środa, 9 września 2009

I top e i flop al termine dell'11a tappa

Po kilku etapach, w których robił za obstawę Basso w górach, dzisiaj w pełni oddał się do usług Bennatiemu. Niemal przez cały podjazd pod Alto Campo de San Juan to on dyktował tempo celem zgubienia jak największej liczby sprinterów (co udało się połowicznie, albowiem niemało z nich dogoniło później peleton) aby ułatwić finisz koledze z zespołu.

tłumaczenie: Daniel Marszałek
 źródło: www.cicloweb.it

Miały być dwa spokojne dni

...  a nie do końca tak wyszło. Trochę przez wiaterek, trochę przez nas samych, mam na myśli Liquigas. Dziś sam Maciek przyznał, że jak ciągnąłem to trochę klął na mnie, tym bardziej się cieszę, bo to znaczy, że robiło to jeszcze kilkudziesięciu z grupy. Miałem wyciąć sprinterów a jak Benna mówił zwalniałem. Sam finisz to już inna historia, ale próbowaliśmy i to się liczy.

Mało kto jest zadowolony z jutrzejszego dnia odpoczynku, nie tylko ja. W poniedziałek po trzech ciężkich etapach byłby bardziej przydatny... jutro trochę bez sensu.

foto: corvospro

poniedziałek, 7 września 2009

Zmiana taktyki

Nie mam czasem sił odpisywać kibicom którzy piszą, że Ivan coś nie tak, że słaby itd... Przecież było widać, że nie było terenu, a on w końcówce nie jest tak dynamiczny jak Alejandro czy ktoś inny. Zresztą dziś było widać, że jest na prawdę silny, myślę, że na kolejnych górach będzie go stać na odebranie koszuli Valverde. 

Ja nie miałem problemu z jazdą z przodu do najsztywniejszego momentu (19%), takie stromizny to moja pięta achillesowa, na więcej mnie nie stać, ale ok, tym bardziej muszę się skoncentrować na swojej pracy. 

Ivan mi dziś powiedział, że nie będę już ciągać pod górę, będziemy tego unikać, by nie robić pracy innym... zmiana taktyki, po mojej myśli.

foto: corvospro

niedziela, 6 września 2009

Etap długi i ciężki

... ponad cztery tysiące metrów w górę i sześć godzin na rowerze. Moje odczucia od samego startu aż do mety znakomite, co nie zdarza mi się często. 

Jakoś nikomu nie chciało się gonić uciekinierów, zaczęło Casse d'epargne w momencie jak ucieczka miała więcej niż piętnaście minut i to też raczej dość spokojnie. Zresztą było widać, że ostatni podjazd rozpoczęła dosyć spora grupa.

Ivan i ja liczyliśmy, że podjazd Alto de Aitana będzie trochę cięższy, jak ja ciągnąłem to jechaliśmy 24km/h, co oznacza, że na kole jedzie się bardzo dobrze. Sam Ivan jest zadowolony z etapu, z tego jak pojechał. Czuje się silny, choć wiadomo, że nie ma takiej dynamiki w końcówce jak Samu czy Alejandro. 

Gór jest jeszcze dużo. Jutro ciężki podjazd, pamiętam jak wygrał go w 2000 roku Eladio Jimenez, dla mnie raczej zbyt sztywno, tak się obawiam, nigdy sobie nie radzę jak mamy 15% i więcej... zresztą się zobaczy...

Pierwszy tydzień za nami

... myślę, że był to dość łatwy i niezbyt uciążliwy początek Vuelty. To co nas jednak czeka w kolejnych dniach, od dziś poczynając, to już całkiem inny wyścig. 

Dzisiejszy bardzo trudny etap na wymęczenie, osiem premii górskich i do tego finałowy dwudziestojedno kilometrowy podjazd. Moje zadanie to zostać z Ivanem. Roman lub Olivier mogą próbować odjazdu gdyby ktoś atakował na wcześniejszych podjazdach.

Ciężko zgadywać kto mógłby dziś przejąć inicjatywę na ostatnim podjeździe. Jak zawsze dużo niewiadomych na pierwszej mecie pod górę.

Foto: Kasia Szmyd

środa, 2 września 2009

Działo się wczoraj!

Wczoraj wieczorem po wyjściu z samolotu słyszałem jak ktoś mówił, że chciałby ucałować ziemię hiszpańską, że czuje się jakby wracał do domu po wojnie. Działo się wczoraj! Mnóstwo kraks na wąskich drogach, często po kostce czy bruku, nie wspominając o ostatniej mega kraksie na niecałe 3km do mety.  

