W pewnym momencie wyskoczyłeś z grupki liderów i zyskałeś kilkunastosekundową przewagę. Chwilę później skoczył do przodu Pellizotti. Czy dostałeś wówczas polecenie od szefów grupy, by wrócić do grupki najlepszych i pomagać Basso? Nie mogłeś jechać dalej z "Delfinem"?

- Założenia były takie, że ja miałem skoczyć jako pierwszy i trochę odjechać. Franco miał zaatakować dopiero za jakiś czas. Pellizotti wiedział, jak ciężko mi przychodzą takie skoki, tym bardziej, że ruszyłem do przodu na najbardziej sztywnym odcinku podjazdu, gdzie nachylenie dochodziło do 12-14 procent. Sam nigdy bym się nie zdecydował na atak w takim miejscu. Ten skok przypłaciłem lekkim kryzysem. Potrzebowałem jeszcze 200 metrów, by wyrównać oddech i odzyskać siły. Tymczasem niespodziewanie u mego boku pojawił się Franco. Gdy mnie doszedł, nie miał zamiaru czekać. Od razu ruszył do przodu, aby wyrobić sobie jak największą przewagę nad grupką liderów. Ja zostałem przez chwilę "bez nóg". Jakbym nie miał czym kręcić. Nie mogłem przecież prosić Pellizottiego, żeby na mnie poczekał. Dopiero, gdy doszła mnie grupa "różowej koszulki" odzyskałem siły, złapałem swój rytm i mogłem już jechać razem z nimi. Różnie mogło to wyglądać (śmiech). To nie był jednak element taktyki. Wróciłem do grupki, bo zabrakło mi "nóg".

Czy na ostatnich kilometrach podjazdów, gdy liderzy Liquigas byli już daleko z przodu, miałeś ambicje, by walczyć o 20.-30. miejsce, czy raczej oszczędzałeś już siły na kolejne etapy, aby w kluczowych momentach znów pomagać liderom?

- W momencie, gdy szli do przodu, moja praca była już skończona. Oczywiście, że jechałem już potem na zupełnym relaksie. Na ostatnich czterech kilometrach potrafiło wyprzedzić mnie nawet 30 zawodników. Traciłem po półtorej, dwie, trzy minuty. Nikt ode mnie nie wymaga, abym walczył o 30. miejsce. To nie miałoby większego sensu. Chodzi o to, abym dobrze wykonał swoją pracę. Wszędzie tam, gdzie mogłem odpocząć, starałem się to robić.

Wiadomo już czy wystartujesz w Tour de France?

- Hmmmmmmm. No właśnie, wiadomo.

A zatem wystartujesz?

- Nie wystartuję. Pojadę razem z Ivanem Basso Vueltę. Okazało się, że Basso był bardzo zadowolony z naszej współpracy podczas Giro i poprosił mnie oraz szefów grupy o możliwość jej kontynuowania w Hiszpanii. Wszyscy w grupie Liquigas dawali mi początkowo wolną rękę. Sami pytali, gdzie będę chciał wystartować. Potem jednak okazało się, że Basso chce dobrze pojechać Vueltę i stąd ta prośba pod moim adresem. Kiedy Ivan szykuje się do wyścigu, to jest niemal pewne, że będzie w nim odgrywał pierwszoplanową rolę. Dla takich liderów naprawdę warto walczyć. Vuelta jest bardzo górzystym wyścigiem i z pewnością będę miał okazję, aby mu pomóc.

Kto w takim razie będzie liderem na Tour? Pellizotti, Nibali, czy może Kreuziger?

- Każdy z nich będzie miał zapewne "wolną rękę" w górach. Ich zadaniem będzie jak najlepsza jazda u boku Contadora i innych kolarzy Astany oraz walka na górskich etapach o ewentualne zwycięstwa. W górach nikt nie będzie na wymienioną trójkę jechał. Oni zresztą nie będą potrzebować tam pracowników. Będą po prostu musieli utrzymywać się z najlepszymi. Inaczej będzie wyglądał Tour de France w przyszłym roku. Wtedy pojedziemy powalczyć o czołowe miejsca z Basso i będziemy musieli być przygotowani na ogromną pracę na rzecz naszego lidera.

