Z kolei "Martino" jutro na pewno będzie chciał żebym jechał cały wyścig. Jednak jutrzejszy wyścig odbywa się na rundach i jeśli tylko pójdzie odjazd 15-20 ludzi to dla pozostałych ściganie może się skończyć dość szybko. Natomiast w niedzielę znów rundy i meta, na którą z reguły przyjeżdża 50-80 ludzi. Ciężko się trenuje. To znaczy z motywacją nie mam problemu, ale zmęczenie całym sezonem trochę się już odczuwa. Dużo sił nie zostało, ale postaram się wykorzystać to co jeszcze mam.
środa, 10 października 2007
Jutro, w sobotę i niedzielę czekają mnie kolejne wyścigi
Z kolei "Martino" jutro na pewno będzie chciał żebym jechał cały wyścig. Jednak jutrzejszy wyścig odbywa się na rundach i jeśli tylko pójdzie odjazd 15-20 ludzi to dla pozostałych ściganie może się skończyć dość szybko. Natomiast w niedzielę znów rundy i meta, na którą z reguły przyjeżdża 50-80 ludzi. Ciężko się trenuje. To znaczy z motywacją nie mam problemu, ale zmęczenie całym sezonem trochę się już odczuwa. Dużo sił nie zostało, ale postaram się wykorzystać to co jeszcze mam.
sobota, 6 października 2007
Memorial Cimurri

Dwa dni temu był w "La Gazzetta dello Sport" wywiad z żoną Bettiniego. Od 12 lat są razem. Podziwiam zawsze żony kolarzy za ich wytrwałe znoszenie ciągłej rozłąki, wspieranie i pomaganie swym mężom w tym jakby nie było trudnym zawodzie jakim jest kolarstwo. To sport trudny nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Głowa jest motorem, a przy braku sukcesów, w gorszych momentach czy przy nie spełnionych oczekiwaniach łatwo się podłamać. Druga osoba jest wtedy bardzo ważna. Figueras skończył właśnie przez głowę, siadła mu krótko rzecz ujmując psycha. Najgorsze że chyba też kończy się jego małżeństwo. Myślę, że kolarz nie jest zwykłą osobą wykonującą pracę jak każda inna ...
foto: www.memorialcimurri.com
poniedziałek, 1 października 2007
Po pierwsze cieszę się, że zostało po staremu
O tym że jestem zły, że mnie wczoraj tam nie było nie muszę dodawać. Znów ktoś chyba szybko zapomniał jak twarde jest siodełko roweru i ile to pracy kosztuje. Zły jestem na tego kto decydował jak i na tego kto mu skład kadry sugerował. Nie można na usprawiedliwienie mówić, że ja do takiego wyścigu nie jestem przygotowany. W takim razie się zapytam na jakiej podstawie ktoś może stwierdzić ze pozostała szóstka jest lepiej ode mnie przygotowana.
A tak konkretnie. Nie zawsze ważne jest jak się jedzie Wielki Tour, ale istotniejsze jest jak się go kończy. Chodzi o stan głowy, chęci, nastawienie a także odczucia tzn. czy jest się wykończonym czy po prostu zmęczonym. Mowie o tym bo we własnym odczuciu oba tegoroczne Wielkie Toury skończyłem nie podcięty, ale z dobrą nogą. To właśnie Wielki Tour daje siłę, rytm, wytrzymałość. Brakuje może świeżości, ale wystarczy odpocząć.
Patrzę na Kołobniewa, który wczoraj pojechał super, a na Vuelcie nie sądzę by brylował. Owszem raz z odjazdu był drugi na etapie, ale poza tym i taki się dziwiłem, że CSC z kapitanem Sastre zabrało go na Vueltę. W kadrze Polski na pewno by się nie znalazł - to jedno jest dla mnie pewne.
czwartek, 27 września 2007
Skuszę się na małe podsumowanie Vuelty

Ostatni tydzień zdecydowanie miałem najlepszy. Czułem, że noga zaczyna wracać do właściwego poziomu. Może to nie tylko efekt upadków, że wcześniej było gorzej. W zeszłym roku pamiętam, że najlepszym moim etapem był ten z finiszem pod Sierra della Pandera czyli też ostatnia meta pod górę - czyli tak samo jak w tym roku Abantos.
Chciałbym jeszcze raz wrócić do tego dnia. Myślę, że przede wszystkim zabrakło mi głowy. Nie było aż tak ciężko że trzeba było im koła puścić. Zabrakło nieco motywacji i zagięcia w najważniejszym momencie etapu. Wiadomo, że priorytetem dla nich czyli Sastre czy Sancheza były sekundy nadrobione nad rywalami. Dla mnie zaś liczył się tylko etap. Doświadczenie uczy, ale Vuelta 2007 nigdy już się nie powtórzy. Jutro napiszę o Bennatim.
piątek, 21 września 2007
Czyli wszystko zgodnie z planem

Myślę i to nie tylko dla mnie jest to oczywiste, że gdyby Evans nie strzelił liderom z kola to miałbym wielkie szanse dojechać dziś samotnie do mety. Jednak z Evansem na kole tak Sastre, Sanchez czy tym bardziej Mienszow nie mieli by interesu żeby tak mocno ciągnąć. Taka prawda, a ja już byłem z przodu i noga się kręciła. Odrobinę zabrakło w samej końcówce. Zapłaciłem za wcześniejszy wysiłek, ale ta trójka jest z innej półki.
Cieszę się, że tym miłym akcentem zakończyłem Vueltę. Myślałem już bowiem, że mimo tylu prób i starań nic na tej Vuelcie nie zdziałam. Dziękuje wszystkim za szczere kibicowanie. Kiedyś dojadę jeszcze do mety pierwszy. Właśnie w ten sposób jak dziś, na tegorocznej Romandii lub na Dauphine pod Mount Ventoux. Czyli nie z odjazdu, który odpuszcza się na 15 minut, lecz po skoku z grupy największych asów. Tak chciałbym to zrobić.
czwartek, 20 września 2007
Znów się pomyliłem

