sobota, 22 maja 2010

Pogoń za straconymi minutami

Na tym Giro nie ma na nic kompletnie czasu, do stołu siadamy najwcześniej o 21szej a kładziemy się spać przed północą.

No to się zaczęła pogoń za straconymi minutami. Mamy silną ekipę, cieszy też realizacja założeń taktycznych łącznie ze zwycięstwem Nibalego po ataku z góry. Jest zdecydowanie jednym z czołowych zjazdowców. Miał spróbować ale tylko w przypadku gdy nikt nie podczepi się do jego koła.

Ja kręcę już dobrze, trochę mi dziś jeszcze nogi dawały problemy z tyłu, ale to już raczej wina siodełka.

Jutro... nie wiem, chciałbym by inni dojechali do Zoncolan podgotowani a to już będzie mój problem... O taktyce nie rozmawialiśmy, ale do końca czekać nie można.

foto: bettiniphoto

piątek, 21 maja 2010

Zaczyna się trzeci tydzień Giro

Mogę powiedzieć, że na dwóch ostatnich etapach czułem się już bardzo dobrze, a to dobry znak przed kolejnymi.  

Zaczyna się trzeci tydzień Giro... zaczyna się Giro. Chociaż mam wciąż mieszane uczucia czy jednak już się nie skończyło. Jutro, a w niedzielę na pewno będziemy mogli więcej powiedzieć.

Oczywiście my jutro jedziemy mocno. Jeden podjazd i meta na zjeździe, może niewiele ludzi się zgubi ale trzeba już wszędzie próbować.

foto: bettiniphoto

środa, 19 maja 2010

Ale się narobiło

... wszyscy mówią, że to Astana od razu powinna skasować ucieczkę lub ciągnąć a nie zostawiać tak dużej przewagi. Prawda jest taka, że jedni oglądali się na drugich, wszyscy pewnie wyczuli możliwość wygrania Giro. Mój zdecydowany zwycięzca to Tondo, jest mocny po górach a nerwowych etapów już nie będzie.

Mnie to Giro idzie ciężko, nie wiem jaka będzie teraz taktyka ale Ivan na pewno się nie podda. Fakt faktem, że i mnie ciężko zrozumieć jak mogło do tego dojść.

foto: bettiniphoto

poniedziałek, 17 maja 2010

A miało być spokojnie

Od początku Giro mamy wiernego kibica i wielkiego pasjonata kolarstwa w postaci chmury deszczowej.

Bodzio dziś nieprzyjemnie się „szlifnął”, założyli mu na łokciu dwa szwy.

Ja dochodzę do siebie, noga całkiem inaczej się już kręciła, na szczęście do kolejnych gór jest jeszcze kilka dni.

foto: bettiniphoto

niedziela, 16 maja 2010

Bardzo ciężki dzień dla mnie

... ale w ciągu paru dni powinienem w pełni dojść do siebie.

Ivan i Enzo pojechali tak jak założyliśmy na odprawie, czyli po kole, kontrolując ewentualne ataki Vino lub Evansa. Nawet nie było sensu ciągnąć bo na dosyć łatwym etapie z metą pod górę prawdopodobnie i tak nikt by tego nie odczuł.

Jutro teoretycznie sprint, a ja liczę na spokojny etap od startu do mety bo tego najbardziej potrzebuję.

foto: bettiniphoto

Już w sprzedaży

Procedura zamówienia w dziale SzmydLine


Konieczność ciągłego wyboru

Upadki, kraksy i długo gojące się rany pokazują mi jeszcze jeden aspekt kolarstwa – konieczność ciągłego wyboru, a raczej jeden wciąż potwierdzany wybór – by wykonać swoją pracę w stu procentach… A jeśli to w danej chwili niemożliwe, to chociaż wytrwać do końca. 

