poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Prasówka

Sylwester Szmyd – pomocnik i zwycięzca wysokich lotów”

Polak z grupy Liquigas, dobry „góral” i wspaniały pomocnik w drużynie przygotowuje się do zostania pilotem samolotów.

Sylwester Szmyd to człowiek wysokich lotów. Świadczą o tym jego osiągnięcia jako kolarza – fakt, że ścigał się w najlepszych włoskich ekipach ostatnich lat, a także jego jedyne zwycięstwo jako zawodowca, Mont Ventoux, „najmilszy moment w karierze”, jak przyznaje Sylwester. Był to triumf w doskonałej harmonii z sobą, wiatrem i wysokością, ponieważ oprócz pedałowania Sylwester przeznacza część swojego czasu na przygotowanie do zostania pilotem. „Uczę się do egzaminów, a później czekają mnie praktyki”, mówi. Jego życie jest ciągłym lotem. Urodził się w Bydgoszczy, w Polsce, w kraju bez tradycji związanych z kolarstwem. „Są amatorzy, ale nic więcej. Wcześniej kolarstwo było głębiej zakorzenione w społeczeństwie, ale ze zmianą systemu politycznego jazda na rowerze stała się sportem mniejszości”, uzupełnia Szmyd. Zaczął jeździć na rowerze w wieku dziesięciu lat, a po wygraniu mistrzostwa juniorów dostał propozycję z Włoch, żeby ścigać się w kategorii do lat 23. I tak jest do dziś. Historia łatwa do opowiedzenia i ze szczęśliwym zakończeniem. „Nie było łatwo - ostrzega – w Polsce pozostawiłem moją rodzinę, moich znajomych…całe moje życie. I jak mówię młodym ludziom, którzy teraz do nas przychodzą: bez telefonów komórkowych i Internetu.” Kontakty z rodziną były bardzo ograniczone. „Dzwoniłem do moich rodziców raz w tygodniu z budki telefonicznej, żeby im powiedzieć, że żyję - trzy i pół minuty rozmowy, bo nie mogliśmy sobie pozwolić na więcej.” I dosłownie i w przenośni. „Moje pierwsze wynagrodzenia pokrywały tylko wydatki: wynajęte mieszkanie, jedzenie, podróże, etc. To była szkoła życia, która wiele mnie nauczyła”.  

Spokojny, o niewzruszonym charakterze, dwa razy myśli zanim podejmie decyzję. „Czasem jestem zbyt spokojny”, komentuje Szmyd, który przez osiem lat jako zawodowiec przeszedł przez grupy Tacconi, Mercatone Uno, Saeco i Lampre, zanim zakotwiczył się w Liquigas. Nie waha się stwierdzić: "2009 rok był moim najlepszym sezonem, pod każdym względem”. Praca, poświęcenie i zwycięstwo na Mont Ventoux podczas Dauphine. Sylwester zyskał opinię jednego z najlepszych pomocników, jakiego lider może mieć. Prawdziwy zaszczyt, mimo tego, że znaczna część jego pracy i wysiłku pozostaje w cieniu. „Dla mnie nie jest to frustracją, zawsze chciałem być kolarzem i nim zostałem. To prawda, że nie jestem liderem wspaniałego zespołu, o czym marzyłby każdy kolarz, ale pracuję dla mojej drużyny i widzę w tym możliwości”.  

Taką wykorzystaną możliwością był triumf pod Mont Ventoux – górą, na którą wjechał wspólnie z Alejandro Valverde. Dzięki temu zawodnik z Murcia został liderem wyścigu, a Sylwester wywalczył swoje pierwsze zawodowe zwycięstwo. „Był to najlepszy pod względem kolarskim moment 2009 roku i jeden z najlepszych całej mojej karierze”. Sylwester nie zadowala się tym jednak. „Chcę wciąż się doskonalić. Tym, co zwróciło moją uwagę na kolarstwo kiedy zaczynałem było właśnie znaczenie wytrwałości – nie stagnacja, ale ciągły postęp”. Nawet jeśli bez zwycięstw. Oprócz Mont Ventoux Szmyd wspomina swoją pracę w zeszłorocznej Vuelta de Espana. „Czułem się lepiej niż kiedykolwiek pomagając Ivanowi Basso”, podobnie jak to miało miejsce w Giro.  