Chwila słabości. Zresztą nerwy tez mi puściły, bo ta super "sprytna" akcja Karpieca to nie wiem czemu miała służyć. Spowodowała tylko, że jego lider Jefimkin puścił bąbelki i nie utrzymał koła najlepszym. W ten sposób stracił podium, które praktycznie było już w jego zasięgu. Gdybym wiedział, że wszystko się rozegra pod ten podjazd oszczędziłbym się chwilę na pierwszych 25 kilometrach. Chociaż z drugiej strony może lepiej było mi się tam zabierać, bo wiał silny boczny wiatr i kto wie czy siedzenie w grupie by mnie więcej wysiłku nie kosztowało.
Trochę jestem zawiedziony. Na pewno noga była i chęci też. Może trochę tylko zabrakło "zagięcia" w najtrudniejszym momencie. Byłem pewny że i tak z góry się zejdziemy. Jutrzejsze podjazdy znam. Przynajmniej te wcześniejsze, nie wiem czy ten finałowy. Myślę, że trzeba próbować. Chociaż kto wie czy to ma sens bo chłopcy z "generalki" za dobrze się czują i wciąż się bija o miejsca.
środa, 19 września 2007
Dziś miałem pierwszy dzień czynnego odpoczynku

Ja myślę już o dniu jutrzejszym. Na razie udawało mi się tu zabierać w odjazdy we wcześniej założone dni. Jutro mam nadzieje, że nie będzie inaczej. Z tą różnicą, że jutro dojedziemy do mety. Na piątek natomiast w prognozach zapowiadają deszcz przez cały dzień. To zaś przy zjazdach jest dość niebezpieczne i mnie trochę martwi. Jednak jeszcze dwa dni do tego czasu zostały.
foto:www.vuelta.com
wtorek, 18 września 2007
Etap na odjazd i cóż pojechali bez nas

niedziela, 16 września 2007
Większość kolarzy jechała sobie spokojnie w naszym cieniu

foto:www.cyclingnews.com
piątek, 14 września 2007
Brzydkie drogi i deszcz
czwartek, 13 września 2007
Nogi kręciły się w drugą stronę, szczególnie dziś

Leo pojechał do domu. Z jego żoną już lepiej. Miała wewnętrzny krwotok po porodzie, z zagrożeniem życia. Właśnie dzwoniłem do niego i mówi, że już ma się lepiej. Co prawda jest w stanie ciężkim, ale nie ma już zagrożenia życia. To najważniejsze!
poniedziałek, 10 września 2007
Wczoraj noga była słaba

Wczoraj noga była słaba. Może to zmęczenie z dwóch poprzednich dni, a może ogólnie zły dzień. Widząc, że i tak nie jestem w stanie powalczyć o czołowe miejsce na etapie uznałem, że lepiej się nie dobijać. Coś na pewno wciąż nie jest tak po wcześniejszych upadkach. Na obydwu nogach wyszły mi siniaki. To prawdopodobnie znak jakiegoś mikro-naderwania mięśni. Z kolei łopatka cała czarna. No i same obtarcia utrudniają dobry masaż nogi. Pewnie nie jest tak jak bym sobie tego życzył. Niemniej i tak lepiej niżbym miał zostawić obojczyk parę dni temu na asfalcie.
Zostaje nam jeszcze dziesięć etapów dzielone przez dwa, na których mogę jeszcze powalczyć. Jak będzie noga i głowy wystarczy, to gotów jestem do odjazdu i walki o wygranie etapu!
niedziela, 9 września 2007
Trzeba ryzykować, żeby wygrać

"Leo" jest wielki. Jak zawsze dumny jestem ze swojego przyjaciela. On mówi, że dobrze zrobiłem atakując i tak muszę dalej robić. Nie liczy się miejsce 12-te czy 14-te w generalce. Może co najwyżej 10-te. Tak mogłoby być gdybyśmy dzisiaj mieli większą przewagę. Jutro kolejny, cięzki dzień i jak tylko noga pozwoli idę w odjazd. Nie mogę niestety jeździć na równi z najlepszymi.
sobota, 8 września 2007
Nie mam się co demoralizować

Mój jedyny cel to nadać sens mojej Vuelcie. Nie zmarnować pracy. Nie poddać się. Zastanawiam się czy jest sens zabierać się we wczesny odjazd. Jutro chyba nie. Nie powinien dojść biorąc pod uwagę, że etap nie jest krotki i całe mnóstwo ludzi chce żeby dwa kolejne etapy były jak najcięższe. To jest całkiem inna Vuelta od poprzednich. Więcej płaskiej czasówki, mniej poważnych górskich etapów, Większość ludzi widzi koniec Vuelty w poniedziałkowym dziesiątym etapie.
foto: www.corvospro.com
czwartek, 6 września 2007
Dziś dużo nerwówki

Przykro mi, że "Leo" nie udało się dwa dni temu wygrać i założyć koszuli lidera. Po tylu latach zawodowstwa na jego poziomie należałoby mu się aby parę dni pojechał jako lider Wielkiego Touru.