Kiedy widziałam Sylwka bezpośrednio po kraksie, moja pierwsza myśl była taka, że dalej nawet nie ma już możliwości jechać – bez pełnej władzy w dłoniach, z ograniczonymi ruchami palców… Pomijając już nawet sam ból, do tej pory mnie zastanawia, jak można przez ponad 200 km trzymać kierownicę, nie zaciskając w pełni jednej dłoni.

Coś chyba jest w tym stwierdzeniu z „La Gazzetta”, że zawodnicy są jak Spartanie. Kiedy tłumaczyłam ten tekst, pojawił mi się mały uśmiech, ale chyba jednak jest w tym odrobinę prawdy… Typowe ludzkie reakcje nie mają tu racji bytu, bo pojawiające się ograniczenia i trudności są tylko kolejną okazją do ich pokonywania. Dopóki to możliwe trzeba walczyć i być wiernym tej raz podjętej decyzji, by dać z siebie wszystko.

Takiego podejścia do cierpienia i pojawiających się ograniczeń jako żona kolarza muszę się cały czas uczyć, ale już teraz szanuję je i doceniam. Jest to na pewno kolejna szansa na kształtowanie twardego i silnego charakteru… Bo piękno kolarstwa polega nie tylko na wygrywaniu wyścigów, ale i na zwyciężaniu z samym sobą.

sobota, 15 maja 2010

Dlaczego nie skończyć jakiegoś etapu w Koloseum

... i puścić za nami lwy jak to robiono za czasów pierwszych chrześcijan? Widzowie mieliby większy ubaw. Chyba jednak komuś się coś pomyliło, klasyki, jedyne w swoim rodzaju wyścigi to jedno, a Giro to drugie.

Sądzę, że Liquigas zawsze szanował inne drużyny i jeździł bardzo czysto, myślę też, że od dziś to się zmieni, skoro nie ma już pewnych niepisanych zasad, to nie ma ich dla wszystkich. Mam nadzieje, że ani Ivan ani Vincenzo nie odczują zbytnio konsekwencji upadku. Co by tu dużo nie mówić, nie przejechaliśmy jeszcze na tym Giro ani jednego podjazdu, tak więc wszystko przed nami.

Trochę odczuwam skutki wczorajszego upadku ale jestem dobrej myśli na jutro...

foto: www.corvospro.com

piątek, 14 maja 2010

Etap do domu a ja na początku się skasowałem

Jak się ludzie kładą przed tobą przy ponad 50km/h to niewiele można zrobić. Dalej to już kręciło się rożnie, nie chcieliśmy nikogo dogonić a tylko jechaliśmy nasz wyścig.

Prawy nadgarstek napuchnięty, lewa dłoń zbita i to jedyne miejsce gdzie boli, pomińmy jakieś tam obtarcia.

foto: bettiniphoto

środa, 12 maja 2010

La Gazzetta dello Sport


GIRO D’ITALIA WIDZIANE Z WOZU TECHNICZNEGO

A Zanatta krzyknął: „Jeszcze trochę wysiłku!”

Jazda drużyny Liquigas w bezpośredniej relacji: zmagania Sabatiniego, wysiłek Vanottiego i rytm napędzany przez dyrektora sportowego.

Dziewięciu mężczyzn w jednej linii – jak wojownicy spartańscy. Przybywają resztkami tchu. Ostatni cios zadaje Nibali. Wyścig przemienia się w show.

CUNEO. U podnóża ostatniego wzniesienia trasy, kiedy do mety brakuje dwóch kilometrów, Fabio Sabatini czuje, że ma już dosyć i że musi odpuścić, jeśli chce zostać przy życiu. Na jego ustach widać pianę. Dwadzieścia sekund wcześniej dyrektor sportowy Zanatta dał mu polecenie, wymagające ekstremalnego wysiłku: „Saba, ten odcinek jest Twój!”, a on – jako czasowiec – poświęcił całą swoją energię na sprint, który otworzył dalszą drogę jego towarzyszom, jakby w tunelu pełnym wiatru. Teraz, kiedy wykonał swoją pracę i kiedy pędzący z szaleńczą prędkością pociąg Liguigas-Doimo znikł już za zakrętem, Sabatini odwraca się w stronę wozu technicznego i pyta ledwo słyszalnym głosem: „Jak nam idzie?”. Strugi piany spływaja mu na pokryty potem kołnierzyk, świadcząc o ponadnormalnym i nieludzkim wysiłku. To samo można powiedzieć o Alessandro Vanottim, który napędza jadący z zabójczą prędkością pociąg aż do jednego kilometra przed metą. Kiedy tylko go przekracza, usuwa się, by przepuścić sześciu pozostałych i móc znów złapać oddech.

