piątek, 19 marca 2010

Cała kolarska Italia żyje tym wyścigiem już od zimy

Nie można przewidzieć jak ułoży się wyścig a dla każdego kolarza specjalizującego się w klasykach czy sprintera, wygrać go to marzenie życia.

Moja opcja to Bonen, jest też nadzieja na kontynuację dobrej passy Liquigasu i zwycięstwo Benny, podobnie myśli Maciek Bodnar i dodatkowo do faworytów zalicza Bosson Hagena, a jeżeli spadnie prognozowany na jutro deszcz to możemy być świadkami jakiejś niespodzianki.

niedziela, 14 marca 2010

Peter Sagan to talent, który rodzi się raz na kilkadziesiąt lat

Myślę, że nie tylko ja ale i wszyscy kibice kolarstwa są pod wrażeniem mojego klubowego kolegi. Dla mnie Peter Sagan to talent, który rodzi się raz na kilkadziesiąt lat i myślę, że nie przesadzam. Wiem co to Paryż Nicea, wiem co to znaczy pierwszy rok w zawodowym peletonie, co znaczy mieć 20 lat i kręcić z takimi zawodnikami. Nie wiem tylko jak to jest wygrywać prawie trzy etapy w taki sposób w swoim drugim wyścigu. Z zimną krwią, opanowaniem i pełnym profesjonalizmem.

Unikam wypowiedzi na pewne tematy, ale czasem dwa słowa może wypada napisać. Przykro, że niektórzy kolarze wciąż nie mogą zrozumieć, że kolarstwo się zmienia, że jest najczystszym sportem ze wszystkich wyczynowych i my sami o to walczymy i tak chcemy. Mówię o „pro tour”, o tych którzy zostali poddani systemowi „adams” i o tym, że same drużyny, czyli my, płacimy po blisko sto tysięcy euro rocznie na walkę z dopingiem, byśmy mieli jak najwięcej kontroli. Sam poza zawodami od zeszłego roku do dziś miałem ich dwadzieścia trzy i choć często mnie to denerwuje, jestem świadomy, że tylko w ten sposób większość kolarzy zrozumiała, że nie warto ryzykować i niszczyć tego sportu.  

Dlaczego o tym piszę? Bo przy tym całym wysiłku i walce o „czystość” kolarstwa, kiedy młodzi zawodnicy, którzy teoretycznie nie powinni być skażeni „dopingową” mentalnością zostają przyłapani, i do tego na czymś co jest wykrywalne od blisko dziewięciu lat, to można się tylko załamać. Kibice tego nie potrzebują.

poniedziałek, 8 marca 2010

Przy minusowych temperaturach

Jasne, że po kilku tygodniach przejeżdżonych w tym roku w prawie trzydziestu stopniach nie jest łatwo trenować w Polsce przy minusowych temperaturach i prószącym śniegu, ale można. Przez pierwsze cztery dni przejechałem trochę ponad 500km, 18h 30min na rowerze i w sumie dobrze udało mi się popracować. Oczywiście tym razem bez metrów w górę bo tych było około 1500. W niedzielę jadąc w większej grupce zatrzymała nas pod Bydgoszczą wylana Wisła (co można zobaczyć na zdjęciu).

Przez tydzień odpocznę od gór, w rodzinnej atmosferze odpocznie też na chwile głowa od dużego tempa jakie sobie narzuciłem od początku roku.

środa, 3 marca 2010

Po Teide

Po Teide musiałem się znów przyzwyczajać do "nizin" co mi zajęło kilka dni. Na szczęście w Italii znacząco się ociepliło, temperatury dochodziły do 19 stopni. Od kilku dni wykonywałem więcej pracy specjalistycznej, krótsze, bardziej dynamiczne powtórzenia, treningi tylko na rowerze szosowym.

Spędzę teraz trochę dni w Polsce, gdzie oczywiście skoncentruje się na pracy na płaskim, krótkich podjazdach i godzinach jazdy za samochodem.

wtorek, 2 marca 2010

poniedziałek, 22 lutego 2010

Zgrupowanie nam się udało

Teide, powiedzmy, że zgrupowanie nam się udało poza ostatnimi trzema dniami gdzie z dnia na dzień zaczęło padać i robiło się coraz zimniej. W środę z prawie sześciu godzin treningu trzy były w deszczu, później zaczął padać śnieg i w czwartek rano obudziliśmy się jakby w całkiem innym miejscu.

Ciężko było uwierzyć patrząc na śnieżycę za oknem, że co dzień wyjeżdżaliśmy na trening w krótkich spodenkach. Winę za pogodę zwaliliśmy oczywiście na "nasze laski" z CCC, które przyleciały w niedzielę i od poniedziałku zaczęły się kłopoty z pogoda, najwyraźniej nie mogły się rozstać ze śniegiem i zimnem przylatując na Teneryfę praktycznie prosto ze zgrupowania w Zakopanym.