Jak oceniasz start w Giro Armstronga? Widzieliśmy wszyscy, jak Amerykanin rozkręcał się z etapu na etap. Czy ma on szansę powalczyć o pierwszą piątkę na Tour de France?

- Moim zdaniem on będzie walczył o zwycięstwo. Nie będzie już zapewne o klasę lepszy od wszystkich wokół, jak miało to miejsce wcześniej, jednak spokojnie może myśleć o podium. Lance'owi ogromny szacunek należy się już za Giro, gdzie momentami jechał naprawdę świetnie. Niewyobrażalne, że ten człowiek przez tyle lat nie uprawiał wyczynowo sportu i już jest w takiej dyspozycji. Na Tour de France będzie z pewnością znakomicie przygotowany. Zresztą rywalizacja w Astanie zapowiada się pasjonująco. Przecież w kazachskiej grupie jest również Contador, który obecnie jest zdecydowanie najlepszym kolarzem na świecie.

źródło: eurosport.pl

foto: Roberto Bettini

środa, 3 czerwca 2009

Szmyd: buono il mio Giro. E Basso migliorerà

Szmyd: moje dobre Giro. Basso będzie lepszy.

Per un leader, l’obiettivo in un grande Tour è la classifica generale. Quando, alla finelle tre settimane di corse, gli obbiettivi sono raggiunti, puo’ tornare con calma a casa. Ma durante le tre settimane, la gente si scorda velocemente che dietro i risultati di un leader, c’è una squadra, ci sono i gregari che sudano, scortano, aiutano il capitano. Sylwester Smyd è uno di questi gregari. Arrivato l’inverno scorso alla Liquigas (dalla Lampre), lo scalatore polacco ha pedalato al fianco di Ivan Basso e Franco Pellizotti, i leader della squadra di Roberto Amadio, verso la conquista della maglia rosa. E se il successo non è arrivato, il polacco ha comunque svolto il suo compito a meraviglia.

Dla lidera celem w Wielkim Tourze jest klasyfikacja generalna. Kiedy po trzech tygodniach cele zostają osiągnięte może spokojnie wrócić do domu. Podczas trzech tygodni ludzie szybko zapominają, że za wynikami lidera stoi zespół, robotnicy w pocie czoła pracują na swych kapitanów. Sylwetsre Szmyd jest jednym z tych robotników. Przybył do Liquigasu ostatniej zimy z ekipy Lampre. Polski góral jechał u boku Ivana Basso i Franco Pellizottiego, liderów drużyny prowadzonej przez Roberta Amadio i chcącej zdobyć różową koszulkę. Jakkolwiek ten sukces nie został osiągnięty to Polak wykonał swe zadania we wspaniałym stylu.

“Da gregario, sono contento del mio Giro. La squadra e i miei compagni sono soddisfatti di quel che ho fatto. Nella Liquigas, mi sento benissimo: cerco sempre di svolgere il mio lavoro con calma, conscio delle mie dotie. Per questo Giro, ho lavorato bene per i miei leader, Basso e Pellizotti. Dunque tutto è a posto per me” spiega il scalatore della squadra di Roberto Amadio.

Z punktu widzenia robotnika jestem zadowolony ze swojego Giro. Drużyny i moi koledzy są zadowoleni z tego co zrobiłem. W drużynie Liquigas czuję się bardzo dobrze. Staram się zawsze wykonać moją pracę ze spokojem, znając swoje zalety. W zakończonym Giro pracowałem dla swych liderów: Basso i Pellizottiego. Tak więc według mnie wszystko było w porządku” – wyjaśnia góral z ekipy Roberta Amadio.

In vista del ritorno alle competizioni, è stato proprio Ivan Basso a chiedere allo staff tecnico della Liquigas l’arrivo del polacco. “Il progetto di Ivan mi è sempre piaciuto. Dopo tre anni lontano dalle competizioni, lui vuole lavorare sul lungo termine. Ovviamente deve migliorare qualcosa, come nelle cronometro. Ma già quest’anno ha lottato con corridori forti e ha finito il Giro al quinto posto. Credo che nei prossimi anni, potremmo fare cose belle insieme” spiega.
Adesso il programma del Szymd è tutto stilato su quello di Basso: “Niente Tour de France, dove la squadra vuole puntare tutto su Bennati e vincere tappe. Lo trovo giusto. Dunque farò Delfinato e Vuelta dove Basso punterà alla classifica generale”.


