sobota, 16 maja 2009

Ciekawy i trudny do interpretacji etap

Odjazd mógł dojechać, ale dwa podjazdy przed Bergamo plus samo Bergamo Alta powodowało, że wielu mogło mieć chęci do ataków. Tak też było i to w sumie od początku etapu, odjazd pod pierwszy podjazd, a pod drugi ostre tempo Lampre spowodowało, że zostało nas mniej niż trzydziestu kolarzy na premii górskiej.

Jak się dowiedziałem, tam miał zaatakować Damiano ale było widać, że ciężkawo dziś kręcił. Pod Colle Gallo kolejne ataki, między innymi Leipheimera co spowodowało, że ruszyli się ludzie z generalki. My z Pellim, Ivan spokojnie w grupce z tyłu. Zostałem sam z nimi, co trochę zaniepokoiło szefostwo bo ktoś jeszcze powinien być, a tak to ja musiałem Ivana od wiatru osłaniać i ostatnie kilometry ciągnąć z przodu.

Końcówka luz, muszę się oszczędzać, bo dużo jeszcze pracy, sam Ivan jest zdeterminowany, pewny siebie, a ja chcę pojechać w górach tak jak jadę od początku. Jutro czeka mnie męka po zakrętach, rozkręcanie, hamowanie, głowa w kierownicy i koło przede mną... a potem odwiedzi mnie żona!!!!

piątek, 15 maja 2009

Dla mnie kolejny ciężki dzień

...prawie 250 kilometrów i staranie się by odpocząć... Przychodzą takie dni, jak pewnie w każdej pracy, że najchętniej zostało by się w domu. Przyznaje rację Ivanowi, który dziś rano mi powiedział, że tak się czuje bo głowa tak dyktuje, gdybyśmy dziś musieli przejechać 2 czy 3 długie podjazdy to całkiem inaczej bym się czuł. A to na pewno, w siłe głowy zawsze wierzyłem.

Po odjechaniu przy pierwszym skoku tylko czterech kolarzy, w tym Huzara, od razu wszyscy wiedzieli że dziś będzie finisz. Przy tak długim dystansie czterech kolarzy wraca tak szybko jak odjechali.

Moje myśli już są na etapie do Pinerolo, znam podjazd przed meta, po ponad 250km, będzie bolało... mam nadzieje, że nie nas!!!

foto: corvospro

Masz czas, żeby porozmawiać z Sylwkiem?

Bartosz Huzarski - Tak, codziennie gadamy. Jak etap jest w miarę spokojny, pójdzie odjazd i nie mamy wiele do roboty to zaraz się zjeżdżamy i rozmawiamy. Ciągle go pytam jak taki wyścig przejechać a on udziela mi rad. Przed etapem też często spotykamy się w miasteczku. Jest nas tu tylko dwóch, więc wykorzystujemy każdą okazję by pogadać.

Adam Probosz - Jego jazda w górach robi wrażenie?

Bartosz Huzarski - No pewnie. Widać, że jest dobrze nastawiony i znakomicie przygotowany. Jak tylko Basso da sobie radę i utrzyma koło, to będzie dobrze. Zobaczymy co będzie na czasówce. Jak wygra z Leiphaimerem to ma wyścig wygrany. Moim faworytem jest ciągle Lovkvist, jestem przekonany, że wygra czasówkę z Di Luką. Może też być tak, że Leiphaimer przejmie koszulkę lidera po jeździe na czas.

źródło: cyclo.pl

foto: corvospro

Szmyd i cała ekipa spisują się znakomicie

... to słowa Ivana Basso po zakończeniu 5 etapu Giro d’Italia. Mówiąc o podjeździe pod Alpe Di Siusi, faworyt wyścigu dodaje: Sylwester Szmyd w tej sytuacji okazał się wyjątkowy. 

Przyjemnie? Mnie zdecydowanie tak, tym bardziej, że przytoczone cytaty ukazały się dziś w największym włoskim dzienniku sportowym La Gazzetta dello Sport. Od siebie dziennikarz dodaje : Sylwester Szmyd jest prawdopodobnie najlepszym gregario na świecie, gdy dochodzi do takich taktycznych rozgrywek. Od lat przeglądam różowe strony La Gazzetta w trakcie Giro, bo włoscy dziennikarze, poza tym, że mają ogromną wiedzę, przede wszystkim kochają kolarstwo. W tym roku czytam z przyjemnością tym większą, że w artykułach często wymieniane jest nazwisko polskiego kolarza.