Po dwóch dniach odpoczynku wracam do spokojnej pracy w Italii a w marcu w Polsce, jeszcze przed Catalunya. Zaczynam powoli wprowadzać dynamiczniejszą pracę, kolejne szybsze powtórzenia które przybliża mnie z kondycją do pierwszego startu.

fot: cccmtb.polkowice.pl

sobota, 13 lutego 2010

Właściwie prawie wszystkie dni na Teide są identyczne

Na szczycie u podnóża samego wulkanu jak okiem sięgnąć nie ma nic prócz naszego hotelu. Idealne miejsce przygotowań w spokoju i pełnej koncentracji na pracy. Oprócz nas jest tu wielu zawodowców jak Valjavec, Popvich, Menchov czy Ivanov, oraz od blisko miesiąca mistrz olimpijski w chodzie Alex Schwazer.

Dziennikarze i fotoreporterzy ze wszystkich włoskich miesięczników i gazet sportowych odwiedzają nas prawie codzień. Dla Liquigasu jest bardzo ważne byśmy nie byli mieszani z różnymi osobami z którymi de facto nie pracujemy, kierownictwo chce by każdy mógł się przyjrzeć naszej pracy.

Według dwóch testów jakie przeprowadził na szosie pod górę nasz klubowy trener, wygląda, że jestem mniej więcej na poziomie z kwietnia zeszłego roku. Nie martwi mnie to, mam jeszcze dużą rezerwę na wykonanie specjalistycznych treningów aby polepszyć wytrzymałość w okolicach progu anaerobowego.

foto: Sylwester Szmyd

niedziela, 7 lutego 2010

Drugiego dnia treningów na Teide

... dotarła do nas szokująca wiadomość z Włoch o śmiertelnym wypadku Balleriniego. Osobiście znałem go od 1998 r. czyli od mojego przyjazdu do Włoch, spędzał zawsze wakacje nad morzem i odwiedzał naszego szefa ekipy z którym się przyjaźnił.

Po zakończeniu kariery już jako trener kadry, czy to w sprawie Cunego, Ballana czy Basso, często odwiedzał nasz autobus lub jadał z nami kolacje na wyścigach. Pisałem kiedyś o tym jak mówił, że weźmie mnie do kadry na MS jak tylko będę miał włoskie obywatelstwo. Mieszkam w pokoju z Nibalim, zbladł kiedy się o tym dowiedział, mieszkali blisko siebie, spotkali się parę dni temu i Franco założył się z nim o pizze, że wygrają ten rajd ze swoim kierowcą.

Nasze dwa dni spokojne, od jutra trochę więcej zajęć. Później opiszę jeszcze program ekipy liquigas na to właśnie zgrupowanie.

niedziela, 31 stycznia 2010

Dwanaście lat temu

31 stycznia wysiadłem we Florencji z autobusu po 24h podróży z Polski by zrealizować marzenie bycia zawodowym kolarzem, wtedy nie przypuszczałem nawet, że będę mógł być we włoskich grupach zawodowym kolarzem tak długo, a jednak...



Po powrocie z Gran Canari nie byłem w domu nawet 24h, wyjechałem do Monte Carlo bo prognozy na weekend nie były zbyt ciekawe. W samym MC dziś rano jednak padał śnieg i były zaledwie trzy stopnie, coś niebywałego w tym regionie. Myślę, że dużo dobrej roboty wykonanej na Canari nie pójdzie na marne, jeszcze tylko trzy dni treningów w domu i lecę w piątek z liderami ekipy na Teide. Basso, Pelli, Nibali i Kreuzinger i ja, dwa tygodnie na wysokości. Jestem spokojnej myśli przed nadchodzącym sezonem, wszystko dobrze się układa.

foto: Kasia Szmyd

środa, 27 stycznia 2010

PEZ Talk: Liquigas Climbing Ace Sylwester Szmyd

Ten years a pro and an essential cog in the wheel of Liquigas's Grand Tour attack machine; not to mention a winner on the legendary slopes of the Ventoux. And all of those years with Italian squadra - he's even lost that famous Polish love of good beer; in favour of fine Italian wines. Sylwester Szmyd recently took time to talk to PEZ.

PEZ: Your 10th pro season; does it get easier or harder as each year goes by?
Sylwester Szmyd: I think it gets much easier; I feel more experienced and stronger mentally and physically year by year.

Szmyd was already a seasoned pro when he raced for Marco Pantani's Mercatone Uno squad in 2003.