Ciekawe jakby to wyglądało gdyby to rondko było na 3200m do mety czyli jeszcze przed strefą ochronną... protesty, strajki, walka z sędziami i organizatorami, nerwówka, a dla kilku pewnie pożegnanie z marzeniami o klasyfikacji generalnej. Od nas leżeli Benna i Roman, na szczęście bez poważnych konsekwencji.

Od jutra inny wyścig, nie mniej nerwowy, na pewno z niebezpiecznymi zjazdami i trudnymi do interpretacji trasami ale już na Vuelcie, tej prawdziwej, w Hiszpanii, każdy wyścig jest specyficzny na swój sposób, jak jest rozgrywany tam gdzie być powinien...

foto: corvospro

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Vuelta... w tym roku wyjątkowo ciężka

Pierwszy tydzień bardzo specyficzny jak na wyścig Dookoła Hiszpani. Start z Holandii, która przywitała nas deszczem, wiatrem i zimnem, czyli tym, czego raczej w Hiszpanii nie znajdziemy. No, może poza wiatrem. Etap drugi typowy dla klasyków rozgrywanych na tych terenach, wąskie drogi i mnóstwo zakrętów. 

Dziś, to znaczy na trzecim etapie, było już dużo lepiej, ale jutro znów mieszanina Amstel z Liege, kończąca się podjazdem pod Saint Nicolas. Ten dziwny początek powoduje, że kandydaci do generalki muszą się wyjątkowo pilnować. Póki co ściganie przebiega tak, jak zakładaliśmy na odprawie przed wyścigiem. Przypuszczaliśmy, że żadna ekipa, która ma lidera na klasyfikację generalną nie będzie chciała robić zamieszania i… tak na razie jest.

Pierwszy tydzień zamknie płaska czasówka, która poprzedzi pierwszy etap kończący się pod górę. To pamiętny dla mnie podjazd, bo tam w 2004 roku swój pierwszy etap na Vuelcie wygrał Leonardo Piepoli. To będzie ciężki, męczący etap, cały czas góra-dół, lewa-prawa i na koniec podjazd, który do łatwych nie należy… Na razie trzeba pilnować się jeszcze jutro. Widać, że Ivan jest bardzo silny i wierzę, że zobaczymy to już na czasówce w Walencji.

źródło: eurosport, foto: corvospro

niedziela, 30 sierpnia 2009

To nie dla mnie wyścigi

Dziś ponad 1/3 etapu było po kostce brukowej, wąskie drogi, zakręt na zakręcie, dwóch na ziemi, zwężenie czy wysepka i kolejnych dwóch na ziemi i tak cały etap, to nie dla mnie, nie na moją głowę. 

Co to ma wspólnego z Vuelta Spagna? Kolarstwo potrzebuje jednak sponsorów bo inaczej by go nie było. Najważniejsze, że Ivan czuje się silny, jest mocny, ja też mam dobre odczucia. Byle do Hiszpani!

Foto: corvospro

sobota, 29 sierpnia 2009

Pierwsze koty za płoty

Mogę narzekać na pogodę ale jedno jest pewne, kolarstwo cieszy się tu niesamowitym powodzeniem. Jak jechaliśmy na tor to wszyscy byli w małym szoku, tłumy ludzi które szły by zobaczyć prolog Vuelty, parkingi pękały od tłoku samochodów. A trybuny pełne jakby to było Moto GP!!

Sam wyścig: Bodzio super, mam nadzieje, że rośnie nam specjalista od prologów i krótkich czasówek, ktoś kto już niedługo będzie wygrywał właśnie takie prologi. Cała ekipa pokazała, że gdyby dziś była jazda drużynowa na czas to ciężko by nas było pokonać.

Ja podobnie jak w Rzymie miałem pecha startując w środku ulewy która przeszła nad torem, ale nie ma to większego znaczenia bo „uciąłbym” może max 10 sekund. Odczucia dobre i to ważne. Najważniejsze, że Ivan nie stracił nic do głównych rywali w walce o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej.

Od jutra nerwówka, wiatr, bruk, całkiem inna specyfika wyścigu niż zazwyczaj na Vuelcie. Dużo pracy czeka naszych ludzi "od płaskiego"... Maćka, Quinziato, Sabattini.

Foto: corvospro

piątek, 28 sierpnia 2009

Prezentacja

Foto: corvospro

Jedziemy po zwycięstwo

Wywiad dla Eurosportu, pytania zadziwiająco podobne do tych zadanych przez Daniela kilka dni temu!