Razem. Aby Nibali mógł założyć różową koszulkę, wystarczyłoby pięciu zawodników, ale Zanatta wykorzystuje ostatnie 30 sekund, by zacieśnić cały pozostający szereg. „Dalej, wszyscy razem”, to mantra powtarzana coraz bardziej donośnym głosem – aż do linii mety, kiedy triumf jest już oczywisty. Wtedy, dopiero wtedy, zawodnicy Liquigas-Doimo pozwalają, by całe zmęczenie świata dopadło na minutę ich głowy i uczucia. I podczas gdy Zanatta wykrzykuje i jak szalony uderza w klakson, opierają głowy o kierownicę, czekając aż oddech wróci do normalnego rytmu i aż dołączą do nich Vanotti i Sabatini. Nikt nie może zostać pominięty – nie po takiej pracy całej ekipy.

Koszulka. Z pokładu wozu technicznego drużyny, czyli z biletem pierwszej klasy, obserwujemy z bliska jazdę Liquigasu – niesamowity spektakl. Zwarci w szereg jak Spartanie zawodnicy w zielono-niebieskich strojach rozgrywają czasówkę jak prawdziwą walkę. Od początku angażują całe swoje siły, startując pod niebem pokrytym czarnymi chmurami, bez grymasu pokonując dziesięć kilometrów w deszczu, pędząc z zawrotną prędkością, aż w końcu słońce decyduje się spojrzeć na ich show. Dziewięciu Spartan wyposażonych w słuchawki otrzymuje wskazówki od Zanatty, który nie milknie nawet na chwilę. Jest to nie tyle strategia co taktyka – obecność dyrektora ma przede wszystkim znaczenie psychologiczne: „Ale’, jeszcze trochę wysiłku”, słyszą zawodnicy kończący swoją zmianę, „Dalej Vano, ostatni kawałek, ale szybko”, kiedy Vanotti jedzie już resztkami sił, „Nie zwalniamy, przed nami wielki finał”, w połowie trasy, gdy przeciwnicy mają jeszcze prowadzenie, „Teren jest Twój Silvestro”, kiedy długi wiadukt sprawia, że góral – Szmyd staje się potrzebny. I tak aż do chwili kiedy za znakiem 10 km do mety upragniona różowa koszulka staje się bardzo bliska: „Jedź Vincenzo, koszulka lidera już czeka na Ciebie!”. Zmiany Nibaliego już od kilku kilometrów rozpędzają kolarzy do ponad 60 km/h. Również Basso regularnie zwiększa rytm jazdy. Vincenzo zrywa jak na czasowca przystało, a kiedy tempo staje się nie do wytrzymania, Agnoli i Szmyd dają zmianę, aby pociąg Liquigasu utrzymał się w całości. „Szybkie zmiany, trzymajcie szyk”, rozkazuje Zanatta w finale, pozwalając, by pod koniec już tylko Nibali i Basso nadawali tempo. Brak już tchu, brak też energii, nogi i płuca są wykończone, a oni wciąż pedałują. Z pianą na ustach, ale pedałują dalej – aż do mety. Na ich strojach widać napis Liquigas-Doimo, twarze należą do Sparty.