PEZ: Did you grow up with stories of the great Polish stars of the 70's and 80's - Szurkowski & Szozda?
SS: No, no, I'm too young, I could rather say: Jaskula or (earlier) Halupczok.

PEZ: Ten years, all with Italian teams - why?
SS: Because I think that Italian teams have a good attitude to cycling - a kind of cycling mentality - and I haven't had any more interesting offers from other teams up until now.

PEZ: How much break did you have in the winter and what do you do during it?
SS: I didn't do any physical exercises connected with cycling for more than one month and during that period I enjoyed time with my family and friends. I spent two weeks in Poland and a few days in Tuscany, travelling between Siena, San Gimignano and Elba.

PEZ: Are you a 'kilometres' or 'scientific' trainer?
SS: I never look at kilometres; I go training keeping in mind the particular work I have to do and the number of hours I want to spend on the bike.

PEZ: How many training camps do Liquigas have?
SS: Many - five, six or even more.

PEZ: What's your 2010 programme?
SS: I begin at Vuelta Catalunya, then Trentino, Romandie, Giro d'Italia, Dauphine Libere, Tour de France and Tour de Pologne.

PEZ: Where are you based during the season? How often do you go back to Poland?
SS: Usually in Italy, in Montignoso in Tuscany near Liguria. Every time I have some free weeks; at least 4-5 times in a year, I go back to Poland.

PEZ: You won on the Ventoux, last year - tell us about that, please?
SS: It was amazing, it was always my dream to win there. Some months before when my friend asked me when he should come to see me winning, I responded simply; 'Mont Ventoux.'

PEZ: You've ridden the Giro, Tour and Vuelta; which is your favourite and why?
SS: The Tour is the Tour - the biggest race in the world and you feel it when you are there. But I think the Giro is the most beautiful - the stages, mountains, landscapes, people...everything.

PEZ: The Tour of Poland - that must be a cool race for you?
SS: I would like to win it one day, it's obvious...

PEZ: Your favourite race?
SS: Dauphine Libere and Tour de Romandie.

PEZ: Anything new with the Cannondales for 2010?
SS: We have already been testing it last year so in 2010 the bike should almost be the same.

PEZ: Are you an equipment fanatic, or do you just leave it to the mechanics?
SS: I trust the mechanics, they are the best at their work

PEZ: Ten years in the sport - the biggest changes for the good, you've seen?
SS: The fight against doping with the ADAMS system (Anti Doping And Management System) but almost only in cycling - it should refer to all kinds of professional sport.

PEZ: And changes for the bad in the last ten years?
SS: As above, the fight with doping, blood control, out of competition controls should be extended to other sports.

PEZ: Can Ivan Basso win the Giro?
SS: He has already won the Giro so I know he can still repeat it.

PEZ: What do you do when you're not cycling?
SS: I'm working towards my pilot's license, so when I'm not sitting on a bike I try to spend as much time as possible in the air, preparing to be a pilot. I also like riding my moto and listening to Depeche Mode music whose vinyls and cds I collect.

PEZ: Your goals for 2010?
SS: To do my best in the mountains for my leaders at the Giro and the Tour and personally, achieve some more victories in minor races.

PEZ: Tyskie (Polish beer) or Vodka?
SS: Brunello (rich and spicy red wine from Tuscany) or Amarone (rich and full-bodied red wine from the Northeast of Italy) .

źródło: www.pezcyclingnews.com

wtorek, 19 stycznia 2010

Trening na Gran Canaria - Ale się wybraliśmy

Większość zdjęć pochodzi z poniedziałkowego treningu. Chcieliśmy objechać wyspę wkoło, w prawą stronę dla wiadomości tych którzy tu nie jeździli. Niestety nikt z nas się zbytnio nie przygotował i kilka razy sami nie wiedzieliśmy jak jechać by nie wspomnieć, że kilka kilometrów przejechaliśmy centralnie po autostradzie! Ponad siedem godzin czystej jazdy, a ze spodenkami na tyłku osiem. W sobotę jeszcze raz, ale w druga stronę, Benna mówi, że w drugą stronę kiedyś już jechał i zna lepiej drogę. Poza nami na zdjęciach to Kreuziger, Pellizotti i Oss.

piątek, 15 stycznia 2010

Gran Canaria. Nie spodziewałem się, że będzie tak ciepło.

W ciepłym klimacie lepiej i spokojnie pokręcę przez dwa tygodnie. Z liquigasu jest nas pięciu, do tego niemała grupa amatorów, w tym dwóch moich dobrych kolegów ze Szczecina którzy przygotowują się do nadchodzącego sezonu amatorów w Polsce.  Jak już wcześniej pisałem koncentruje się głównie na dobrym wykonaniu ćwiczeń a nie na przejechanych godzinach, chociaż i tych jak widzę będzie sporo. Ja kręcę a żona dzielnie pomaga mi pilnując bym dobrze i dużo jadł po pracy...