W swoim dziesiątym sezonie wykonuje taką samą pracę dla liderów i stara się "nadal robić postępy”. „Chciałbym powtórzyć zwycięstwo w finale w wysokich górach, ale tym razem w wielkim wyścigu”. W międzyczasie uczy się, aby zdobyć licencję pilota i zrealizować jedną ze swoich pasji. „Kiedy mam wolny czas, poświęcam go na naukę i praktykę, m.in. dzięki sprzętowi, który dostałem w prezencie od żony. Posługując się nim mogę robić pomiary częstotliwości i symulacje. Bardzo mi się to podoba.” Zastanawia się też nad dalszą przyszłością – nad chwilą, kiedy odstawi rower. To jedna z rzeczy, które czasem spędzają sen z powiek: „Nie wiedzieć, co dalej robić, kiedy przestanie się być kolarzem, w wieku ponad 30 lat; być zmuszonym do zaczynania od zera, nie mając doświadczenia w życiu zawodowym”. Sylwester ma już jednak plany na czas, kiedy nadejdzie ten moment. „Pojadę z żoną na półroczną wyprawę do Ameryki Południowej”.

DNA

Data i miejsce urodzenia: 2 marca 1978, Bydgoszcz (Polska)

Stan cywilny: Żonaty

Marzenie: Stawać się lepszym każdego dnia

Wada: Czasami jestem zbyt spokojny

Mocna strona: Cierpliwość, jaką dało mi doświadczenie

Jedzenie: Tagliata i stek florencki

Książka: Obecnie czytam głównie książki włoskie w oryginalnej wersji, żeby doskonalić znajomość języka.

Film: „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”

Wakacje: Chile

tłumaczenie: Ania Manuszewska (dziękujemy Aniu)

niedziela, 11 kwietnia 2010

Cancelara i Riss

Tak jak większości z nas Polaków tak i mnie bardzo dotknęła katastrofa rządowego samolotu. Nie mając internetu, polskiej TV czy prasy i tak jestem w stanie wyobrazić sobie jaka panuje u nas w Polsce atmosfera.

Cancelara i Riss, a ten drugi przede wszystkim, bo myślę, że to jego pilna uwaga, bystrość i umiejętność widzenia wyścigu przyczyniły się do ataku Fabiana w tym momencie, inaczej Bonena by nie zgubił. Nie wygrałby na finiszu, musiał coś wymyślić tak jak dwa lata temu na Milan Sanremo, najsilniejszy, faworyt, kontrolowany przez wszystkich i wygrywa na solo...

Nam zostały już tylko dwa dni treningu na Teide, później odpoczynek do Trentino.

poniedziałek, 29 marca 2010

Volta Catalunya...

Jak napisał Daniel Marszałek, skoro Purito wygrał wyścig wokół swojej ziemi to i ja powinienem, lecz ciężko mi będzie znaleźć wyścig dookoła Kujawsko-Pomorskiego albo Pomorza, a na poważnie, Purito wygrał nie tylko dlatego, że był najmocniejszy ale jak wcześniej pisałem, że zaryzykował tam gdzie inni kalkulowali.

Dla mnie był to spory wysiłek, choć wiedząc, że tak właśnie będzie umyślnie wybrałem Catalunye zamiast krótszego i mniej wymagającego Coppi Bartali. Potrzebuję teraz  pomęczyć się na wyścigach i treningach. Sam Ivan (z którym będę dzielić pokój w tym sezonie) przyznał, że spodziewał się, że będzie mu szło trochę lżej. Jest spokojny ale postanowił zmienić trochę swoje plany startowe ale to już w oficjalnym komunikacie z jego strony.

Właśnie, Coppi Bartali przyniósł nam zwycięstwa Polaków, cieszy to tym bardziej, że jest nas kilku w poważniejszych wyścigach ale za to widocznych. A ja się cieszę, że miałem na Cataluni do kogo się odezwać po Polsku. Jens Voigt po jego zwycięskim etapie w rozmowie ze mną chwalił Jarka Marycza za jego pracę w drużynie co znaczy, że "młody"dobrze się zaaklimatyzował tak w ekipie jak i zawodowym peletonie.