Po każdym etapie dziennikarze oceniają najlepszych ich zdaniem zawodników w skali od 1 do 10. Po 5 etapie Sylwester Szmyd otrzymał 8 punktów. Więcej dostali tylko Denis Mienszow (9) i Danilo Di Luca (8,5). Tyle samo Ivan Basso i Thomas Lovkvist. A reszta? Sastre - 7,5; Cunego i Armstrong - 5. Tak trzymaj Sylwek!

I jeszcze słowo o samej La Gazzetta - przyjemnie usiąść nad taką lekturą i odpocząć od dziennikarstwa szukającego sensacji, odpocząć od codziennej prozy czytając teksty tych, dla których, podobnie jak i dla mnie, kolarstwo szosowe to poezja. Polecam wszystkim, nie tylko kibicom, ale i dziennikarzom. Myślę, że możemy się wiele nauczyć. I dziękuję Monice, która co roku siada ze mną nad stronami La Gazzetta i wysłuchuje konferencji prasowych w wydaniu internetowym. To dzięki jej tłumaczeniom maj w naszym domu ma zawsze kolor Maglia Rosa.

tekst: Adam Probosz

źródło: cyclo.pl 

czwartek, 14 maja 2009

Etap prawie jak z podręcznika

... za wyjątkiem tego, że tylko jednemu z uciekinierów udało się dojechać. Scarpa, cholernie sympatyczny chłopak, wczoraj rano użalał mi się że go wymęczyłem na 4etapie i wciąż mi wypomina, że go skasowałem na krótko przed metą zeszłorocznego Giro del Lazio! 

Dla mnie etap właściwie przejazdowy, bez większego zmęczenia, tak też chciałbym by wyglądały kolejne dwa etapy! Ivan i Pelli też ok, tak wiec morale wciąż wysokie.

foto: corvospro

Dzisiejsza prasówka prosto z Włoch

środa, 13 maja 2009

Krótki i bardzo szybki etap

... wszystko zgodnie z przewidywaniami, odjazd bez znaczenia, kontrola High Road i później mieliśmy wejść my. Moje zadanie, kilometry -6 do -3...to z odprawy, a na żywo jak widzieliśmy, to całkiem inaczej wyszło. 

Zostałem sam z Ivanem i Pellim na 10 do mety. No i trzeba było ciągnąć. Przyznam że czułem się dobrze, bardzo dobrze, tak jak wczoraj, jak za najlepszych dni... Lubię tak, móc ciągnąć na ostatnim podjeździe, równo, z zadaniem przyspieszania co kilometr. Móc być na przedzie grupki ale jakby się samemu jechało.

Dziękuję wszystkim kibicom za komentarze, dobre słowa, za to że wielu z nich sprawiłem swoją jazdą dużo radości. Robię to co zawsze chciałem, i robię jak najlepiej potrafię. Ivanowi nie udało się zgubić bezpośrednich rywali, ale Giro jeszcze długie. Dlatego i ja muszę teraz odpocząć jak najlepiej się da na kolejnych długich etapach.

Dziś mi rano Leo napisał, jak zawsze, że dla tych etapów tyle pracowałem, bym dał wszystko dla Ivana, bo nie zebrałem w swojej karierze na miarę tego ile włożyłem w ten sport... motywujące...

Sylwester Szmyd odczepił od peletony Armstronga

wtorek, 12 maja 2009

Nasz najlepszy kolarz odpowiada komentatorowi Eurosportu i l'Equipe

W odpowiedzi na wpis na blogu Krzysztofa Wyrzykowskiego. Szmyd pomagając wielkim mistrzom w czołowych zawodowych drużynach odpiera "zarzuty" bycia "tylko gregario". 

A teraz o gregario znowu. Natchnęło mnie po przeczytaniu wywodu jednego z asów, uznawanego za znawcę kolarstwa, który to pisząc na swoim blogu przyznał, że nie robią na nim wrażenia pomocnicy z Polski bo się wychował na naszych amatorskich mistrzach sprzed kilkudziesięciu lat, którzy niestety ścigając się z przyjaciółmi z zaprzyjaźnionych państw nie mogli posmakować prawdziwego kolarstwa…

To oczywiście nie umniejsza ich sukcesów, ale jeśli ktoś patrzy tylko na tych czy innych mistrzów a nie dostrzega, że obok nich są inni, mniej uzdolnieni, ale wkładający często dużo więcej pracy i poświęcenia w ten sport to znaczy, że mógłby równie dobrze zacząć komentować pływanie synchroniczne zamiast kolarstwa na najwyższym poziomie. Mnie nie trzeba kibicować, ja nie wygrywam i sam kibicuję innym.

Z kolarstwa uczyniłem jednak moje życie, życie pełne poświęceń i wyrzeczeń, na które często nie stać tych bardziej uzdolnionych. Ja muszę dużo więcej pracować, żeby móc z nimi jechać na ostatnim podjeździe i nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego zostałem obdarzony mniejszym talentem niż inni. Zmierzam do tego, że prawdziwi pasjonaci i sympatycy tego sportu, nie mówiąc o znawcach, powinni wiedzieć takie rzeczy i rozumieć jak twarde jest siodełko...