Czerpie siłę z Góry Wiatrów

Na trasie pięciomiesięcznego maratonu w tym roku dwa toury: Giro d’Italia i Tour de France

Sezon 2009 był nareszcie spełnieniem marzeń Sylwestra Szmyda. Bydgoski kolarz zasłużył na miano najlepszego Polaka na szosie.

Kilka dni temu Sylwester Szmyd podczas pobytu w kraju odwiedził rodzinę w Warszawie, a przy okazji zapoznał się z nowym torem w Pruszkowie. Tam spotkał dwójkę bydgoszczan - cyklistkę Emdeku Budopol, Edytę Jasińską, oraz masażystę reprezentacji torowej, Ryszarda Wieczorka. 

Wychowanek Rometu w sezonie 2009 ścigał się w jednej z najlepszych grup świata - Liquigas (ma podpisany dwuletni kontrakt - do końca 2010 roku). W wieku 31 lat odniósł pierwsze w karierze zwycięstwo. Na wyścigu Dauphine Libere wygrał 5. etap. Pierwszy finiszował na słynnej Górze Wiatrów - Mont Ventoux. Zakwalifikował się do reprezentacji na mistrzostwa świata, zanotował świetny występ na Giro d’Italia (7. na 17. etapie) oraz zajął 17. miejsce w klasyfikacji generalnej na Vuelcie Espana.

Najlepszy pomocnik świata

W głosowaniu internautów i portalu onet.pl został wybrany najlepszym polskim kolarzem, a włoski dziennik sportowy, współorganizator Giro d’Italia „La Gazzetta dello Sport” przyznał mu tytuł najlepszego pomocnika świata. Kto zna się na kolarstwie, ten wie, że żaden lider nie wygra dziś wielkiego touru bez silnego wsparcia kolegów z grupy.

- To był mój najlepszy sezon w karierze - powiedział nam Sylwester Szmyd, który od środy wieczora trenuje na Wyspach Kanaryjskich. - Przygotowałem się w stu procentach. Wyniki to nagroda za całokształt pracy. Najbardziej oczywiście cieszy mnie zwycięstwo na Mont Ventoux. To nie była przypadkowa wygrana. Kiedy rozpoczynałem decydujący atak 15 km przed metą, u boku miałem najlepszych kolarzy świata: Contadora, Evansa czy Sastre. Sukces dodał mi wiary we własne możliwości. Nie przewrócił mi jednak w głowie.

Od 27 listopada bydgoszczanin rozpoczął przygotowania do nowego sezonu. Był już na dwóch obozach we Włoszech i Hiszpanii. Święta i sylwestra tradycyjnie spędził w kraju z rodziną i znajomymi w Polsce. Tydzień temu wrócił do Włoch, a w środę poleciał trenować na Gran Canaria na Wyspy Kanaryjskie.

W sezonie 2009 przejechał najmniej kilometrów w karierze - 30.000, miał 80 startów.

- Gdyby porównać czas spędzony na treningu na rowerze, pewnie byłby podobny - mówi. - Ja skupiałem się przede wszystkim na jakości.

Ekipa Szmyda została skompletowana skład na sezon 2010 - liczy 28 zawodników. Oprócz Sylwestra Szmyda jest w niej jeszcze dwóch Polaków: Maciej Bodnar i Maciej Paterski.

5 miesięcy bez przerwy

- W sezonie 2010 zacznę się ścigać na Vuelta Catalunya od 22 marca i tu się zacznie mój długi pięciomiesięczny sezon bez odpoczynku - mówi Szmyd. - Kwiecień to zgrupowanie na Teide i Trentino, maj zacznie się Romandią i Giro d’Italia po którym pojadę w Dauphine. Wyścig nieobowiązkowy. Startuję na własne życzenie, skąd udam się prosto na zgrupowanie na San Pellegrino na 2100 m n.p.m., z którego wrócę na trzy dni przed wylotem na TdF. Po Wielkiej Pętli wyścig, na którym zależy mi w tym roku wyjątkowo, wierząc, że naprawdę jestem w stanie walczyć o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej - czyli TdP.

Wychowanek Rometu w grupie będzie pracował na zwycięstwa w klasyfikacji generalnej Giro i Tour de France Ivana Basso. Jeśli jednak Włoch nie będzie w stanie zrealizować celów grupy, jego miejsce zajmą Franco Pelizzotti, a we Francji dodatkowo Vicenzo Nibali i Roman Kreuziger.

express bydgoski Sławomir Kabat