Od dziś przez dwa tygodnie jestem na Teide, ta sama ekipa co w lutym plus Kiesierlowski... i Kasia!

foto: Roberto Bettini


środa, 24 marca 2010

No właśnie, ryzykując z fantazją

Etap ewidentnie dla Purito, bez metra płaskiego, góra – dół, trasa nie dająca oddechu i wciąż mocne tempo. On to lubi, ale atakować na 50km do mety to znaczy ryzykować przegraną, tym bardziej, że z tył ciągnęło Radio Shack mające tutaj poważnych zawodników.  

Dwóch Katalończyków, Tondo i Purito, czyli w Hiszpanii Polaków, tak nazywają tych z Katalonii !!! Sądzę, że dogadali się co do wspólnej akcji ale o to podpytam na kolacji. Mnie idzie ciężko, potrzebuje złapać wyścigowe tempo, po takim ogromnie pracy siłowej noga nie chce się kręcić szybko.

foto: corvospro

wtorek, 23 marca 2010

Wczoraj po południu zainaugurowałem swój dziesiąty sezon

Tak więc mogę śmiało powiedzieć, że wczoraj po południu zainaugurowałem swój dziesiąty sezon jako „pro”, ale ten czas leci! Mówiłem dziś Jarkowi (Marycz), że pamiętam jak dziś, jak właśnie tu w marcu 2001 roku jadąc Semana Catalana co rano piłem kawę z Wadkiem a w wyścigu startował Ryba, którego nawet wtedy nie znałem. W moim pierwszym sezonie podpisałbym się pod tym by jeździć dziesięć lat w tym towarzystwie, a tu wszystko wskazuje na to, że dojdą i kolejne dwa z dużym prawdopodobieństwem.

Co do wyścigu, prolog deszczowy, a dziś szybki etap. Nie ma ani jednego trudnego etapu, który mógłby ułożyć wyścig, tak więc wygra się go zapewne nie tylko nogami ale i dużą fantazją, ryzykując kiedy potrzeba. Będzie mi ciężko, po ciężkiej i monotonnej pracy w górach moje pierwsze wyścigowe kilometry będą ciążyć w końcówkach etapów, ale nikt ode mnie nic nie wymaga. Roman jedzie jako ten najbardziej nastawiony na generalkę.

foto: corvospro

piątek, 19 marca 2010

Cała kolarska Italia żyje tym wyścigiem już od zimy

Nie można przewidzieć jak ułoży się wyścig a dla każdego kolarza specjalizującego się w klasykach czy sprintera, wygrać go to marzenie życia.

Moja opcja to Bonen, jest też nadzieja na kontynuację dobrej passy Liquigasu i zwycięstwo Benny, podobnie myśli Maciek Bodnar i dodatkowo do faworytów zalicza Bosson Hagena, a jeżeli spadnie prognozowany na jutro deszcz to możemy być świadkami jakiejś niespodzianki.

niedziela, 14 marca 2010

Peter Sagan to talent, który rodzi się raz na kilkadziesiąt lat

Myślę, że nie tylko ja ale i wszyscy kibice kolarstwa są pod wrażeniem mojego klubowego kolegi. Dla mnie Peter Sagan to talent, który rodzi się raz na kilkadziesiąt lat i myślę, że nie przesadzam. Wiem co to Paryż Nicea, wiem co to znaczy pierwszy rok w zawodowym peletonie, co znaczy mieć 20 lat i kręcić z takimi zawodnikami. Nie wiem tylko jak to jest wygrywać prawie trzy etapy w taki sposób w swoim drugim wyścigu. Z zimną krwią, opanowaniem i pełnym profesjonalizmem.

Unikam wypowiedzi na pewne tematy, ale czasem dwa słowa może wypada napisać. Przykro, że niektórzy kolarze wciąż nie mogą zrozumieć, że kolarstwo się zmienia, że jest najczystszym sportem ze wszystkich wyczynowych i my sami o to walczymy i tak chcemy. Mówię o „pro tour”, o tych którzy zostali poddani systemowi „adams” i o tym, że same drużyny, czyli my, płacimy po blisko sto tysięcy euro rocznie na walkę z dopingiem, byśmy mieli jak najwięcej kontroli. Sam poza zawodami od zeszłego roku do dziś miałem ich dwadzieścia trzy i choć często mnie to denerwuje, jestem świadomy, że tylko w ten sposób większość kolarzy zrozumiała, że nie warto ryzykować i niszczyć tego sportu.  