źródło: cyclo.pl

Dziś można było już oddychać spokojniej

Dwa etapy nerwowe i dziś można było już oddychać spokojniej. Od startu sobie powtarzałem co mi zawsze Leo mówił przed takimi etapami, koncentracja, to dla tych etapów pracujemy cały rok... i skoncentrowany byłem.

Zadanie miałem jedno, w końcówce podjazdu pociągnąć równo, mocniej, by może kogoś zdusić, albo nawet w kłopoty wpędzić i przygotować ewentualnie teren pod atak któregoś z moich liderów. Robota zrobiona, nie interesowało nas żeby dojść odjazd, Pelli może się zgubił, a Ivan lepiej by zrobił gdyby za Solerem pojechał, ale to takie po etapowe gdybanie. 

Jutro będzie ciężej i ja od połowy podjazdu mam być znów tam.... ciesze się, wzięli mnie po to co robię i robię to na razie dobrze, daje to dużo satysfakcji.

"Sylwester Szmyd dokonuje aktu egzekucji na kolarzu saxobank"

sobota, 9 maja 2009

W końcu się zaczęło

Nie ma chyba bardziej stresującej rzeczy w tym sporcie od drużynówki. Moje ósme Giro pod rząd. Czas leci, pamiętam dokładnie to pierwsze z 2002 roku...

Drużyna pojechała dobrze, równo, tracąc trochę rytm w drugiej połowie dystansu. Jesteśmy tu żeby walczyć o zwycięstwo końcowe tak więc do pozostałych liderów porównując nie bylo źle. Cieszę się, że zaraz będą góry. Nie wydaje mi się że dużo jeszcze potrzebuję aby być w pełni formy, ale o tym tak naprawdę przekonam się już za parę dni. 

Dla wszystkich miłośników wina polecam krajobrazy trzeciego etapu do Valdobiadene, jedynego regionu w którym produkuje się Prosecco - znakomite, lekkie wino musujące, które między innymi robi Marzio Bruseghin. Bardzo ładne miejsce, wczoraj przejechaliśmy ostatnie kilometry tego etapu popijając w Valdobiadene wspomniane już winko.

piątek, 8 maja 2009

Sylwester przed Giro (nr.118)

Jak nastrój w przeddzień Giro?

Jest trochę nerwówki i czkawki, dziś taki dzień, ale generalnie już spokój. Zresztą Giro ma to do siebie, szczególnie we włoskiej ekipie z potencjalnym zwycięzcą. Nie pierwszy raz to przerabiam...

W jakiej formie jest Basso? Czy może zdominować wyścig jak trzy lata temu?

Myślę że Ivan jest na podobnym poziomie jak w tamtym wyścigu, wygrał Trentino, widziałem że dobrze i swobodnie tam kręcił.

Kto będzie najgroźniejszym rywalem?

He, to się okaże po pierwszych etapach, ale na pewno tacy zawodnicy jak Leipheimer, Simoni, Mienszow czy Sastre nie przyjechali aby tylko przyglądać Ivanowi.

Celujesz w jakiś konkretny etap?

Nie celuję w żaden etap. Chcę dobrze pojechać górskie odcinki. Jestem spokojny, lepiej przygotować się nie mogłem a ostatnie starty pokazały, że już i tak nie jest źle…

Rozmowa Adama Probosza z Sylwkiem

www.cyclo.pl

Po cichu liczę na etapowe zwycięstwo Sylwestra Szmyda. Takich sukcesów potrzebuje polskie kolarstwo – przyznał Lech Piasecki, jedyny Polak, który miał okazję założyć żółtą koszulkę lidera Tour de France. - Mnóstwo osób rekreacyjnie w weekendy korzysta z jazdy na rowerze, jednak niewiele z nich interesuje się dyscypliną sportową. Sukces Szmyda mógłby spowodować podobne zainteresowanie kolarstwem w naszym kraju jakim cieszą się skoki narciarskie, czy Forumuła 1 - dodał Piasecki, który w Giro d'Italia wygrał pięć etapów.

eurosport

o szansach Polaków Czesław Lang 

Trzymam za nich kciuki. Chciałbym, żeby powalczyli, żeby pokazali się, jak mówi Armstrong - choć na jednym etapie. Może nawet pokuszą się o wygranie jednego z nich. Myślę, że Sylwester Szmyd tyle razy jechał Giro, że będzie tam gdzie Basso. Włoch będzie chciał odegrać jedną z głównych ról, dlatego nasz zawodnik będzie zawsze jechał w czubie. Natomiast myślę, że Bartosz Huzarski będzie miał szansę pojechania sam dla siebie. Obaj nasi zawodnicy dobrze jeżdżą po górach, a to faworyzuje kolarzy na Giro.