W obliczu powrotu do rywalizacji sportowej to własnie Ivan Basso poprosił dyrektorów ekipy Liquigas o zatrudnienie Polaka. „Projekt Ivana zawsze mi się podobał. Po trzech latach z dala od wyścigów, chce on pracować długofalowo. Oczywiście musi się jeszcze poprawić, przede wszystkim w jeździe na czas. Niemniej już w tym roku rywalizował z mocnymi kolarzami i ukończył Giro na piątym miejscu. Wierzę, że w następnych latach możemy razem osiągnąć piękne wyniki”- wyjaśnia Szmyd. Teraz w jego programie wszystko jest zaprojektowane według programu Basso. „Żadnego Tour de France, gdzie zespół celował będzie w zwycięstwa etapowe daniele Bennatiego. To dobry wybór. Przejadę Dauphine Libere i Vueltę, podczas której Basso będzie celował w „generalkę”.

Jerome Christiaens

źródło: www.tuttobiciweb.it

tłumaczenie Daniel Marszałek

foto: Roberto Bettini

W moich najbliższych planach dość duża zmiana

... po Dauphiné Libéré wakacje a potem Vuelta. Ivan chce mnie w Hiszpanii gdzie jedzie walczyć i potrzebuje mocnego składu w górach, jak słusznie dodaje dyrektor sportowy, lepiej bym pomógł Ivanowi na Vuelcie niż jeździć koło Romana na TdF, który pewnie o top 5 nie będzie jeszcze walczył. Wolą zatem wziąć jednego kolarza więcej dla Benny, który będzie walczył o etapy na bank a za rok jedziemy z Ivanem Tour!

foto: Roberto Bettini

Basso nie puścił Szmyda na TdF!

Jak dowiedział się eurosport.pl,  Sylwester Szmyd nie pojedzie w Tour de France! Współpraca między polskim kolarzem a Ivanem Basso w trakcie Giro układała się tak dobrze, że szefowie grupy podjęli decyzję o ich wspólnym starcie we Veulcie. Zadowolony z postawy Szmyda zabiegał o to sam lider Liquigas.

Basso był wniebowzięty pracą, jaką Szmyd wykonał dla niego podczas Giro d'Italia. - Szmyd jest doskonałym gregario. Chciałem, aby Sylwek pomagał właśnie mi, gdyż jest on kolarzem ponaddźwiękowym - komplementował polskiego kolarza.

Po świetnym występie we Włoszech taka prośba do Polaka nie może być zaskoczeniem. Szmyd, który miał jechać w Tour de France, zrezygnuje z tego startu i z chęcią będzie wspierał lidera Liquigas właśnie w Hiszpanii. Choć TdF odbywa się w lipcu, a Vuelta dopiero na przełomie sierpnia i września, kolarze zwyczajowo startują w dwóch z trzech wielkich tourów, do których zalicza się też Giro.

Do prośby Basso przychylili się dyrektorzy grupy, który również są zadowoleni z pracy Polaka. W Tour de France liderami Liquigas będą Roman Kreuziger, Vincenzo Nibali oraz Franco Pellizotti.

źródło: Eurosport

foto: Roberto Bettini

wtorek, 2 czerwca 2009

Czesław Lang ocenia Polaków na Giro

Jacek Sadowski: Jak oceni Pan występ naszych zawodników?
Czesław Lang: Bardzo ładnie pojechał Sylwester Szmyd, który był widoczny na ciężkich, górskich etapach. Pokazywał się, skutecznie pomagał swojemu liderowi. Na jednym z najcięższych etapów zajął wysokie siódme miejsce. To zawodnik, który cały czas się rozwija i wierzę w to, że kiedyś przyjdzie taki dzień, że będzie mógł jechać dla siebie i może wygrywać, jak nie całe Giro, to chociaż poszczególne etapy. Na pewno bardzo będę mu kibicował, by rozwijał się w tym właśnie kierunku. Bartosz Huzarski też kilka razy pokazał się na trasie. Troszkę gorzej niż Szmydowi szło mu po górach. Uważam jednak występ obu nasz reprezentantów za udany.

Źródło: www.skandiamaraton.pl

foto: corvospro