Dlaczego o tym piszę? Bo przy tym całym wysiłku i walce o „czystość” kolarstwa, kiedy młodzi zawodnicy, którzy teoretycznie nie powinni być skażeni „dopingową” mentalnością zostają przyłapani, i do tego na czymś co jest wykrywalne od blisko dziewięciu lat, to można się tylko załamać. Kibice tego nie potrzebują.

poniedziałek, 8 marca 2010

Przy minusowych temperaturach

Jasne, że po kilku tygodniach przejeżdżonych w tym roku w prawie trzydziestu stopniach nie jest łatwo trenować w Polsce przy minusowych temperaturach i prószącym śniegu, ale można. Przez pierwsze cztery dni przejechałem trochę ponad 500km, 18h 30min na rowerze i w sumie dobrze udało mi się popracować. Oczywiście tym razem bez metrów w górę bo tych było około 1500. W niedzielę jadąc w większej grupce zatrzymała nas pod Bydgoszczą wylana Wisła (co można zobaczyć na zdjęciu).

Przez tydzień odpocznę od gór, w rodzinnej atmosferze odpocznie też na chwile głowa od dużego tempa jakie sobie narzuciłem od początku roku.

środa, 3 marca 2010

Po Teide

Po Teide musiałem się znów przyzwyczajać do "nizin" co mi zajęło kilka dni. Na szczęście w Italii znacząco się ociepliło, temperatury dochodziły do 19 stopni. Od kilku dni wykonywałem więcej pracy specjalistycznej, krótsze, bardziej dynamiczne powtórzenia, treningi tylko na rowerze szosowym.

Spędzę teraz trochę dni w Polsce, gdzie oczywiście skoncentruje się na pracy na płaskim, krótkich podjazdach i godzinach jazdy za samochodem.

wtorek, 2 marca 2010

poniedziałek, 22 lutego 2010

Zgrupowanie nam się udało

Teide, powiedzmy, że zgrupowanie nam się udało poza ostatnimi trzema dniami gdzie z dnia na dzień zaczęło padać i robiło się coraz zimniej. W środę z prawie sześciu godzin treningu trzy były w deszczu, później zaczął padać śnieg i w czwartek rano obudziliśmy się jakby w całkiem innym miejscu.

Ciężko było uwierzyć patrząc na śnieżycę za oknem, że co dzień wyjeżdżaliśmy na trening w krótkich spodenkach. Winę za pogodę zwaliliśmy oczywiście na "nasze laski" z CCC, które przyleciały w niedzielę i od poniedziałku zaczęły się kłopoty z pogoda, najwyraźniej nie mogły się rozstać ze śniegiem i zimnem przylatując na Teneryfę praktycznie prosto ze zgrupowania w Zakopanym.

Po dwóch dniach odpoczynku wracam do spokojnej pracy w Italii a w marcu w Polsce, jeszcze przed Catalunya. Zaczynam powoli wprowadzać dynamiczniejszą pracę, kolejne szybsze powtórzenia które przybliża mnie z kondycją do pierwszego startu.

fot: cccmtb.polkowice.pl

sobota, 13 lutego 2010

Właściwie prawie wszystkie dni na Teide są identyczne

Na szczycie u podnóża samego wulkanu jak okiem sięgnąć nie ma nic prócz naszego hotelu. Idealne miejsce przygotowań w spokoju i pełnej koncentracji na pracy. Oprócz nas jest tu wielu zawodowców jak Valjavec, Popvich, Menchov czy Ivanov, oraz od blisko miesiąca mistrz olimpijski w chodzie Alex Schwazer.

Dziennikarze i fotoreporterzy ze wszystkich włoskich miesięczników i gazet sportowych odwiedzają nas prawie codzień. Dla Liquigasu jest bardzo ważne byśmy nie byli mieszani z różnymi osobami z którymi de facto nie pracujemy, kierownictwo chce by każdy mógł się przyjrzeć naszej pracy.

Według dwóch testów jakie przeprowadził na szosie pod górę nasz klubowy trener, wygląda, że jestem mniej więcej na poziomie z kwietnia zeszłego roku. Nie martwi mnie to, mam jeszcze dużą rezerwę na wykonanie specjalistycznych treningów aby polepszyć wytrzymałość w okolicach progu anaerobowego.

foto: Sylwester Szmyd