54,073 – ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ DRUŻYNY LIQUIGAS; REKORD NALEŻY NADAL DO CSC

Liquigas, zwycięzca drużynowej jazdy na czas, otwierającej wyścig na Sardynii podczas Giro 2007, dokładnie 12 maja, zwyciężył również wczoraj jadąc średnio 54,073 km/h. Rekord średniej prędkości należy w dalszym ciągu do drużyny CSC (z Ivanem Basso), która podczas 35-kilometrowego etapu Piacenza-Cremona w 2006 roku pędziła 56,860 km/h.

Maglia Rosa

Po tylu latach znów w ekipie w której jadę. No i ładnie, czułem, że dziś możemy wygrać.

Etap stresujący, wymagający maksymalnej koncentracji. Sądzę, że jechałem w najgorszym miejscu całego pociągu, przed Bodziem, który zawsze dokręcał i długo ciągnął. Było wiadomo, że on i Enzo będą głównymi motorami na dzisiejszym etapie i tak było. Sam chyba też źle nie jechałem skoro Bodzio po etapie powiedział, że „zapierdzielałem” a i dyrektor sportowy śmiał się, że staje się czasowcem. Dobrze, bo by wygrać każdy musiał dać z siebie wszystko.

Nibali miał nie startować a po 4 etapie jedzie w różowej koszuli. Świetny początek, będzie większy spokój w drużynie i jak myślę wszyscy nabiorą jeszcze większej pewności. Przynajmniej na razie nie musimy nikogo gonić.

foto: bettiniphoto

wtorek, 11 maja 2010

W końcu w Italii

To co się wczoraj działo było nieporozumieniem, tyle nerwówki w peletonie. Zaczęło się już na 110 kilometrze do mety, przepychanie, rantowanie, wszyscy chcieli być z przodu, a do tego wąskie drogi, wysepki, krawężniki.

Dobrze, że Ivan przyjechał cały i z przodu peletonu, nic nie stracił, a nad niektórymi nawet nadrobił. Jak sam mówi, wszystko dzięki pracy drużyny. Chłopaki się namęczyły, ja nie, ale na mnie przyjdzie jeszcze czas. Mnie wiatr wykańcza, nie dla mnie taka jazda.

Jutro będzie dobrze, drużyna jest silna i wiemy, że możemy powalczyć o wygraną i na pewno będzie blisko.

foto: bettiniphoto

niedziela, 9 maja 2010

Tak jak można było przewidzieć

... dróżki w Holandii nie są najlepszym rozwiązaniem na początek Wielkiego Touru... ale o tym już było we wrześniu przy okazji Vuelty. Pominę to, że organizatorzy często zapominają o kolarzach, bo i o tym było.

Ekipa ładnie prowadziła z przodu Ivana, ale nawet jadąc na czele peletonu można było zostać z tyłu jak Wiggins. Dużo kraks, chwila strachu o Bodzia bo przyłożył obojczykiem który połamał w grudniu ale widać, że metalowa blaszka w obojczyku dobrze zamortyzowała uderzenie.

Jutro nie będzie nic łatwiej, tak więc byle do Italii...

foto: www.corvospro.com

sobota, 8 maja 2010

Kolejne Giro ruszyło

Moje pierwsze Giro w 2002 roku też startowało z Holandii, a obecne dla mnie to już dziewiąte z rzędu.

Zimno i deszczyk. Szkoda, że Maciek startował w deszczu, bo dziś swobodnie było go stać na top 10. Ale co się odwlecze...

Ja jestem zadowolony, oddycham dobrze, czuje się dobrze. Wiem, że moje Giro zacznie się tak naprawdę od etapu do Montalcino ale trzeba być czujnym i uważnym szczególnie przez kolejne dwa dni.

Ivan spokojny, dziś pojechał dobrze i był zadowolony, ja też wierzę, że stać go tutaj na dobry wynik, pracował bardzo mocno i dużo.

foto: bettiniphoto

Rozmowa Sylwestra z Adamem Proboszem i Tomaszem Jarońskim po prologu Giro 2010