Jak minęły przygotowania do Vuelty? Czy po Tour de Pologne powrócił Pan do wysokogórskich treningów?
SYLWESTER SZMYD: Na początku pojechaliśmy z drużyną na 8-dniowy trening do San Pellegrino na 2000 m. W kolejnym tygodniu braliśmy już tylko udział w wyścigach: Tre Valli Varesine, Coppa Agostini, Melinda. W środę wylecieliśmy już do Holandii, gdzie w tym roku rozpocznie się Vuelta.

Czy udało się Panu osiągnąć satysfakcjonującą formę?
- Z moją formą było już wszystko w porządku podczas Tour de Pologne. Biorąc pod uwagę fakt, że nie była to moja wymarzona trasa i tak zająłem wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej. Start w Polsce utwierdził mnie w przekonaniu, że z moją dyspozycją jest nienajgorzej. Podczas Tre Valli Varesine i Coppa Agostini nieźle się umęczyłem. Było to spowodowane dużymi wahaniami temperatur. W San Pellegrino, gdzie trenowałem, temperatura oscylowała wokół 18 stopni C. Natomiast dwa pierwsze klasyki odbywały się w upałach przekraczających 40 stopni. Sobotnia Melinda była już jednak dużo lepsza. We wtorek pojechałem jeszcze na trening górski i dzisiaj mogę stwierdzić, że nie jest źle.

Co ze świeżością, czy pojawi się ona do czasu najważniejszych etapów?
- Przyjeżdżam do Holandii w pełni świadom swojej formy i możliwości. To nie jest tak, że wczoraj wróciłem z obozu wysokogórskiego i że będę męczyć się w wyścigu przez pierwsze dni. Może mi oczywiście brakować rytmu startowego, jednak wydaje mi się, że jestem dobrze przygotowany.

Czym Vuelta a Espana różni się od Giro d'Italia i Tour de France? Który z wielkich tourów jest Pana ulubionym i dlaczego?
- Trudno powiedzieć, bo każdy z nich jest inny. Ponieważ całą karierę jeżdżę we włoskich drużynach, Giro zawsze było dla mnie najważniejsze. W trakcie wyścigu Dookoła Włoch zawsze musiałem pracować na rzecz lidera, który z tego kraju pochodził i któremu bardzo zależało na zwycięstwie. W Tour de France jechałem tylko raz. Jednak zdążyłem poczuć na własnej skórze, że jest to najważniejszy na świecie. Wszyscy przyjeżdżają tam przygotowani na 100% i każdy wie, że jego przysłowiowe 5 minut może zmienić całe jego życie. We Vuelcie zawsze startuje najwięcej specjalistów w jeździe po górach. Pod tym względem jest wiec najtrudniejsza. Każdy z tych wyścigów jest zatem inny. Trudno powiedzieć, który z nich jest moim ulubionym. Jeżeli chodzi o charakterystykę podjazdów, to najlepiej czuje się we Francji. Wiele jednak zależy od tego, kto jest liderem i jakie sa rzeczywiste cele grupy. Tym niemniej podczas Tour de France czuje się ten wyjątkowy dreszczyk emocji. Tutaj każda akcja może zmienić przebieg kariery każdego z kolarzy.

W tym roku kolumnę wyścigu czekają liczne podróże pomiędzy poszczególnymi etapami. Będziecie ścigać się w krajach Beneluksu, Katalonii, Walencji, Andaluzji i Kastylii. Czy mogą mieć one wpływ na postawę kolarzy w trakcie wyścigu?
- Na szczęście podróżujemy wszyscy, a zatem każdy z zawodników odczuje jakoś ten fakt na własnej skórze. Wiadomo, ze jest to bardzo meczące. Vuelta do tej pory charakteryzowała się tym, ze tych przejazdów było niewiele, a w tym roku mam wrażenie, ze wszyscy będą na to narzekać i będą mieli racje. Juz pierwszy dzień odpoczynku przypada na podróż z Belgii do Hiszpanii, zaledwie po 5 płaskich etapach, kiedy jeszcze nikt nie będzie zmęczony. Szkoda tak zmarnowanego dnia odpoczynku, którego po tak krótkim czasie nikt nie będzie potrzebował. Dla kolarzy męczący jest sam przelot. Zamiast odpoczywać w hotelu, czeka nas podróż na lotnisko i kolejne godziny niepotrzebnie spędzone na nogach. Mechanicy, masażyści i cala reszta ekipy musi ten dystans pokonać samochodami. W tym wypadku będzie to prawie 1500 km, które trzeba przejechać w ciągu jednej nocy. Takie przejazdy na wielkim tourze nie sprzyjają wiec nikomu.