sport.onet.pl

Myślę, że podobnie będzie z Basso, który na dodatek ma do pomocy Sylwestra Szmyda. Polak potwierdza swoją klasę w każdym wyścigu i stał się jednym z najbardziej pożądanych gregario w kolarskim peletonie. Może u nas nie docenia się roli takich zawodników, mierząc karierę wyłącznie liczbą zwycięstw, we Włoszech sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Praca pomocnika jest doceniana i każdy wie, jak wielki jest jego udział w sukcesie lidera. Presja na Sylwka wynika w dużej mierze z faktu, że mamy tak naprawdę jednego zawodnika na światowym poziomie i wszyscy ściskamy kciuki za jego sukcesy. Ja sam czekam na etapowe zwycięstwo i mocno wierzę, że doczekam się tego na stulecie Giro.

Adam Probosz, cyclo.pl

Przyznam, że gdy dowiedziałem się, że Armstrong wraca to pierwsze co pomyślałem: "po co?! Tyle wygrał i nie może żyć bez kolarstwa?". Mówi Sylwester Szmyd, jeden z dwóch Polaków w tegorocznym Giro d'Italia.

PRZEGLĄD SPORTOWY: Stresuje się pan trochę przed startem w Giro d'Italia?
SYLWESTER SZMYD: To już mój ósmy start w tej imprezie. Nie denerwuję się ani trochę. Byłoby pewnie inaczej gdybym nie był w formie. Ale na ostatnich wyścigach widziałem, że „noga się kręci", więc wszystko w porządku. Jestem gotowy na sto procent. Nic więcej nie mogłem zrobić. Kiedyś denerwowałem się dużo bardziej, można powiedzieć, że się spalałem. Teraz jadę. Po prostu.

PS: Przez ostatnie lata pracował pan dla Damiano Cunego w grupie Lampre. Tyle, że tamten lider, poza jednym zwycięstwem zawodził. Teraz w ekipie Liquigas będzie pan pomagał Ivanowi Basso i sytuacja ma być inna.
Drugim liderem grupy jest Franco Pellizotti. Obaj zapewniają jednak, że jeśli będzie potrzeba to będą sobie pomagać. Pellizotti rok temu otarł się o podium, szefowie grupy mówią, że obaj są na tym samym poziomie, ale numerem jeden jest Basso. A Damiano? To świetny kolarz, zresztą, właśnie płyniemy łódką i Damiano siedzi obok mnie (śmiech). On jeszcze wygra mistrzostwa świata, może w tym roku, ale o triumf w którymś z wielkich tourów będzie mu ciężko.

PS: O Cunego mówi się, że jest stworzony do wyścigów jednodniowych. Basso jest liderem na długie wyścigi. Mobilizował pana jakoś szczególnie przed tym startem?
A po co? Widział mnie w ostatnich startach, bo ogląda wszystkie wyścigi, więc wie w jakiej jestem formie. On nie musi mnie mobilizować. I Basso i ja wiemy po co tu jestem.

PS: Czyli nie ma szans na to, żeby pojechał pan gdzieś dla siebie?
Nawet wolałbym żeby nie było takiej szansy. Dlaczego? Bo to by oznaczało, że liderzy jadą słabo. A my startujemy w Giro żeby wygrać ten wyścig.

PS: Przy okazji Giro niemal bez przerwy słychać nazwisko Lance Armstrong. Jak pan ocenia jego powrót?
Przez niego, a raczej dzięki niemu jest i będzie więcej tłumów i zamieszania. Ludzie będą chcieli go zobaczyć. Zresztą, gdyby przejeżdżał gdzieś przez Polskę to też na ulicę wyszłyby tłumy. Lance to Lance, gość, który wygrał siedem razy Tour de France, więc co tu więcej mówić. Ale przyznam, że gdy dowiedziałem się, że wraca to pierwsze co pomyślałem: „po co?! Tyle wygrał i nie może żyć bez kolarstwa?". Teraz jednak myślę, że jego powrót dobrze robi całej dyscyplinie, a przy okazji on sam świetnie propaguje idee swojej fundacji pomagającej ludziom chorym na raka.

PS: Ale Giro to on nie wygra.
Też tak myślę. Kilka tygodni temu miał kraksę, w której się połamał. To musiało zmienić jego przygotowania. Giro będzie więc dla niego formą treningu przed Tour de France.

Przegląd Sportowy

foto: Kasia Szmyd

środa, 6 maja 2009