Czy profil tras tegorocznego wyścigu Dookoła Hiszpanii jest dla Pana odpowiedni?
- Myślę, ze gór to tu nie będzie brakować (śmiech). Nie studiowałem jeszcze trasy aż tak dokładnie. Zazwyczaj na wyścigach wieloetapowych robie to dzień po dniu, przed każdym z odcinków. Z tego, co miałem okazje się zorientować, to gór jest naprawdę dużo. Aż 3 razy z rzędu będziemy mięć metę usytuowana na podjeździe. Będzie bardzo trudno. Tegoroczny wyścig z pewnością wygra kolarz najmocniejszy. O przypadkowym triumfie nie będzie tutaj mowy. Trzeba być mocnym przez cały wyścig. Jeden dobry dzień w górach to będzie stanowczo za mało.

Czy miał Pan okazję poznać górskie podjazdy, które znalazły się na trasie tegorocznej Vuelty?
- Są takie, które znam doskonale np. Sierra Nevada i La Pandera. Cześć z nich znam nieco gorzej. Nie jechałem oczywiście tymi podjazdami, które w tym roku znalazły się na Vuelcie po raz pierwszy.

Czy miał Pan już okazję rozmawiać na temat taktyki na wyścig z Ivanem Basso? Czy też o takich sprawach rozmawia się w przeddzień każdego z etapów?
- Jedziemy Vuelte po to, by ja wygrać. Taktykę będziemy omawiali w przeddzień poszczególnych etapów. Taktyka nasza i Ivana Basso uzależniona będzie po części od jazdy innych kolarzy. Mam tu na myśli przede wszystkim Alejandro Valverde i Samuela Sancheza.

Wiemy, że liderem Liquigas na wyścig Dookoła Hiszpanii będzie Basso. A jaka rola przypadnie Romanowi Kreuzigerowi? Będzie pomagać Ivanowi czy też dostanie od dyrektora grupy wolną rękę?
- Z tego, co wiem Roman nie nastawia się na walkę w klasyfikacji generalnej. Chce on poprzez Vuelte jak najlepiej przygotować się do startu w mistrzostwach świata. W Hiszpanii chciałby powalczyć o zwycięstwo na którymś z etapów. Jeżeli będzie taka potrzeba, na pewno pomagać będzie Ivanowi.

Kogo zaliczyłby Pan do grona faworytów tegorocznej Vuelty?

- Alejandro Valverde i Samuel Sanchez - oni będą startować u siebie. Będzie to ich pierwszy, wielki tour w tym roku. Zrobią wiec wszystko, aby pokazać się w Hiszpanii. Tym niemniej żaden z nich nie wygrał jak dotąd wielkiego touru. Podczas trzech tygodni ścigania zawsze przydarzał im się jeden słabszy dzień.

Eurosport - Bartosz Rainka,  Foto: Kasia Szmyd


czwartek, 27 sierpnia 2009

Od wczoraj jestem już "na Vuelcie"

... i jakoś ciężko wczuć się w dobrze mi już znaną atmosferę tego hiszpańskiego Wielkiego Touru. 18-20 stopni, popaduje, pochmurno, wiatr, nie wiem jaki to ma sens. 

Dwóch Polaków pojedzie w tegorocznej Vuelcie, zawsze się cieszę jak jest rodak w grupie na Wielkim Tourze bo można z kimś porozmawiać po polsku. W tym wypadku z tej samej drużyny, ba, z tego samego pokoju. Morale od razu inne... chociaż co do nastroju to kilka razy dziś na treningu z Ivanem śmialiśmy się patrząc na siebie mówiąc co my tu robimy, że akurat w roku kiedy przyjeżdżamy na Vueltę pewni siebie i z wielka ochota do walki to musi startować z Holandii. 

Ostatni mój trening odbyłem we wtorek, jak zawsze ta sama trasa przed Wielkim Tourem, za każdym razem z Leo, wczoraj z Jarkiem Dąbrowskim, prawie siedem godzin i ponad 4000m. w górę. Odczucia dobre, nogi kręcą się raczej dobrze. Już na Melindzie nie było źle, pod górę jechało mi się bez większego bólu... 

Tak więc może nawet bardziej niż co roku, patrzę na kolejne dni z dużym optymizmem, który mam nadzieje nie zniknie po pierwszych pewnie cholernie szybkich i nerwowych etapach.

Foto: Kasia Szmyd

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Przed Vueltą

Po krótkiej letniej przerwie rozpocząłeś drugą część swego sezonu startem w Tour de Pologne. A jak wyglądały kolejne tygodnie Twych przygotowań do Vuelta a Espana?

Bezpośrednio po Tour de Pologne poleciałem na osiem dni na San Pellegrino na zgrupowanie wysokościowe tym razem już z ekipa. Stamtąd prosto do Milanu na dwa wyścig z Trittico Lombarda. Organizm bardzo odczuł różnice temperatury i wcześniejszego pobytu w górach i startów tych nie mogę zaliczyć do bardzo pozytywnych, sobotnia Melinda poszła już dużo lepiej.

W swej karierze przejechałeś już 14 Wielkich Tourów i były to przede wszystkim starty w Giro i Vuelcie. Jak byś porównał obie te imprezy? Czy dostrzegasz jakieś zasadnicze różnice między nimi?

Są w różnych krajach, żartuję. Chociaż Vuelta przyznam szczerze, kojarzy mi się zawsze jakby z większym wysiłkiem. Szczególnie pod górę jakby jeździło się szybciej, pod tym względem jest bardziej wymagająca.

Tegoroczna Vuelta zacznie się holenderskim Assen. Przyszłoroczne Giro i Tour również wyrusza z Niderlandów. Jakie jest Twoje zdanie na temat rozpoczynania Wielkich Tourów poza granicami krajów-gospodarzy?

Ktoś pewnie ma w tym interes, ale dla drużyn i samych zawodników jest to bardzo męczące. Po trzech, czterech dniach trzeba znów po etapie wsiadać do samolotu, odpoczynku po takim etapie nie ma, a co najgorsze dzień odpoczynku wypada zaraz w pierwszym tygodniu kiedy nikt nie jest jeszcze zmęczony i niepotrzebnie się traci cenny jeden z dwóch dni odpoczynku. Nie wspominając o obsłudze, która musi przewieźć ciężarówkę, autobus i samochody jadąc prawie całą noc.

Co wiesz o trasie tegorocznej Vuelty. Które góry są Ci znane? Jak uważasz gdzie rozstrzygnie się ten wyścig?

Niektóre jak Sierra Nevada z Alto Monachil czy Sierra Pandera dla przykładu, znam doskonale, ale są też całkiem nowe góry. Myślę, że trzy górskie etapy pod rząd (12-14) będą tymi decydującymi.

Jaka będzie taktyka zespołu Liquigas na hiszpański wyścig? Liderem miał być Basso, ale przecież jedzie też równie mocny Kreuziger. Czy nie grozi Wam dwuwładza, podobnie jak na Giro?

Ale czy na Giro było źle? Swoją drogą w tym wypadku Basso powinien być jednak liderem. Roman mi mówił, że jedzie głównie by się przygotować do Mistrzostw Świata i spróbuje ewentualnie wygrać jakiś górski etap.

Twoim głównym zadaniem będzie pomoc w górach swym liderom, przede wszystkim Basso. Czy poza świetnym wywiązywaniem się z tej roli, liczysz na jakiś dzień względnej wolności by samemu się pokazać - niczym w Giro na Blockhaus?

Myślę, że będzie więcej ku temu okazji, że będziemy się ścigać inaczej niż na Giro dlatego mogą być sytuacje kiedy będę musiał odjechać czy atakować na podjeździe zamiast ciągnąc, to jednak już sam wyścig pokaże.

W kim upatrujesz głównego faworyta najbliższej Vuelty i zarazem najgroźniejszego rywala dla Ivana Basso? Hiszpanie czyli Valverde, Sanchez, Mosquera, a może "stranieri" tzn. bracia Schleck lub Evans? A może ktoś inny?

Pewnie wszystkie nazwiska faworytów zostały wymienione w pytaniu, zdecydowanie jednak myślę w rolach głównych wystąpią Hiszpanie.

Zaraz po Vuelcie mamy Mistrzostwa Świata na trudnej trasie w szwajcarskim Mendrisio. Jesteś w tzw. szerokiej kadrze na te zawody. Kiedy podejmiesz ostateczną decyzję na temat startu i czy Twoim zdaniem start w trzytygodniowym wyścigu to optymalna forma przygotowań MŚ będącej wszak rodzajem klasyku?

Tego, że jest to najlepsza forma przygotowań nie muszę mówić. Wystarczy sobie przypomnieć kto walczy i wygrywa na mistrzostwach, są to ludzie którzy jadą Vuelte. Podobnie rok temu w Pekinie czołówka to byli ludzie którzy kilka dni wcześniej skończyli Tour de France. Jak już mówiłem o moim występie w MŚ zdecyduję w połowie hiszpańskiego touru, o ile wciąż będę miał jeszcze o czym decydować. Na razie myślami jestem już w Hiszpanii, a raczej Holandii.

Z Sylwestrem rozmawiał Daniel Marszałek

foto: Paweł Szyktanc